Artykuły

Noc cudów

Gałczyński nigdy nie zo­baczył na scenie żadnej ze swoich dwóch komedii; ani "Mistrza Andrzeja" (napisanej wspólnie z A. Mauersbergerem), ani "Babci i wnuczka", nie mówiąc już o najmniej­szym teatrzyku świata "Zielonej gęsi", który po­wstał z myślą o druku, nie o scenie. W pierwszym po­wojennym piętnastoleciu Gałczyński osiągnął kolo­salną popularność, taką, jaka w owych latach nie stała się udziałem żadne­go innego poety. Trochę wbrew opiniom oficjalnej krytyki, której w tych wierszach pełnych

...ptaków, różnych

pobrzękadeł,

złocistości, srebrzystości,

księżyców, Bachów i

świateł.

brakowało tak wówczas modnego tonu "patetyczne­go serio".

Teatr owych lat nie mógł przyswoić komedii Gałczyńskiego - były zbyt odległe od panującej este­tyki. Sam autor zaczynał u schyłku życia wątpić już nie tylko w udatność swo­ich sztuk (nie należą one w dorobku Gałczyńskiego do utworów najwybitniej­szych), lecz i w swoją poe­zję.

Wybaczcie mi, ludzie,

jeśli

w tych pieśniach dałem

tak mało,

że nie takie niosę pieśni,

jakie by nieść należało.

Czas rozwiał te wątpli­wości. Gałczyński był poetą młodzieży tuż po wojnie i pozostał bliski młodzieży do dziś. To właśnie w róż­nych teatrzykach studenc­kich przeszli chrzest bo­jowy "Mistrz Andrzej", "Babcia i wnuczek" i "Zielona gęś". W tych teatrzy­kach dziesiątki razy wy­stawiano montaże poezji autora "Kolczyków Izol­dy". "Noc cudów" pokaza­na ostatnio na scenie Sali Prób Teatru Dramatyczne­go ma coś z atmosfery, jaką udaje się osiągnąć w najlepszych studenckich imprezach, kiedy to akto­rzy i widownia bawią się jednocześnie i równie dob­rze. Spektakl przygotował tegoroczny absolwent PWST Piotr Piaskowski, jako swoją pracę dyplomową. Jest on także obok reżyse­rii autorem adaptacji. Na­zwał swój montaż nie na­zbyt szczęśliwie: kabare­tem formistycznym. Nie warto się jednak czepiać niefortunnego sformułowa­nia, skoro całość udała się wcale nieźle.

Na "Noc cudów" złoży­ły się fragmenty "Babci i wnuczka", kilka "Zielo­nych gęsi" oraz wiersze. Montaż jest ciekawy, utrzymany w jednym tonie. Właściwie niczego nie można młodemu autorowi zarzucić poza tym, że nie wychodzi w traktowaniu Gałczyńskiego poza stereotyp. Nie jego to oczywiście wina. Stereotyp ten kształ­tował się na przestrzeni dziesięcioleci, u jego źró­deł znajdują się i niechęć luminarzy naszej poezji do tego typu twórczości, jaką uprawiał Gałczyński, i błę­dy jakie w tak zwanym "minionym okresie" popeł­niła w stosunku do Kon­stantego Ildefonsa nasza krytyka łącznie z poloni­styką. Gałczyński wciąż jeszcze uważany jest za kpiarza, żonglera "pięknościami", prestidigitatora i angelologa. A przecież czas by już było przyjrzeć się Gałczyńskiemu - w piętnaście lat po śmierci - ponad utartymi sądami o jego twórczości. Jest to bowiem, wbrew pozorom, poeta tragiczny. Poeta, który dał przejmujący wy­raz rozterkom swoich cza­sów. Piotr Piaskowski, wspo­magany przez Jana Kosiń­skiego, który zrobił prze­śliczne i dowcipne dekora­cje, dał spektakl pełen werwy i humoru. Sprawny, o dobrym tempie. Jest to noc cudów, a więc Babci, Wnuczkowi, smutnemu kelnerowi i całej reszcie przygrywają grajkowie w osiemnastowiecznych stro­jach. Są oczywiście i kan­delabry (a raczej świecz­niki) i stare zegary, i wi­chura, Bardzo ładne stro­je zaprojektowała Irena Burke, autorem udanej oprawy muzycznej jest An­drzej Zarycki.

Znakomicie czują się w tym spektaklu aktorzy z Danutą Szaflarską jako Babcią Lorelei na czele. Po komediowej roli w sztuce "Ja - Napoleon" - jeszcze jedna świetna, z temperamentem zagrana rola. Jaka szkoda, że tak długo komediowe talenty tej aktorki nie były w peł­ni wykorzystywane. Obok Szaflarskiej widzimy Jani­nę Traczykównę (Katarzy­na), Ryszarda Pietruskiego (Jerzy i Adamus), Zbi­gniewa Koczanowicza (Eli­zejski), Zygmunta, Kęstowicza (Płeć), Wojciecha Duryasza (Wnuczek) oraz Macieja Damięckiego (Ig­nacy i Rączka). Na widowni przeważa młodzież. Młodzi ludzie świetnie odbierają i hu­mor Gałczyńskiego, i kon­wencję spektaklu. Wszys­cy świetnie się bawią, ak­torzy na scenie i widzo­wie na swoich miejscach. Zresztą Jan Kosiński chcąc uzyskać bliższy kon­takt między sceną i pu­blicznością, wysunął po­dest aż między krzesła, a dekoracje umieścił i w fo­yer prowadzącym na wi­downię, reżyser zaś objął akcją całą salę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji