Artykuły

Brecht i Rosamunde

Zupełnie jak w prawdziwym kabarecie. Jest późna wieczorna godzina, są stoliki, z lampką na każdym, jest intymne światło i prawdziwy barek, są różne smakołyki i sympatyczni, niezwykle kulturalnie obsługujący kelnerzy, jest orkiestra, publiczność i niewielka scenka przysłonięta na razie kurtyną.

Za chwilę rozpocznie się przedstawienie zrealizowane w stylu kabaretowym. Reżyser tego przedstawienia tak to sobie właśnie wymyślił, że wszyscy, to znaczy widzowie i aktorzy, znaj­dują się w "Kabarecie dla uchodźców", czyli w takim emi­gracyjnym lokalu, gdzieś na ob­czyźnie. To tutaj właśnie spotykają się na piwku przy bar­ku dwaj uchodźcy, bohaterowie wieczoru - Zieffel (Mieczysław Friedel) i Kalle (Jerzy Turek, gościnne). Zeiffel jest naukow­cem, a Kalle chodził na uni­wersytet ludowy. Zieffel repre­zentuje oportunizm, Kalle bohaterstwo. Spotykają się tutaj, by toczyć ze sobą spór na temat wartości.

Spektakl w Teatrze na Tar­gówku - zrealizowany został na motywach "Rozmów uchodźców" Bertolta Brechta, utworu po­wstałego na przełomie 1940 i 1941 roku, i mającego formę dia­logów filozoficznych, prowadzonych przez dwóch bohaterów. "Jest to w gruncie rzeczy bar­dzo smutna książeczka, pełna żalu i zwątpienia, suma emi­gracyjnych doświadczeń Brech­ta. Ale smutek ukrywa się tu pod maską humoru, paradoksu, ironii, a protest moralisty przeciw zbrodniom i krzywdzie przybiera często pozę cyniczną". Tak pisał kiedyś o tym utwo­rze nieżyjący już krytyk, tłu­macz twórczości Brechta, Roman Szydłowski.

Ale ów cynizm był, tylko po­zornym zabiegiem, niezbędnym do zmuszenia odbiorcy do re­fleksji, do ukazania w sposób bardziej ostry i wyrazisty pew­nych zjawisk. Bohaterowie "Rozmów" Zieffel i Kalle, to jakby porteparole samego auto­ra, jego dwie twarze, dwie różne postawy. Obydwie dopusz­cza do głosu i ustawia je w sy­tuacji polemicznej względem siebie. Poprzez ostry spór, nie pozbawiony przecież humoru, ironii i paradoksów, z tych dialogów filozoficznych i politycz­nych wyłania się gorzka prawda o świecie i jego sprawach.

Ta suma doświadczeń emigra­cyjnych Brechta ujęta w formę filozoficznego traktatu - jak­kolwiek niezwykle interesująca dla czytelnika - jest przecież absolutnie ateatralna ze wzglę­du na swą statyczność, czyli tzw. brak dziania się. Aby przenieść na scenę tę materię literacką trzeba było znaleźć odpowiednie dlań ramy insce­nizacyjne. I takie też, znakomi­te, znalazł reżyser spektaklu.

Dialogujący ze sobą bohaterowie przenoszą się spod barku do stolika. A tymczasem odsła­nia się kurtyna i na scenie po­jawia się konferansjer: "Wi­tam państwa w kabarecie uchodźców, a ponieważ jesteśmy za granicą wszyscy możemy się czuć jak emigranci. Cały nasz program będzie w języku ob­cym". I tak też jest. Cała stricte kabaretowa, muzyczna część spektaklu odbywa się w języku niemieckim. Czego tutaj nie ma? Jest "Marlena Diet­rich" (zupełnie nieciekawie spa­rodiowana), są scenki "erotycz­ne", Święcicki z rosyj­skim romansem, są znane szla­giery z lat 30, ze słynną "Lily Marlene" i kończąca część ka­baretową a zarazem spektakl "Rosamunde" śpiewaną ostro, na sposób marszowy.

Spektakl na Targówku na pewno będzie miał komplety (mimo fatalnej późnowieczornej komunikacji). Tadeusz Wiś­niewski znalazł interesującą i atrakcyjną formułę na pokaza­nie "Rozmów". Szkoda tylko, że ustawionego przez reżysera pułapu nie osiągnęli aktorzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji