Artykuły

Mądremu biada

Pięćdziesięciolecie Rewolu­cji Październikowej stało się okazją do przypomnienia co ciekawszych pozycji drama­turgii rosyjskiej i radzieckiej. Stołeczny Teatr Dramatyczny wystąpił właśnie z premierą "Mądremu biada" Gribojedo­wa. Ten świetny utwór nie­zbyt często trafia na nasze sceny, w Warszawie wysta­wiony był tylko raz jeden, przed szesnastu laty. Były to czasy panowania wzorów MCHAT-u i Teatru Małego, co oczywiście odbiło się na tym przedstawieniu. Ludwik René nie skorzystał z wzorów - naszych i radzie­ckich - rodzajowego potrak­towania komedii Gribojedo­wa. Nie ma w przygotowa­nym przez niego spektaklu studium obyczajów Rosji po­czątków XIX wieku, nie ma tego, co się nazywa tłem epo­ki, René całą uwagę skupia na tych myślach Gribojedowa, których aktualności można było i dziś zaufać. I mimo, iż przedstawienie nie jest pozba­wione pewnych mankamen­tów, reżyser osiągnął efekt niebagatelny: słucha się sztu­ki z pełnym zaangażowaniem. Gribojedow jest tu żywy, nie muzealny, trafia w problemy, które i dziś niemało ważą. Precz z tego miasta! Nie wrócę!

Skończone! Z zamkniętymi oczyma za

najdalszą metę! W świat, gdzie swój kącik

znajdzie serce znieważone!

Z tymi słowami schodzi ze sceny Czacki, rosyjski Alcest, mizantrop nie chcący się po­godzić z obłudą, fałszem i głupotą świata, w jakim mu przyszło żyć. Czacki, jak sam Gribojedow, porzuca wielkoświatowe towarzystwo, w któ­rym jego nonkonformizm wy­daje się być po prostu szaleń­stwem. Dla Gribojedowa tą "najdalszą metą" stała się Persja. W 1818 roku, dwudziestotrzyletni kandydat nauk filozoficznych, absolwent wy­działu prawa uniwersytetu moskiewskiego, obejmuje sta­nowisko sekretarza rosyjskiej misji dyplomatycznej. W służ­bie dyplomatycznej pozostanie do końca życia, zginie w Per­sji z rąk rozfanatyzowanego tłumu w 1829 roku. Tragiczny finał programowego nonkon­formisty i liberała w służbie samodzierżawia. Po Gribojedowie pozostała tylko jedna sztuka. Jako mło­dy chłopak napisał parę ko­medii znanych dziś wyłącznie historykom literatury. "Mą­dremu biada" wystarczyło, żeby zapewnić mu trwałe miejsce w rosyjskim Panteo­nie. Nie tylko dlatego, że utwór ten stanowi pomost między pierwocinami XVIII stulecia a wielką rosyjską li­teraturą następnego wieku.

Dekabryści, z którymi Gribo­jedow związany był węzłami przyjaźni, znaleźli w "Mądre­mu biada" własne ideały, a wszystkie późniejsze pokole­nia widziały w Czackim wzór niepokornej postawy, wzór człowieka, który nie zgina karku, który nie pozwala się wprząc w żadne jarzmo, który chce myśleć samodzielnie. Między rozpieszczonym Onie­ginem a nieszczęsnym Akakijem Akakijewiczem z Gogolowskiego "Płaszcza" znalazł się Czacki ze swoją afirmacją indywidualizmu, umiłowaniem wolności, brakiem zgody na jakąkolwiek formę oportuni­zmu. Ludwik René zrobił spek­takl,w którym słowo gra rolę centralną; ta troska o tekst przywodzi na myśl teatr ra­psodyczny. Aktorzy zwracają się wprost do publiczności. Czacki swoje inwektywy rzu­ca z proscenium na głowy pierwszych rzędów. Partnera­mi są tu dla siebie nie aktorzy na scenie, lecz widownia i aktorzy. Reżyserowi udało się stworzyć tę szczególną i nie­łatwo osiągalną atmosferę par­tnerstwa między sceną a wi­downią. W efekcie publiczność reaguje na Gribojedowa tak żywo, jakby nie dzieliło nas od chwili napisania tej sztuki, bądź co bądź prawie półtora wieku. Głupcy, których wyprowadza z równowagi każda myśl choćby trochę odbiega­jąca od konwencji do jakiej przywykli wszędzie wietrzący schizmy, odstępstwa, niebez­pieczne nowinki; kaleki mo­ralne, żyjące na klęczkach i modlące się do autorytetów, cwaniacy żerujący na oportu­nizmie bliźnich. To wcale nie stare, to wcale nie przebrzmia­łe. Na dobro Renégo należy zapisać, że umiał to w przed­stawieniu pokazać, że właśnie na te treści położył główny nacisk. Przy tym wszystkim spek­takl jest trochę nierówny, ak­torzy, nie prowadzeni twardą ręką, tu i ówdzie pomykają w stronę rodzajowości. Najwy­raźniej to widać w roli Fa­musowa. obrońcy wszystkie­go, co zatęchłe, granej przez Tadeusza Bartosika. Ten wy­trawny aktor stworzył postać bliższą atmosferze sztuk Ostrowskiego niż tego, co chciał René wydobyć z Gri­bojedowa. Czackiego gra z wdziękiem, kulturą i bardzo przekonywająco Zbigniew Zapasiewicz. Pięknie mówi wiersz; potoczyste, pełne ję­zykowych finezji tłumaczenie Tuwima, doskonale brzmi w jego interpretacji. Zapasie­wicz przydał Czackiemu ton jakby lekko romantyczny, co jest w tym wypadku jak naj­bardziej na miejscu. Znana z telewizji Magdalena Zawadz­ka dobrze sobie radzi i na sce­nie. Nie tylko jest prześliczna; z niełatwej roli Zofii Famusowny wydobyła wiele różno­rakich tonów. Ładnie zagrała Katarzyna Łaniewska, poko­jówkę Lizę. Nie udał się na­tomiast Mołczalin. Ten koncypient jest rzeczywiście małą kreaturką, ale kreaturką moralną. Maciej Damięcki gra go tak, że nieprawdopodobna staje się miłość Zofii do niego. Skoro piękna panna wolała jego niż świetnego Czackiego, musiał on mieć przynajmniej zewnętrzne jakieś walory. To zwinięte służalczo pokurczę, jakie pokazuje Damięcki, nie mogłoby oczarować nawet starej rezydentki.

Autorem dekoracji jest Jan Kosiński. Jak zawsze, mają one wiele uroków. Najbar­dziej jednak udał się Kosiń­skiemu plakat odgrywający zresztą pewną rolę także i w spektaklu. Plakat, na którym cała masa wyciągniętych rąk wytyka palcem samotną po­stać, jakby uciekającą przed ostracyzmem, w ciekawym skrócie przekazuje ideę tego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji