Artykuły

Kraków. Wesoły jubileusz Anny Polony

I podczas spotkania z okazji 45-lecia pracy artystycznej pokazała Anna Polony swój znany charakterek i temperament. Zatem sama narzuciła kształt tego poniedziałkowego wieczoru i jego nastrój - wesoło było od początku do końca. - Było tak jak lubię - wesoło, żartobliwie, lekko; serio jest życie, serio może być sztuka, ale taki wieczór musi być wesoły - powiedziała nam wczoraj wybitna aktorka.

- Lojalnie uprzedziłam Elżbietę Bińczycką: "Ela, Ty nie myśl, że ja ci pozwolę iść po swoje, nie pójdziesz po swoje, bo ja muszę iść po swoje".

I faktycznie, scenariusz przygotowany precyzyjnie przez prowadzącą spotkanie Elżbietę Bińczycką już na wstępie musiał ulec zmianie, bo na scenę do cioci podeszła ukochana siostrzenica, Majeczka Wąsikówna, "owoc związku pobłogosławionego przez księdza infułata Jerzego Bryłę" - jak podkreśliła w rozmowie z nami aktorka.

Potem znów Anna Polony przejęła inicjatywę, wyznając: - Ja tu przyszłam, by to mnie bawiono, ja państwa bawiłam 45 lat.

No i bawiono beneficjentkę, jak i tłum jej gości. Jerzy Nowak prezentując się "w ambitnym repertuarze" piał głosem koguta hymny na cześć koleżanki, a potem dosłownie odszczekał wszelkie słowa krytyczne, jakie kiedykolwiek na jej temat wypowiedział. Musiał też na życzenie recytować "Świteziankę", ale po żydowsku. Z kolei Jadwiga Romańska powiedziała wierszyk, ale i zaśpiewała tuwimowski wiersz o słowiku z muzyką Witolda Lutosławskiego. Dla Pani Profesor Polony śpiewał Zbigniew W. Kaleta (w koszulce z napisem "Polony The Best"), i recytowali Mickiewicza studenci I roku PWST.

W imieniu kadry tej uczelni wystąpił sam rektor Jerzy Stuhr, bawiąc opowieścią o spektaklu "Z biegiem lat, z biegiem dni", w którym to służące jako rekwizyty, a wówczas niedostępne, owoce południowe, podjadała chętnie żeńska część zespołu. - Zatem namówiony przez Jurka Bińczyckiego uczestniczyłem w procederze wstrzykiwania do owoców roztworu solnego, by potem obserwować reakcje koleżanek, za co teraz przepraszam... - opowiadał śmiejąc się, na co Anna Polony z miejsca wyjaśniła: - Ja ich nie jadłam. Było i wyznanie: - Dziękuję ci Jurku, byłeś jednym z najbardziej seksownych amantów mojego życia...

Pojawili się i inni amanci. Z kwiatami i komplementami wtargnął na scenę Jan Nowicki (- Z nim najbardziej lubiłam się całować artystycznie, ale naprawdę, bez bujania - mówiła artystka), obiecał także, że zaśpiewa, ale poszedł i nie wrócił. Z wierszem i wielkim czerwonym sercem wystąpił Aleksander Fabisiak, Jerzy Trela z kolei ofiarował aktorce żółte tulipany, takie, jakimi kiedyś zaskoczył Annę Polony w czasie spektaklu "Fantazego", kiedy postanowił przerwać paromiesięczną wzajemną obrazę.

Nie dotarł natomiast Andrzej Mrowiec, skądinąd siostrzeniec aktorki, u boku którego stworzyła wielką kreację w spektaklu "Kreatura". - Znamy się od dziecka, prowadziliśmy ze sobą rozmaite boje, zatem podobnie było w czasie prób - zwierzała się aktorka. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co zaszło pomiędzy nią a młodą reżyserką Agatą Duda-Gracz, która w czasie próby usłyszała, że jest kiepskim reżyserem. I nie straciła rezonu przed panią profesor: - Widać na stare lata pani na lepszego nie zasłużyła! Riposta spotkała się z uznaniem. Dalej paniom pracowało się lepiej.

I tak pomiędzy wyimkami z ról, prezentowanymi na ekranie, a wspomnieniami i żartami upływał ten wieczór. Przywołano i wypowiedź Konrada Swinarskiego: - Jeżeli Hanka mnie się sprzeciwia, jestem właściwie jej wdzięczny za to, mimo że często się nawet i denerwuję.

Ten swój charakterek pokazała aktorka, co przypominał Józef Opalski, i podczas egzaminu na reżyserię, kiedy to wystraszona komisja egzaminacyjna - bo będzie zdawać Polony! - musiała wnieść aktorkę na salę. Tak to wymyśliła.

Józef Opalski wniósł i ton serio, przywołując wyreżyserowany przez Swinarskiego spektakl "Żegnaj Judaszu" Iredyńskiego, w którym aktorka stworzyła wielką rolę Młodej Bladej. - Byłem na wszystkich spektaklach - wyznał. A już ton absolutnej powagi przybrała sama beneficjentka, gdy mówiła o Konradzie Swinarskim, reżyserze, jej zdaniem, równym Kantorowi i Grotowskiemu. - On ukierunkował moją drogę życiową i moją osobowość, w ogóle był bardzo ważną osobą polskiego teatru. Myślę, że za mało się o nim mówi, za mało się go ceni - podkreśliła.

W pełną żartów aurę wieczoru wpisał się i prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski, który przywołał wierszyk z pamiętnika swojej mamy: By opiać twe wdzięki /poety trzeba by, /ja tego nie potrafię /Mickiewicz chybaby. A dopiero potem udekorował aktorkę za zasługi dla Krakowa medalem Honoris Gratia. Nie tylko jednakże medal ozdobił wielką aktorkę, ale i wieniec laurowy, na którego liściach wypisano jej role.

Całości zdarzeń tego wieczoru opisać nie sposób, niemniej godzi się odnotować i prezenty oraz gratulacje od dyrektora Starego Teatru Mikołaja Grabowskiego - wraz z obietnicą, że na 50-lecie pracy będzie mogła aktorka wybrać sobie rolę na Dużej Scenie tego teatru; i podręczny zestaw medyczny od lekarzy z krakowskiego szpitala MSW, a i pokaz sukni z rozmaitych ról Anny Polony, który już w foyer wieńczył wieczór. To Anna Polony już tylko obserwowała, komentując po cichu młodsze koleżanki - i tu wyjawiając swój charakterek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji