Złota czaszka
Przepojony mistycyzmem niedokończony dramat romantyczny stał się dla młodego reżysera Ryszarda Peryta właściwie pretekstem do przeprowadzenia dyskusji całkiem współczesnej - o losie jednostki wobec konieczności historycznej, o beznadziejnym bohaterstwie skazanym na przegraną, lecz podejmowanym przez ciągle nowych ludzi w imię wielkiej idei (a może w imię psychicznej potrzeby bohaterstwa?) o zdradzie czyli ludzkim rozdwojeniu, o konflikcie idei i światopoglądów. Anegdota jest szczątkowa, realia mało istotne. Jakaś postać, podobno historyczna - szlachcic przywódca, jego żona, córka, narzeczony oraz Ksiądz, Żyd i pan Koniecpolski - kunktator, postacie z naszej "szopki narodowej" - pojawiające się na scenie jak w szopce. Parę polskich rekwizytów - stół, chleb, grób, świece, ogrywanych jak w jasełkach, z mocnym podkreśleniem symboliki. Przedłużony ruch, gest, pochylenie głowy, strój, który bardziej zaznacza postać niż ją ubiera. Asceza środków. Za to głębokie wewnętrzne przeżycie aktorów, jakby akt strzelisty, wypełniający kruchy fragment akcji wielką namiętnością, żarem. Przedstawienie składa się z napięć oraz z ciszy, która napięcie pogłębia. Jest to specyficzny rodzaj teatru-misterium. Wymaga on od widza skupienia i zarazem otwarcia się na sprawę. Wersja Peryta jest patetyczna, gra się ją na najwyższym ,,c" i tylko przy takim nastawieniu widz jest w stanie przyjąć tak gwałtowne emocje aktorów. Spektakl ważny, prowokujący do dyskusji (np. koncepcja walki-zrywu może budzić sprzeciw, także motywacje działań głównych bohaterów historycznego dramatu - Złotej Czaszki oraz Żyda, emisariusza, Pana Koniecpolskiego, wreszcie mistycyzm, który reżyser wyostrzył, co wszakże może wydać się niezwykłe i anachroniczne zarazem, jeśli wziąć pod uwagę perspektywę historyczną, z jakiej odczytuje się dramat).
W zielonogórskim wydaniu spektakl miał jednak pewną wadę techniczną, która odbierała klarowność zagęszczonej symbolice - odbywał się za blisko widowni - bez koniecznej perspektywy i wyniesienia w górę, właściwego konwencji szopki. Chwilami odczytanie znaku było prawie niemożliwe, rozpraszało to emocję odbioru. Imponująca była natomiast prostota środków wyrazu i znakomite aktorstwo (Andrzej Seweryn, Barbara Majewska, Ewa Benesz, Małgorzata Dziewulska, Jerzy Zelnik i Ireneusz Wykurz).