Artykuły

Festiwal w Pilznie: Pułapka na widza

Na festiwalu w Pilznie słynny Thomas Ostermeier udowodnił, że ze starego tekstu Henryka Ibsena można zrobić pasjonujący i drapieżnie aktualny spektakl - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Jeden z braci jest burmistrzem uzdrowiska, które zarabia na turystach. Drugi - dziennikarz - wchodzi w posiadanie tajnego raportu świadczącego o tym, że ujęcie zdrojowej wody jest skażone, przez co kuracjusze zaczynają chorować. Rozpoczyna się gra, w której stawką są wpływy do budżetu, dobrobyt mieszkańców, ale i walka o prawdę.

Dramat Ibsena "Wróg ludu" warto przypomnieć, bo tekst ogniskuje dzisiejsze problemy związane z ekologią, biznesem oraz manipulacjami dokonywanymi przez media i władzę w imię interesu publicznego.

Inscenizacja Thomasa Ostermeiera jest zaskakująca. Słynny szef berlińskiej Schaubühne po serii eksperymentów zaczął tworzyć tradycyjny teatr opowieści. Niektórzy odsyłają go już nawet do lamusa.

"Wróg ludu" z początku zdaje się potwierdzać obawy związane z kondycją reżyserską Ostermeiera. Przez dwie godziny każe grać aktorom w sposób prowokująco beznamiętny, nijaki. Muzyczne intermedia, w czasie których bohaterowie śpiewają współczesne przeboje komentujące akcję, robią wrażenie mdłej kokieterii wobec młodszych widzów.

Wszystko to jest przygotowaniem do sceny, podczas której Ostermeier łapie widzów za twarz. Mieli oni luksus oceniania zakłamanego burmistrza, idącego na zgniły kompromis redaktora naczelnego, bezkompromisowego dziennikarza do momentu, gdy w teatrze demokracja staje się bezpośrednia.

Teatralna konwencja zostaje przełamana, na scenie pojawia się mównica i oto przemawiają aktorzy, szukając wsparcia dla dwóch różnych racji. Każdy widz musi się opowiedzieć, po której jest stronie. Kto chce, może przedstawić swój punkt widzenia. Bezwzględnie trzeba głosować, podnosząc rękę do góry.

Argumenty padające w dyskusji świadczą o kryzysie wiary Europejczyków w demokrację. Przestaje ona mieć sens, gdy w imię dobrobytu większości władzę w legalny sposób przejmują ludzie pozbawieni zasad.

Przemówienie dziennikarza zabarwione jest lewicową retoryką. Mówi, że trzeba odżywiać się zdrowo, by zacząć naprawę świata od siebie. Ostermeier, który wydaje się trzymać jego stronę, i tym razem zaskakuje. Gdy dziennikarz ma poczucie moralnej wygranej, bo popiera go większość widzów, odwraca mównicę, która okazuje się lodówką. A on wyciąga z niej piwko, jakby nadszedł czas konsumowania zwycięstwa.

O tym, że w życiu każdego przychodzi chwila kompromisu z życiem, przekonuje finał. Teść Borkmanna był w pierwszej części spektaklu niegroźnym fajtłapą. Ale gdy wszyscy rozprawiali o demokracji, skupił akcje upadającego uzdrowiska i przekazał je zadłużonej córce oraz zięciowi. W jednej chwili twarz starszego mężczyzny staje się bezwzględna, a jego wilczur tylko czeka, by rzucić się do gardła dziennikarzowi mówiącemu komunały o ekologii.

Jednak jego największym wrogiem jest on sam. I tak wszyscy będą przekonani, że pisał o zatrutej wodzie, by pomóc teściowi przejąć zagrożoną spółkę po niższym kursie. W jego oczach czai się pokusa, by zacząć wygodnie żyć, bo świata i tak nie naprawi. Może Ostermeier tłumaczy się w ten sposób z własnych artystycznych kompromisów? Jednocześnie daje znać, że nie sprzedał się do końca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji