Artykuły

Bez słabych punktów

Wielka reklama koło podziem­nych peronów na Dworcu Cen­tralnym w Warszawie, prezentu­jąca "Złoto Renu" ("Das Rheingold") wystawione właśnie we wrocławskiej Hall Ludowej, do­bitnie świadczy o tym, że dyrek­torka Opery Dolnośląskiej, Ewa Michnik, dba nie tylko o arty­styczną stronę swoich odważ­nych przedsięwzięć, ale także o ich szeroką popularyzację.

Bardzo to dziś ważne i po­trzebne, ale - wsiadając do pociągu, by obejrzeć we Wro­cławiu kolejną niemal szaloną (ze względu na olbrzymie i wielostronne trudności kryjące się w muzycznych dramatach Ryszarda Wagnera) sce­niczną realizację pomysłowej dyrek­torki - zastanawiam się, czy nie jest to aby przedwczesna pochwała jej nietypowych inicjatyw. Obejrzawszy jednak ich rezultat, z wielką ulgą i sa­tysfakcją zarazem wyzbywam się tych obaw. Wrocławski Wagner bo­wiem czyli "Złoto Renu" - początek ogromnej tetralogii, nazwane przez kompozytora prologiem do trzech następnych dramatów (których re­alizacja we Wrocławiu przewidziana jest "ratalnie" do 2005 r.) - ma wszel­kie dane, by podobać się "zwykłej" operowej publiczności, nie sprawić zawodu koneserom, a przede wszystkim zaciekawić nawet kom­pletnie nie przygotowanych laików. Wiadomo, że we wnętrzu ogrom­nej Hali Ludowej nie mogłaby zaist­nieć sceniczna produkcja pozbawio­na wyraźnej widowiskowości; ta jed­nak właśnie cecha jest pierwszym i głównym elementem charakteryzu­jącym wrocławskie "Złoto Renu". Po­trafi - i chce - ją wydobyć z tego utworu znakomity reżyser i inscenizator Hans Peter Lehmann z Hannoweru, prowadzący akcję tak, jakby to nie było trudne dzieło Wagnera, lecz dynamiczna sztuka, np. współcze­snego twórcy musicali. Ułatwia mu to pietyzm z jakim traktuje nie tylko treść, ale i sam tekst dramatu, tak ce­niony przez kompozytora i zarazem autora (który pracując nad ostatnią częścią swojej tetralogii, "Zmierz­chem bogów", gdy skończył jej libret­to, napisał: "A teraz tylko muszę skomponować muzykę") i starannie - niewątpliwie dzięki wymaganiom reżysera - podawany przez wyko­nawców, zarówno polskich, jak nie­mieckich. Odbiorcom ułatwia zaś orientację w dość zawiłych losach mi­tycznych germańsko-skandynawskich bogów i herosów dobry prze­kład tekstu, który biegnie cały czas w napisach nad sceną. Jednym sło­wem zrobiono wszystko, by przed­stawienie było jasne, biegło wartko i czytelnie dla wszystkich. Spektakularność tej premiery podkreślają mo­numentalne, ale i bardzo proste de­koracje Waldemara Zawodzińskiego, w których właściwe miejsce znajduje projekcja siedziby bogów - Walhalli, a niesłychanie istotnym elementem widowiskowości są wspaniale zapro­jektowane światła. Kostiumy w tradycyjno-symbolicznym stylu przygo­towała Małgorzata Słoniowska. Cała reszta jest w rękach trzymającej pa­łeczkę dyrygenta Ewy Michnik oraz w głosach czternaściorga wykonaw­ców, z których właściwie wszyscy są bez zarzutu, a niektórzy zasługują na gorące pochwały.

W dziele Wagnera - może wbrew jego własnemu przekonaniu - główną rolę pełni jednak muzyka. I tu szefowa Opery Dolnośląskiej udowodniła, że stać tę placówkę na realizację nawet tak trudnych za­dań. 120-osobowa orkiestra pod jej batutą grała doskonale - nie licząc drobnych naprawdę potknięć - i utrzymywała napięcie do końca spektaklu, którego fabularne roz­wiązanie znakomicie wymyślił reży­ser; bóg ognia Loge, krytycznie nastawiony do matactw swych krew­niaków, nie wstępuje za nimi do Walhalli. Właśnie tę postać i ekspo­nowaną partię wokalną świetnie in­terpretował tenor Piotr Bednarski, od przeszło 20 lat nieobecny na kra­jowych scenach specjalista nie tyl­ko od Wagnera ale i od bohaterów... operetek klasycznych w niemiec­kich teatrach. Bardzo dobrym ol­brzymem Fasoltem był również Po­lak zza Oceanu, bas Paweł Izdeb­ski, a największego z bogów - Wotana świetnie śpiewał niemiecki gość Hans Peter Scheidegger.

Ze względu na bardzo specyficzne warunki akustyczne Hali Ludowej (jej przeszło czterotysięczna widow­nia sporadycznie tylko służy impre­zom muzycznym) zastosowanie mi­krofonów dla śpiewaków było nie­zbędne - a to raczej uniemożliwia właściwą ocenę partii solowych. Dla­tego wystarczy, jeśli dodam, że w tej realizacji słabych punktów właściwie nie było i "Złoto Renu" Ryszarda Wagnera to niewątpliwy sukces wszyst­kich, którzy nad nim pracowali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji