Noc Listopadowa
Stanisław Wyspiański nie miał własnego teatru. Owszem, był i świadkiem, i teatralnym współtwórcą kilku pierwszych wystawień swych dramatów, realizowano je pod jego okiem. Ale własnego teatru nie miał. I pytanie, czy ten geniusz teatru - nie było takiego w Polsce przed nim, chyba nie będzie i w przyszłości 1) - potrafiłby poprowadzić własny teatr, gdyby mu nawet Kraków dał scenę, na miarę własnych artystycznych zamierzeń? Wątpić można. Przepaść była między idealnym teatrem Wyspiańskiego, teatrem syntezą sztuk, teatrem o ogromnym napięciu idei i emocji - a między stanem współczesnej sceny, nie tylko prowincjonalnej, nie tylko polskiej. Co więcej, przepaść była między gigantycznym rozmachem i śmiałością idei teatralnych Wyspiańskiego a między stylową, techniczną - i intelektualną - skalą środków wykonawczych samego Wyspiańskiego. Po wielkich, pulsujących szalonym rytmem słowach Wysockiego z "Nocy listopadowej" (sławna przemowa, czy raczej jego "aria" recytowana podchorążym) słyszymy zgrzytliwe - i tandetne:
upiory jędz,
co nasz obsiadły dom,
niosąc srom;
Wyspiański co chwila staje przeciw Wyspiańskiemu. Krytycy pisywali, że to wielki poeta, który popełniał złe wiersze. Pisarz od początku do końca ideologiczny, ale bez programu, bez społecznego fundamentu myśli społecznej i patriotycznej. Jego idee nie przekroczyły progu poetyckich wizji, jego "teatr ogromny", w którym chciał "Polskę budować", powstał w wiele lat po jego śmierci. Teatr ten budował Leon Schiller.
Porównajcie scenariusz Wyspiańskiego do Mickiewiczowskich "Dziadów" (zrealizowany scenicznie przez Wyspiańskiego) z Schillerowską inscenizacją "Dziadów". Oto kolosalny krok od inscenizacji spętanej jeszcze starym teatrem ku teatrowi XX wieku. Schiller, wiemy jak admirował Wyspiańskiego, zrealizował zamysł mistrza swej młodości, zrealizował tradycję Wyspiańskiego w taki sposób, o jakim Wyspiański nie umiałby pomyśleć nawet na scenie wyobraźni. Oto rozwój przez zaprzeczenie, kontynuacja najlepszej - i jedynej ważnej - myśli o współczesnym teatrze w Polsce przez zamianę poetyckiego teatru w poezję form teatralnych.
Dejmek, uczeń Schillera, bardzo oryginalnie i "własnym sposobem" myślący uczeń, raz po raz sięga teraz, gdy wyszedł z młodzieńczej "burzy i naporu", właśnie po Wyspiańskiego. Jeszcze jeden nowy rozdział w przyszłej książce, w książce pod tytułem "Wyspiański i rozkwit współczesnej sztuki teatralnej"? - czy zamknięcie koła, powrót ucznia do źródeł inspiracji mistrza, do potęgi podniesiony epigonizm? Trudno na to w tej chwili odpowiedzieć. Na warszawskiej inscenizacji "Nocy listopadowej" można co najwyżej obserwować, w jaki sposób przy pomocy tego warsztatu inscenizacyjnego, który nazwać się godzi linią Schillerowską, Dejmek pokazuje monumentalnego, teatralnie efektownego, agresywnego wobec widowni Wyspiańskiego. Dejmek i Teatr Polski. Dejmek - i Andrzej Stopka 2).
Na małżeństwie Dejmka z Teatrem Polskim bardziej chyba zyskała "ona" to jest pierwsza scena w Polsce. Dyrektor Teatru Nowego uruchomił ze znaną sobie energią ludzkie i materialne rezerwy polskiego Burgu, swoistą "adaptację" swego wcześniejszego opracowania "Nocy" - bardzo udanego - z powodzeniem przerzucił na obcą, trudną scenę. Całość wypadła inaczej cała seria nowych rozwiązań inscenizacyjnych), całość jest na wyższym niż w Łodzi poziomie aktorskiego wykonania, całość jest ujęta przez Stopkę w ogrom czarnych kurtyn i dekoracji świetlnej (kapitalnie zwartej, mocnej w syntezie nastrojowej), całość jest "wspanialsza". Ale "ona" zyskała więcej niż "on" bo Warszawa zobaczyła "noc narodową" takie "Dziady" Wyspiańskiego przez filtr "schilleryzmu" przepuszczone - Dejmek do koncepcji, jakoś zasadniczo rozwijającej inscenizację wcześniejszą, nie doszedł, może i nie miał takiego zamiaru.
Wyspiański przetrawiał wielkich romantyków, tropem Wyspiańskiego szukał dla nich właściwej formy teatralnej Schiller, spadkobierca Wyspiańskiego - teraz Dejmek po linii Schillera pracuje nad Wyspiańskim... a publiczność reaguje gorąco na spadek po romantykach, po Wyspiańskim, po Schillerze, publiczność teraz, po kilku dziesiątkach lat, zdaje się całkiem już oswojona z teatrem monumentalnym, z rwaną akcją, z "błyskawicowym" świeceniem reflektorów, z patosem słowa i patosem scen zbiorowych. Wszystko o.k. - i sam nie bardzo rozumiem, dlaczego o tym udanym, efektownym przedstawieniu piszę jakoś uszczypliwie, z jakąś jak by do Dejmka pretensją...? Przecież Wyspiański ma oto "własny" teatr, przecież inscenizacja ta ma rzeczywiście rangę i styl, i ekspresję bijącą w widza od pierwszej do ostatniej sceny. Czy tedy Wyspiański, nawet tak (może: właśnie tak?) zrobiony się przeżył? Czy odnajdujemy go łatwiej w jakiejś "Kartotece" Różewicza, niż w nim samym? Czy żywą reakcję widowni należy uznać za "osłuchanie się" z tego typu teatrem i za postromantyczny tradycjonalizm - czy przeciwnie, to zdrowa reakcja na patriotyzm i "tragiczny optymizm" sztuki o bogach olimpijskich i powstaniu - a odmienną reakcję krytyka należy położyć na karb zawodowego wypaczenia gustu?
Myślę, że obiekcje i sceptycyzm nie są tu jednak całkiem bez podstaw. Widowisko jest - jak to się mówi - "za dobre". Za równomiernie rozkłada akcenty inscenizacyjne, za mało je kontrastuje. To jest już swoisty pokaz tego, co może inscenizator współczesny zrobić z tradycją Wyspiańskiego - w jednym czy drugim wariancie, swobodnie posługując się środkami wypracowanymi przez siebie i przez właśnie od Wyspiańskiego idącą tradycję syntezy teatralnej - nie jest to "zmaganie się" z Wyspiańskim, nie ma tego starcia z którego iskry zapalają nowe myśli, po nowemu oświetlają klasyczny już tekst. Proszę rozumieć właściwie: "Noc listopadowa" za mało miała realizacji scenicznych, by tacy ludzie teatru, jak Dejmek i Stopka nie pokazali nam całkowicie oryginalnego, własnego, "nowego" Wyspiańskiego. Ale... znając warsztat Dejmka, jego poprzednią inscenizację "Nocy", techniczne i aktorskie możliwości Teatru Polskiego - to takiego właśnie widowiska można się było spodziewać. I czy właśnie nie "brak zaskoczenia" tamę położył zwykłemu mi (wobec Dejmka) entuzjazmowi?
1) Takiego jak Wyspiański przełomu w myśli teatralnej nikt już pewnie nie dokona, bo teatr nasz się zeuropeizował, unowocześnił, trudno przypuszczać, by najbardziej nawet rewelacyjna "myśl" stała i stać mogła w tak rażącej dysproporcji do praktyki artystycznej, jak to było w czasach Wyspiańskiego. Stąd rola przyszłych reformatorów będzie pewnie znacznie skromniejsza.
2) Stanisław Wyspiański: "Noc listopadowa". Sceny dramatyczne. Układ sceniczny (niezbyt słusznie czasem krytykowany za "cięcia") i reżyseria: Kazimierz Dejmek. Scenografia (wielkiej miary) Andrzeja Stopki. Muzyka: Stefana Kisielewskiego (skromnie; jako laik, komplementuję). Była to czwarta inscenizacja "Nocy listopadowej" w dziejach Teatru Polskiego.