Artykuły

Pochwała prostoty

"Szopka polska" w reż. Dagmary Sowy i Pawła Chomczyka w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Dwoje ich tylko, a jakby kilkoro było. Kolędują, dowcipkują, wyśpiewują - aż miło. A najlepiej pod słońcem - dziadują.

Świetną "Szopkę polską" dają w Białostockim Teatrze Lalek Paweł Chomczyk i Dagmara Sowa. To aktorzy niezależni, absolwenci Akademii Teatralnej, znani m.in. z Kompanii Doomsday. "Szopki..." - ich autorski projekt - przed miesiącem nie zdążyli jeszcze na dobre pokazać w Białymstoku, a już pojechali z nią do Stanów. Prezentacja na zaprzyjaźnionym uniwersytecie w Buffalo udała się nad podziw. Młodzi niedawno wrócili, a spektakl czym prędzej na deski teatru zaprosił dyrektor BTL.

I dobrze - bo "Szopkę..." tylko chwalić trzeba.

Rzecz to zrobiona po bożemu, wedle tradycyjnych staropolskich tekstów, z Maryją, Herodem, pasterzami, Trzema Królami itp. Ale i po swojemu: z przytupem, żarcikiem rubasznym, przymrużeniem oka. Widowisko dzieje się w tytułowej niedużej, choć wystawnej, szopce, która w zależności od sceny staje się domem Maryi, szałasem pasterzy, zamczyskiem Heroda. Czy po prostu drogą, którą pokonują zmierzający do Betlejem - przemieszczając się z jednego szopkowego piętra na drugie.

Przemądrzały Archanioł

Młodzi zwijają się jak w ukropie - chowając się za parawanem, zmieniają lalki jak rękawiczki (animują aż 21 postaci!) i głosy z wysokich na basowe. Od czasu do czasu wyskoczą też przed szopkę, by wyśpiewać (pięknie) kolędy i zagrać na fujarce czy skrzypkach.

Na szopkę mają swój pomysł - kto w końcu powiedział, że opowiastka o Dobrej Nowinie ma być serwowana tylko z powagą? Tak więc do Maryi przybywa natchniony, ale i przemądrzały Archanioł, nakazuje drzwi otworzyć, ale "Mościa Panna" trwoży się i uczynić tego nie chce. Archanioł pokrzykuje, tupie nóżką, kręci nosem, w końcu rzecze: "Otwórz Mościa Panno, wolą Najwyższego jest, byś Matką się stała". Na to dziewczątko - już z ciekawością: "Rozumiem, że czeka mnie męskie dotknienie?". Jak z tego trudnego pytania wybrnął Archanioł - zobaczcie sami, to tylko próbka dialogów. Dowcipu tu całe mnóstwo - czasem wystarczy drobiazg, by rozśmieszyć publikę. Gdy Anioł wpada w patos, wydłuża mu się sukienka. A gdy pasterze decydują, że idą za gwiazdą, nagle - wśród kolumienek w szopce - pojawia się, malutki, na miarę lalek, drogowskaz: Betlejem - 50 km.

Dziadowanie na piątkę

Mnóstwo tu drobnych scenek, intermediów i postaci: od Kostuchy, co ścina głowę Herodowi, po diabła w meloniku. A na końcu pojawia się kościelny dziad z kapeluszem - absolutny cymes spektaklu. Gramoli się (lalka) na scenę z nogą niby niewładną, zawodzi dziadowskie pienia, płacze, a nawet grozi publiczności, wymyślając argumenty od parady ("jak dziad wróci bez pieniędzy, to rozzłoszczony stłucze babuśkę..."). Majstersztyk dziadowania!

Oby więcej takich spektakli - prościutkich, zabawnych, kameralnych, ze scenografią z kufra. Które wracają do źródeł lalkowego teatru. W których aktor - tu drągal prawie dwumetrowy - tak musi się gimnastykować za niskim parawanem, by mu nawet czubek głowy nie wyjrzał. A publika patrzy na lalki, jak urzeczona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji