Artykuły

"Romeo i Julia" z klasą

"Romeo i Julia" w insc. Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Joanna Roszak w Odrze.

"Romeo i Julia" w reżyserii Janusza Wiśniewskiego może prowokować do refleksji, że teraz odwagą jest zrobić sztukę tak blisko tekstu, bez reinterpretacji. Kto inny powie, że to świetne pragmatyczne posunięcie, zapewniające pełną salę: w dobie naczelnej idei szkół "zawsze fragment" "Romeo i Julia" zostaje podany na dłoni. Właściwie żaden to zarzut. Fakt, po doskonałym "Fauście" Wiśniewskiego spodziewałam się o wiele więcej. Ale życzyłabym młodzieży szkolnej, żeby raz po raz wychowywała się na podobnych interpretacjach. Taki target. Taka karma.

To przedstawienie w pełnym tego słowa znaczeniu "teatralne": wywołujące wrażenie oksymoroniczne - i sztuczne jest, i prawdziwe. Naiwność, natchnioność włoskich kochanków niewyrachowana, olśniewająca, dziwiąca się miłość wywołuje początkowo i uśmiech, i życzliwy śmiech (zakochanych grają gościnnie Antoni Pawlicki - rocznik 1983, absolwent Akademii Teatralnej, i debiut Pauliny Chruściel, rocznik 1980). Śmiechu i humoru tu (u Szekspira) wiele, barwnie wykreowane postaci, wśród których jedna z najciekawszych to odrobinę rubaszna Marta, piastunka Julii (w tej roli Irena Grzonka). Jest naiwnie, kostiumowo, bajkowo, przerysowanie - bo tak zapewne być miało. Widz wie, że znajduje się w teatrze (są spektakle, które tę świadomość znoszą), że prawdziwie dzieje się coś nieprawdziwego.

W sztuce Szekspira: "Każda rzecz stanie się swym przeciwieństwem". Taką kwestię - w potoku innych - usłyszą zresztą pod koniec drugiej części. Sztuczne staje się bliskie skóry, komediowe zamienia się w tragiczne, przypadkowe - stłamszone przez ślepy, jak miłość, los. Niby nic się w samym szekspirowskim tekście drastycznie nie zmieniło, a tyle ten spektakl podsuwa ponownych tematów: można by mówić o finezyjnym przekładzie Stanisława Barańczaka, o sile arcydzieł (bo przecież historię tej pary przedstawili przed mistrzem ze Stratfordu m.in. Luigi da Porto, Lope de Vega, Manteo Bandello).

Na dwie ważne decyzje Wiśniewskiego trzeba wskazać: inkrustuje tekst Szekspira wyrywkami z Dantego. I druga modyfikacja: ten spektakl pokazuje, że zgoda między rodami wieńcząca śmierć kochanków jest małym pocieszeniem. Sztuka się urywa, do zgody nie dochodzi. Jak u Norwida, gdzie łza znad planety przecieka groby kochanków: "A ludzie mówią, i mówią uczenie, / Że to nie łzy są, ale że kamienie, / I - że nikt na nie nie czeka".

Nie chciałabym poprowadzić wątku, którego reżyser pewnie wcale prowadzić nie chciał, podpisywać pod jego pomysłem ideę równouprawnienia w miłości, ale skoro na scenie pojawia się drag queen - były facet - teraz kobieta w czerwonej sukni - zdaje się to znaczące. "Romeo i Julia" to także kochający inaczej, wbrew. Janusz Wiśniewski pokazał szekspirowską sztukę klasycznie. I - z perspektywy nauczyciela-polonisty - z klasą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji