Artykuły

Inauguracja sezonu operowego

Nowy sezon opery poznańskiej otworzono w tych dniach wielce uro­czyście "Halką" Stanisława Moniuszki. Pomysłowi temu wypada tylko przyklasnąć. "Halka" jest czołową pol­ską operą narodową, o niezrównanej energii rytmów, przepysznych chórach, porywających, śpiewnych ariach - a niezależnie od muzyki (o której zna­nych i uznanych pięknościach mu­zycznych próżnoby tu się rozwodzić) ma oryginalne libretto dramatyczne, uprzedzające weryzm - a zarazem śmiałe społecznie, jak na swój czas.

Sławny muzyk drugiej połowy XIX w. H. Bulow tak charakteryzował to dzieło: "Akcja opiera się na prasta­rym, ale wiecznie młodym temacie, mianowicie na konflikcie pomiędzy pa­nem a niewolnikiem i ma przez to godną uwagi tendencję obyczajową. Niemoralnemu panowaniu "ancienu regime'u rzuca się tu rękawicę wyzwa­nia bez wszelkich ogródek. Bohaterkę Halkę należy pojmować jako przedsta­wicielkę włościaństwa, a jej tragiczny koniec jest filipiką przeciwko feudal­nym nadużyciom". Mimo tych zachwy­tów Bulowa nad fabułą "Halki", już od dawna wśród krajowych muzyków panowała opinia, że dzieło Moniuszki wymaga jeszcze pewnych poprawek librettowych, idących w kierunku usu­nięcia nagromadzonych nieprawdopodobieństw. Entuzjasta twórczości mi­strza z Ubiela Stan. Niewiadomski przemyślał gruntownie tekst "Halki" i zaprezentował operę w roku 1919 (Lwów) w zupełnie nowym ujęciu. Wersja Niewiadomskiego ne przyjęła się - chociaż miała ona niektóre na­der ciekawe pomysły.

Obecnie w operze poznańskiej uka­zano nam jeszcze jedną redakcję "Hal­ki", ale tym razem prawdopodobnie trafiono w ton właściwy! Powrócono jakby do pierwotnego rzutu autora li­bretta Włodzimierza Wolskiego - do opery dwuaktowej. Całość zyskała przez to ogromnie i na zawartości i na rozpędzie dramatycznym. Doskonale komponuje się finał pierwszego aktu, sromotne wypędzenie Halki i Jontka - za drzwi. Przekonywująco rozwiązano dekoracje tego pierwszego aktu. Efektowny gmach pałacu szlacheckie­go pysznie kontrastuje z prostackim ubiorem i naiwnym zachowaniem "nie­szczęsnej Halki", czyhającej u krat bramy - na uwodziciela. Ta brama, umieszczona szczęśliwie na przodzie sceny, nabiera teraz jakiegoś znacze­nia symbolicznego. Jest barierą dzie­lącą dwa stany...

Pełne uznanie należy wyrazić inscenizatorowi "nowej" "Halki" dr. Zygmuntowi Latoszewskiemu, oraz re­żyserowi opery Karolowi Urbanowi­czowi. Obaj dali nam koncepcję logicz­ną, interesującą i trafnie realistyczną. Wielką pomoc zyskano w osobie primadonny Zofii Fedyczkowskiej, która w partii tytułowej stworzyła kreację przekonywującą, sugestywną, prze­myślaną aktorsko w każdym szczegó­le. Już pierwsze wejście "Halki" na scenę, momenty witania się z Janu­szem, sposób chodzenia, gesty - ka­zały nam wierzyć, że to prawdziwa chłopka przybyła do miasta z zapadłej wioski góralskiej. Cały akt "ludowy" (II) aż do ostatniej "apoteozy z harfą" wygrała i wyśpiewała Fedyczkowska takim żywiołowym rozmachem, kon­trastami i w tak dramatycznych ak­centach, że można jej kreację posta­wić w szeregu wybitnych.

Pisał Moniuszko w liście do krytyka Sikorskiego po prapremierze wileń­skiej (1848): "Powiadają ludzie, że ca­ły drugi akt ma być doskonały - a uczucie po wysłuchaniu całości nie ma być żadne przyjemne, tylko jakieś straszne, niespokojne i zacierające się zwolna, jakby po szczęśliwym przeby­ciu groźnej katastrofy".

Widać, że opera Moniuszki nie ze­starzała się, nie straciła rumieńców młodości, bo właśnie takie samo (jak publiczność wileńska sto lat temu!) mieliśmy wrażenia i po wysłuchaniu premiery poznańskiej.

Do sukcesu artystycznego przyczynili się prócz Fedyczkowskiej i inni soliści. Świeżością i pięknem głosu wybijał się zwłaszcza Jontek - Fran­ciszek Arno. Także Marian Woźniczko jako Janusz sprawiał korzystne wrażenie walorami wokalnymi i swo­bodną postawą sceniczną. Muzykalna Krystyna Kostalówna dostała trafną rolę. Zofia leży na ogół dobrze w jej możliwościach głosowych - choć ta partia w kontraście do dramatycznej Halki wymagałaby może sopranu bar­dziej srebrzystego w "timbre". Zato artystka wyglądała, zwłaszcza w stro­ju ślubnym "jak z obrazka": dystyngowanie i "szlachecko". Igor Mikulin (Stolnik) śpiewał tym razem blado (tęskniliśmy do kreacji Urbanowicza!) W mniejszych rolach słyszeliśmy A. Szczurowskiego (Dziemba), W. Chomiaka, J. Bieńkowskiego i L. Grzego­rzewskiego. W tańcach góralskich błysnęła werwą Barbara Bittnerówna, ale pewne efekty tancerki należały do nie­wybrednych. Udział solistki - prima­baleriny w słynnym Mazurze, może budzić zastrzeżenia. W braku wielkie­go korowodu baletowego (zapewne kwestia kostiumów!) posłużono się Bittnerówną.

Dyr. Zygmunt Latoszewski przy pul­picie nadał "Halce" właściwy kształt rytmiczny i życie. Dobrze "trzymał" orkiestrę w akompaniamentach. Typ muzyki moniuszkowskiej niewątpliwie odpowiada temu dyrygentowi. Deko­racje projektował Zyg. Szpingier. I obraz bez zarzutu. Natomiast II - sam w sobie ładny, niestety ekspresjonistyczne, "syntetyczne" góry kłóciły się z realizmem pałacu Stolnika (z I obrazu). Jeżeli artysta zdecydował się na początkowy realizm, to trzeba było zachować konsekwentnie styl i w dalszym ciągu. Nic łatwiejsze­go, po wysłuchaniu i tak popularnej opery, jak "Halka" wyliczyć wszystkie usterki solistów, chóru, czy or­kiestry, biadać nad niestrojącym fisharmonium itd. Przejdźmy nad tym do porządku dziennego. Pier­wsze w nowym sazonie przedsta­wienie opery poznańskiej było staranne i zasługujące na komplementy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji