Artykuły

Katowice to nie Belfast

"Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Radosław Rychcik w spektaklu w Teatrze Śląskim w Katowicach przenosi weselników Wyspiańskiego z podkrakowskiej chaty do Irlandii. Tylko że skoro chcemy mówić o konflikcie w Irlandii, po co używać do tego "Wesela"?

Pan młody i postszlachecka inteligencja to lojalistyczni protestanci z Ulsteru, panna młoda (gościnnie: Ewelina Żak) i chłopi - republikańscy katolicy. Wykształcona Rachela (Barbara Lubos) "była w London na operze" (a nie w Wiedniu). Gdy chłop Czepiec mówi: "z takich jak my był Głowacki", zamiast nazwiska bohatera insurekcji kościuszkowskiej pada "Bobby Sands". To lider IRA, który zmarł w wyniku strajku głodowego w brytyjskim więzieniu w 1981 r. (na podstawie jego historii powstał film "Głód" Steve'a McQueena). No i zamiast kos na sztorc - są skrywane pod barem karabiny maszynowe.

"Wesele" w Teatrze Śląskim to w założeniu test dla podzielonej wspólnoty. Między momentami celebrowania jedności jak z piłkarskiego stadionu pokazywane są na scenie gwałt czy zabójstwo. Manifestowana sympatia ukrywa brutalną przemoc i podziały. Choć ze względu na kulejącą dramaturgię przedstawienia trudno nieraz połapać się, kto jest po której stronie.

"Dziady" po amerykańsku

Nie pierwszy raz Rychcik próbuje przekładać "nasze" na "światowe". Punktem zwrotnym w jego karierze były "Dziady" w poznańskim Teatrze Nowym (premiera wiosną 2014 r.), przeniesione w świat amerykańskiej popkultury. Sprawę narodowowyzwoleńczą reżyser tłumaczył na walkę o wolność niewolników z plantacji Południa. Na wezwanie guślarza pojawiali się - jako mówiące tekstem Mickiewicza widma z kaplicy - m.in. John F. Kennedy czy Marylin Monroe, a Wielka Improwizacja zderzała się ze słynnym przemówieniem Martina Luthera Kinga "Miałem sen". "Zemsta na wroga" śpiewana była na melodię negro spirituals przez chór nagich niewolników.

Spektakl odniósł sukces, doczekał się także telewizyjnej wersji i przyniósł reżyserowi Paszport "Polityki".

Co stało się później? Z urzekającego w swym szaleństwie pomysłu z Poznania Rychcik zrobił format powtarzany w kolejnych miastach do kolejnych narodowych klasyków. Poza zagraniczno-popkulturowym kostiumem składają się nań: lokalni statyści w dużych ilościach, sporo muzyki i tańca.

Nawet jeśli chwilami naiwne, "Dziady" urzekały bezczelnością. Zestawiały coś, co hermetyczne - polsko-litewsko-białoruskie - z naprawdę globalnym językiem, czy - jak to się uczenie mówi - imaginarium, zbiorem obrazów kształtującym wyobraźnię mieszkańców na wszystkich kontynentach. Spróbujcie wytłumaczyć obcokrajowcowi w paru zdaniach po angielsku, o czym jest narodowy arcydramat Mickiewicza. Rychcik podjął wyzwanie; warto było, choćby dla ryzyka.

We're Northern Ireland

Ktoś powie - czemu nie powtarzać sprawdzonego patentu? Teatr robi się tu i teraz, dla publiczności z Katowic, Poznania, Tarnowa czy Rzeszowa, a nie zblazowanych recenzentów czy festiwalowiczów, którzy widzieli już wiele przedstawień tego czy innego reżysera i znają jego pomysły.

Tyle tylko, że to, co działało w Poznaniu przy Mickiewiczu, nie działa w Katowicach przy Wyspiańskim. Jeżeli już chcemy mówić o konflikcie w Irlandii, którego kontekst i szczegóły polskiemu widzowi nie są dziś zbyt dobrze znane, po co używać do tego "Wesela"? A jeśli chcemy robić "Wesele" popularne i "uniwersalne", po co naciągany klucz z Zielonej Wyspy, którego sens może i można wyczytać w załączonym programie, ale z pewnością nie z przedstawienia?

Szkoda, bo katowicki zespół aktorski wchodzi w pomysł Rychcika z werwą, energią i przekonaniem. Szczególną uwagę przyciągają Artur Święs jako Dziennikarz czy Zbigniew Wróbel jako Czepiec. Przekonująco wypadają też scenografia i kostiumy Anny Marii Karczmarskiej - podrzędny bar, szemrana, plebejska elegancja trochę podejrzanych typów. A sekwencje tańca i śpiewu potrafią przykuć - na chwilę - uwagę widzów.

Rychcik umie porwać rytmem czy muzyką. Pokazały to jego wcześniejsze spektakle-koncerty: "Samotność pól bawełnianych" z Teatru im. Żeromskiego w Kielcach czy "Łysek z pokładu Idy" z wałbrzyskiego Dramatycznego, którym wygrał festiwal Interpretacje właśnie w Katowicach. Niestety, jego dzisiejsze pomysły reżyserskie bywają karkołomne.

"We're not Brazil, we're Northern Ireland" - rozbrzmiewa w "Weselu" kibicowska przyśpiewka. Kończy się słowami "But it's all the same to me". Wbrew tym słowom, spektakl pokazuje, że to nie wszystko jedno, co gdzie się dzieje. Nawet jeśli historia Śląska jest pełna napięć i były w niej bratobójcze walki, to Katowice to nie Belfast.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji