Artykuły

Gdy Kościej zszedł z gruszy

Pisarz, warszawskim widzom właściwie nieznany, a sztuka trudna, pogmatwana, w poety­ce, na domiar, bardzo odległej od naszych tradycji, naszych koligacji kulturalnych, naszych bluźnierstw i nawet od na­szych sarmackich rubaszności. Nie najlepsza to rekomendacja. Tak się już kiedyś stało z wielkim dramatopisarzem Genetem: zaprezentowano go w Warszawie akurat "Murzynami", sztu­ką wybitną, ale tak zawiłą, dla nie wtajemniczonych i nie przy­gotowanych skomplikowaną, że z widowiska zrobiła się łami­główka, podejrzana o mistyfikację, a tego widz mocno nie lubi.

Teatr Ghelderode'a zaskakuje widza. Nie jest to jednak, jak sądzę, zaskoczenie równoznaczne z zaciekawieniem, zafascynowaniem nowością; jest to raczej, jak w przypadku "Murzynów", niepewność, połączona z uczuciem zmęczenia bezradności w stosunku do woli pisarza, Jego oryginalnej stylistyki i niespójnej z pozoru akcji. Ghelderode posługuje się środkami farsy i groteski, to są chwyty komunikatywne, ale grupuje je w osobliwym i kapryśnym układzie, prowadząc do morału przez tyle mylących dróżek, iż skołowany widz zniechęca się i rezygnuje z uwagi.

Wszechstronny "Dialog" zrobił co mógł dla spopularyzowa­ła Ghelderode'a w kręgu czy­telników. Ogłosił przekład pięciu sztuk zmarłego przed pa­ru laty pisarza i parę esejów o jego dramatycznej twórczość (około 50 sztuk). Kto chce, niech zajrzy, poczyta, przestudiuje. Warto. W teatrze naszym też juź Ghelderode był gościem. Z po­kazanej kiedyś widzom przez jeden z teatrów studenckich (jeśli mnie pamięć nie myli) sztuki "Krzysztof Kolumb" nic nie wynikło, bo wykonawcy absolutnie nie rozumieli o co chodzi i zarazili widzów tą nie­wiedza. Z zagranej przez Teatr Stary w Krakowie sztuki "Pantagleize" powychodziły różne antypostępowe szydła z worka. Co wychodzi z obecnego wido­wiska o mistrzu Kościeju? Głównie chyba jakaś flamandz­ka wersja historii o śmierci, która wybrała się zgładzić świat, a została pokonana jego wściekłym witalizmem, winem, kobietą, śpiewem. No i miłoś­cią dwojga ludzi urodziwych, których nic nie obchodzi świat i jego brzydkie sprawy, byle mogli wygadać się poetycko i spłodzić dziecię niewinne (umyślnie spłaszczam, ale tak to wychodzi). Słabo natomiast, co najwyżej aluzyjnie, brzmią akcenty świeckiej, laickiej fi­lozofii i pasji, które są tak sil­ną stroną paru innych sztuk Ghelderode'a.

A jakie jest przedstawienie? LUDWIK RENÉ, odniosłem wraże­nie, z ogromna satysfakcja praco­wał nad inscenizowaniem "Wędrówki", wygląda na to jakby się rozlubował we flamandzkiej rodzajowości: barwne, aluzyjne, dopracowane w każdym szczególe widowisko sprawia wrażenie jakby przedstawienia na kiermaszu, bardzo się stara nie popaść w odrętwienie; przejścia od realistycznych do surrealistycznych scenek (i tych drugich jest sporo) odbywają się gładko. TADEUSZ BAIRD ubrał akcje w ironiczny, huczny akom­paniament, a JAN KOSIŃSKI wyposażył spektakl w dekoracje o nadrealistycznych kombinacjach kształtów i symboli, radujące oko, godne oklasków, a ANIE­LA WOJCIECHOWSKA - pomysłowe, dobrane kostiumy. I kapi­talny jest język przekładu ZBIG­NIEWA STOLARKA, bujny,jurny,jędrny, a zarazem gargantuiczny. I gra aktorów zasługuje właściwie na same pochwały. Ale jest to rów­nocześnie sukces jakby zawieszony w próżni. Mistrz Ghelderode nie zawędrował do nas pod najszczęśliwszą gwiazdą. Chciałbym sie mylić, ale chyba się nie mylę. WIESŁAW GOŁAS z makabrycznym humorem wcielił się w mistrza Kościeja. MIECZYSŁAW STOOR śpiewa cienko i wysila się, grubo jako Porprenaz "koń" karykaturalnego Kościeja. "Miłośnie urodziwych" grają MIROSŁAWA KRAJEWSKA i WOJCIECH DURYASZ, ich bełkot obśmiewa Por­prenaz, nie ułatwia jednak apercypowania tej pary, która obnaża bezradność Ghelderode'a, gdy chciał światu Breugla i Boscha przeciw­stawić świat anielskich kochanków. Dość tanią zabawę w skłóconych ministrów odstawiają ocho­czo JÓZEF DURIASZ i STANISŁAW GAWLIK. Dosyć sprośną, zabawę w męża-żonę i żonę-męża! odgrywają sprawnie KAZIMIERZ DEJUNOWICZ i BARBARA KLIM­KIEWICZ. Baba Saliwena - chce Ghelderode - "jest tłusta, wul­garna, apodyktyczna, nie ma w niej nic sympatycznego,pali faj­kę". Kobieta Saliwena w Teatrze Dramatycznym jest szczupła przy­stojna, sympatyczna dla masochi­stów przyciągająca. To trochę zaostrza drastyczność, ale stępia wulgarność. I w innym przypadku reżyser sprzeciwił się autorowi: je­go wysokość ksiaże Gulaw ma być w intencji Ghelderode'a "tłuściochem o lalkowatej twarzy i rudej czuprynie", a Gulaw WOJCIECHA POKORY jest drobny,chudziutki, delikatny, wyszło to na korzyść postaci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji