Wagner we Wrocławiu
To była sensacja na skalę europejską. We Wrocławiu pojawił się Wagner i to podwójnie. Opera Wrocławska, jak niektórzy chcą - Dolnośląska, wystawiła po 70 latach monumentalne arcydzieło muzyczne Ryszarda Wagnera "Złoto Renu". Opera, ściślej - dramat muzyczny - jest pierwszą częścią tetralogii "Pierścień Nibelunga".
Z tej też okazji, 140 lat po pobycie kompozytora w nadodrzańskiej metropolii, przybył do Wrocławia jego wnuk Wolfgang Wagner, dyrektor światowej sławy teatru w Bayreuth, wystawiającego wyłącznie dramaty muzyczne jego dziadka.
Wagner był nie tylko kompozytorem, ale reformatorem opery i teoretykiem teatru. Porównać go można ze Stanisławem Wyspiańskim i rolą, jaką odegrał w dziejach dramatu i teatru polskiego. Wyspiański był zresztą zafascynowany ideami Wagnera i większość jego utworów nosi piętno wagnerowskich teorii. M.in. sceniczna jedność sztuk pięknych: muzyki, słowa i plastyki oraz nawrót do antycznej tragedii, w wypadku Wagnera do mitologii germańskiej
Wysokie wymagania artystyczne i techniczne
Wystawianie dzieł wagnerowskich należy do przedsięwzięć niezwykle skomplikowanych ze względów artystycznych, technicznych i do niedawna... ideologicznych. Ideologicznych, bo nadużywając warstwy ideowej dla własnych celów Hitler ogłosił Wagnera rzecznikiem poglądów nacjonalistycznych. W rzeczywistości, co też podkreśliła w rozmowie za mną menadżer, dyrektor, dyrygent Opery Wrocławskiej i kierownik muzyczny przedstawienia w jednej osobie, Ewa Michnik, w swoich muzycznych dramatach Wagner przeciwstawiał się gwałtowi i sile jako metodom zmieniającym świat, odwołując się do miłości.
Długie jednak lata po wojnie dramaty Wagnera nie mogły na polskich scenach ujrzeć światła dziennego. Raz tylko zaprezentowano całą tetralogię na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie za dyrekcji Roberta Satanowskiego, byłego dyrektora Opery Wrocławskiej.
Monumentalne dzieła wymagają przestrzeni scenicznej, rozbudowanej scenografii. Tego zadania podjęli się scenograf Waldemar Zawodziński i kostiumolog Małgorzata Słoniowska, współpracująca również z operą w Gorlitz. Reżyserował Hans-Peter Lehman z Hannoveru. Od strony wykonawczej Wagner wymaga nie lada kondycji od śpiewaków - przedstawienia trwają kilka godzin. Wrocławskie trwały prawie trzy godziny i to bez przerwy.
Skąd wziąć ludzi i pieniądze? - Bez sponsorów nie było mowy o realizacji widowiska, mówi Ewa Michnik. Dlatego w Hali Ludowej zaprezentowano tylko cztery spektakle, które obejrzało przeszło 12 tys. widzów (hala mieści 3,5 tys. miejsc). Nie ma również mowy o gościnnych występach za granicą.
Niepowtarzalność imprezy sprawiła, że przybyli melomanii z różnych części Europy. Widziało się autokary z Niemiec, Holandii, na widowni bawili goście z Kanady, a nawet Australii.
Opera Wrocławska słynie z monumentalnych widowisk i współpracy z najlepszymi światowymi artystami, jednak nawet i na tym tle, Wagner we Wrocławiu - to była prawdziwa sensacja. Tym bardziej, że konkurowały ze sobą dwie obsady: polska i niemiecka, w której to z przyjemnością spotkałem znajome nazwisko Piotra Bednarskiego z teatru operowego w Chemniz (dawniej z Warszawy) i Elżbiety Ardam, którą podziwiałem w Operze Frankfurckiej.
Znowu za rok i...
Cieszy, że Wrocław, który po wojnie nie miał szczęścia do Wagnera, jest teraz na ustach melomanów całego świata, o czym świadczą liczne artykuły prasowe. I tak chyba będzie nadal, bo przewidziane są już daty premier kolejnych trzech części tetralogii: "Walkirii" - 29 maja 2004, "Zygfryda" - 16 października 2004 i "Zmierzchu bogów" - 18 czerwca 2005 roku.
Powstałe w styczniu tego roku Towarzystwo Wagnerowskie we Wrocławiu, którego honorowymi członkami są m.in. Ewa Michnik, hr. Wojciech Dzieduszycki i światowej sławy polski tenor Ryszard Karczykowski (przed laty solista Opery Frankfurckiej), myśli o nadaniu jednej z ulic miasta imienia wielkiego kompozytora oraz wmurowania tablicy pamiątkowej na budynku przy ul. Łąkowej, gdzie znajdował się kiedyś hotel "Zettliz". Tam zatrzymał się Ryszard Wagner w czasie swego pobytu w Breslau - Wrocławiu. Idea ta znajduje poparcie Międzynarodowego Towarzystwa Wagnerowskiego w Bayreuth, którego wrocławski oddział jest częścią składową.
Za rok wybieram się więc do Wrocławia na ponowne spotkanie z Wagnerem.