Artykuły

Uwaga! W Teatrze Animacji sztuka dla widzów dorosłych

"Molier" Neville'a Trantera i Adriana van Dijka w reż. Neville'a Trantera w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Teatr Animacji w Poznaniu wraca do dobrej tradycji tego miejsca, kiedy na widowni zasiadała dorosła publiczność. A ma ją skusić nowy tytuł na afiszu: "Molier".

"Molier" to zabawna, kabaretowo opowiedziana historia życia wielkiego dramaturga i komedianta w jednej osobie - Moliera. Nie jest to jednak sztuka do końca biograficzna. Wątki z życia Moliera mieszają się z wątkami z jego sztuk, a członkowie rodziny mogą się nam pomylić z bohaterami komedii. ("Chory z urojenia", "Świętoszek"). Nie o detale tu jednak idzie, ale o problem uwikłania artysty w życie dworu. Z obserwacji i doświadczeń twórcy spektaklu Neville'a Trantera wynika, że niewiele się pod tym względem od czasów autora "Świętoszka" zmieniło. Kiedyś artysta zależał od łaski króla, dziś - urzędnika lub sponsora. Zawsze jego popularność zależna jest od gawiedzi. Aby wyostrzyć ten problem, reżyser wprowadził postać lalkowe alter ego.

Drugi wątek, który wydaje mi się niezwykle intrygujący, to kwestia lojalności: Moliera wobec króla oraz Antosia (służącego) wobec Moliera.

Neville Tranter, podobnie jak Molier, nie tworzy fabuły w oderwaniu od kontekstu. W poznańskim spektaklu odbija się mniej lub bardziej głośno to, co się dzieje za oknem (np. problemy Teatru Polskiego we Wrocławiu, który zatrudnił aktorów porno, czym wywołał lawinę protestów i interwencję wicepremiera rządu). Bohaterowie przedstawienia nie posługują się tylko językiem wysokiej poezji, potrafią zakląć, kiedy trzeba, pokazać sprośnym gestem, gdzie mają cudze słowa...

Tranter nie buduje świata przedstawionego na scenie. Wystarczają kotary pluszowe (jak w klasycznym teatrze) i "pyszne" lalki muppetowe wzrostem dorównujące aktorom. A ci w "Molierze" są znakomici. Ich klasę daje się odczuć, kiedy tylko - na początku - zakładają okulary z długimi lub garbatymi nosami. A kiedy biorą w swoje ręce lalki, zabierają publiczność w inny świat, świat skarnawalizowany, w którym gruboskórność i dosadność sąsiaduje z finezją, śmiech ze łzami, poezja z prozą, życie rodzinne z polityką, miłość ze zdradą...

Prym wiodą protagoniści: tytułowy Molier (Marcin Ryl-Krystianowski) i Antoś (Artur Romański). Marcin Ryl-Krystianowski kreuje postać Moliera animując lalkę rękoma i głosem, ale jego twarz, ciało, jakby upodobniały się do lalki, jakby lalka i aktor tworzyli jeden organizm. Podobne wrażenie odniosłem, kiedy Artur Romański animował majestatyczną postać króla Ludwika XIV. Ale Romański w tym spektaklu urzeka i bawi przede wszystkim, kiedy w żywym planie gra sługę Antosia. Momentami miałem wrażenie, że "kradnie" rolę głównemu bohaterowi.

Dwóm protagonistom wieczoru sekundują: Igor Fijałkowski, Mariola Ryl-Krystianowska, Sylwia Koronczewska-Cyris, Dominika Byrska.

Podczas premierowego przedstawienia chwilami siadało tempo. Myślę, że za dwa lub trzy wieczory złapie ono właściwy rytm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji