Artykuły

Znów Broch i Musil w teatrze Krystiana Lupy

Krystian Lupa porusza się na dobrze znanym sobie terenie. {#au#890}Broch{/#} i {#au#796}Musil{/#}, reprezentanci faworyzowanej przez znakomitego reżysera literatury niemieckojęzycznej, nie pierwszy raz znajdują miejsce w jego autorskim teatrze. Po przygotowanej w krakowskim Starym Teatrze drugiej części {#re#2448}"Lunatyków"{/#} stało się jasne, że artysta powróci do tego tematu. Pierwsza część obecnego przedstawienia Teatru Polskiego we Wrocławiu oparta jest na jednym z wątków ostatniej części trylogii Brocha "Hugenau czyli rzeczowość". Nie bez przyczyny Lupa, który jest także autorem scenicznej adaptacji, zatytułował ją imieniem głównej bohaterki Hanny Wendling. To jej towarzyszymy w oczekiwaniu na powracającego z frontu I wojny męża. Jej oczami patrzymy na okropności wojny. Jednak reżyser nie ukazuje ich na scenie bezpośrednio. Ważniejsza jest sytuacja rozpadu, powodowanego przez kataklizm w ludzkich wnętrzach. "Wojna jest druga, wszystko zaczyna się w nas" - mówi w pewnym momencie Hanna (Halina Rasiakówna) i te słowa uznać trzeba za klucz do zrozumienia sensu spektaklu. Wojna obecna jest w ludziach, a może to oni, pogwałceniem podstawowych wartości, doprowadzili do jej wybuchu. Atmosferę wszechobecnego rozpadu ludzkich więzi i wszelkiego dobra widzimy w sekwencjach zabawy na tyłach frontu, w postaciach oficerów, którzy smutek nieodwracalnie złamanego życia topią w alkoholu. Wreszcie w bezradności tytułowej bohaterki. Najbardziej przejmujące są sceny, kiedy Hanna bez celu przechadza się po scenie, a realność życia przechodzi w coś na kształt snu.

W teatrze Krystiana Lupy zawsze inaczej traktowany był czas. Jego przedstawienia nie dawały widzowi chwili wytchnienia. Z pozoru niewiele się działo, a mimo to wielogodzinne spektakle wywoływały bezustanne emocje i doprawdy nie pozwalały na nudę. W pierwszej części inscenizacji Teatru Polskiego artysta nie tracąc z oczu tytułowej bohaterki, decyduje się otworzyć przed oczami widza epicką perspektywę. Stąd wielka przestrzeń sceny, zaprojektowanej przez Lupę, a na niej osamotnione, bezbronne postaci. Artyście udało się połączyć bliską obserwację każdego z obrazem świata, który doprowadza je na skraj upadku. W swym poprzednim spektaklu z wrocławskiego Teatru Polskiego - pokazywanym na ubiegłorocznych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych {#re#5212}"Immanuelu Kancie"{/#} Bernharda - Krystian Lupa umieścił filozofa na szalonym, płynącym do Ameryki, okręcie. Można go nazwać współczesnym Titanicem wyższej kultury, inteligencji, prawdziwych wartości. Wtedy unosił się on jeszcze na powierzchni. Tym razem zatonął, bez szansy na ratunek. Dlatego diagnoza wrocławskiego spektaklu jest tak bolesna. Ukazuje siłę tej literatury - literatury dotyczącej nie tylko historii, ale nas - tu i teraz.

Po Brochu przenosimy się wraz z twórcą w świat Roberta Musila. Opowiadanie "Kuszenie Świętej Weroniki" to nie pierwsza przygoda Lupy z tym autorem. Przed laty, znów w krakowskim Starym Teatrze, zrealizował {#re#23860}"Marzycieli"{/#}, odkrywając tym samym tę niezwykle trudną dramaturgię dla sceny. Opowiadanie, przygotowane tym razem, jest jakby drugą stroną historii Hanny Wendling, tyle że przedstawioną w mikroskali. Na scenie tylko cztery postaci. W jej centrum jest stół rodzinny, przy którym celebrowany jest wciąż ten sam obiad. Tym razem jednak nie

warto nawet próbować opowiadać akcji. Tak samo ważne są zdarzenia realne, jak to, co dzieje się w świadomości Weroniki (Ewa Skibińska). To ona zagubiona i pozbawiona oparcia w innych powoduje, że jej własny świat ulega deformacji. W znakomitej interpretacji Skibińskiej Weronika przypomina osobę naznaczoną przez siłę wyższą - Diabła, a może innego, niezrozumiałego dla nas Boga? Weronika Skibińskiej przechodzi przez półtorej godziny spektaklu drogę od spokojnej, nalewającej Ciotce (Krzesisława Dubielówna) zupę panienki, do osoby, gotowej zakwestionować samą siebie.

"Dama z jednorożcem" to dwa misternie skonstruowane i trudne do opisania portrety kobiet rozdartych, tracących punkt, z którego wyszły i cel życia. Krystian Lupa i znakomicie dysponowani aktorzy Teatru Polskiego, przyglądają się im z wielką przenikliwością, dotykając prawdziwie ludzkiej strony sceny. Będąc na widowni wspólnie łączymy się z nimi w przeżyciu tego wieczoru. Takie uczucie zdarza się bardzo rzadko.

Nie ulega wątpliwości - powstało jedno z najlepszych przedstawień sezonu. Miejmy nadzieję, że zobaczymy je w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji