Artykuły

Mrożka i Jarockiego rozrachunek z PRL

Nie minęło jeszcze dziesięć lat od upad­ku PRL, a jej obraz w zbiorowej pamięci zaciera się - podlegając idealizowaniu albo też zmitologizowaniu. Do czasów PRL powraca się niechętnie, a jeżeli już, to aby przywoływać ówczesne dokonania lub wspominać walkę społeczeństwa z ko­munistycznym systemem. Na przekór po­wszechnej amnezji i niechęci do rozliczeń, Jerzy Jarocki zdecydował się przypomnieć PRL i dominujące w niej postawy za pomocą tekstów Sławomira Mrożka. Po­nieważ Mrożek swój pogląd serio i wprost na PRL sformułował dopiero po 13 grud­nia 1981, ogłaszając w paryskiej "Kul­turze" szkice, takie jak "Popiół? Diament?" czy "Jaworzno" i pisząc "Alfę", dramat o Le­chu Wałęsie internowanym w Arłamowie, w przedstawieniu Jarockiego na komunis­tyczną Polskę spoglądamy z perspektywy obozu dla internowanych. W czasach sta­nu wojennego, zdaniem Mrożka, uległa obnażeniu istota systemu opartego na przemocy i kłamstwie, nastąpił jego re­gres. W spektaklu Jarockiego siedmiu in­ternowanych inteligentów, podporządko­wanych władzy Komendanta, funkcjona­riusza SB, i pilnowanych przez uzbrojo­nych w tarcze, hełmy i pałki zomowców nawiedzanych jest przez wspomnienia i sny. Wprowadzając postacie z różnych dramatów Mrożka, z "Pieszo", "Portretu", "Zabawy", "Alfy" i "Emigrantów", a przy tym często łącząc je, uzyskał Jarocki panora­mę postaw i stworzył typowe biografie.

Zdecydowany antykomunista, Inter­nowany I (Mariusz Bonaszewski), jest więc Superiuszem z "Pieszo", szydzącym z marksizmu, i Anatolem z "Portretu", któ­ry spędził piętnaście lat w więzieniu. Ska­towany przez Komendanta obozu, śni o spotkaniu ze swym przeciwnikiem, któ­rym był Nauczyciel z "Pieszo" i Bartodziej z "Portretu" (Krzysztof Dracz), działacz partyjny, stalinowiec i denuncjator, przy­znający się w knajpie ze strip-teasem, przy wódce, do zbrodni i domagający się kary. Internowany I popada w obłęd, usiłuje przywołać ducha Stalina i w trakcie tego obrzędu dziadów spada ze szczytu pięt­rowego łóżka. Na końcu zostaje zabrany przez sanitariuszy do szpitala. Internowany II (Marek Ryter) okazuje się Synem z "Pieszo". Wspomina swe wojenne wędrów­ki z Ojcem (Henryk Niebudek), prostym człowiekiem, wierzącym, że nadchodzi czas sprawiedliwości, ale też pouczającym syna, że ma być uczciwy. Powraca też pamięcią do spotkania z Panią (Halina Rasiakówna) i Nauczycielem, agitatorami jeżdżącymi gazikiem kierowanym przez oficera NKWD, rozdającymi "Manifest PKWN" i obiecującymi słowami wiersza Ważyka, że "Lud wejdzie do śródmieścia". Internowany II-Syn podczas szkolenia prowadzonego przez Panią, a poświęcone­go analizie "Popiołu i diamentu" Andrzejew­skiego, miał jeszcze wątpliwości, ale w końcu dał się przekonać i uwieść. W trakcie akademii ku czci marszałka Rokossowskiego, podczas której śpiewa­na jest "Pieśń o Stalinie" i "Pieśń o radziec­kim atomie", Syna pełniącego rolę Kon­feransjera nawiedza obraz Ojca kopu­lującego z Babą. Odraza do tego, co w człowieku cielesne, ciemne i niskie popycha go w stronę marksizmu, pozwala sprzeniewierzyć się Ojcu i podporządko­wać Partii.

Internowany V (Miłogost Reczek) w remi­niscencjach z czasu wojny ukazuje się jako Porucznik Zieliński z "Pieszo", żołnierz AK czy NSZ, tropiący Żydów i uciekający przed komu­nistami na Zachód. W obozie dla internowa­nych jest literatem zwracającym się do Komen­danta z prośbą o zgodę na napisanie wiersza. Z jednym z zomowców prowadzi dialog o róż­nicach w pojmowaniu wolności między intelek­tualistą a robotnikiem z "Emigrantów". Podobnie jak Gamma z "Alfy" wierzy w mit "Solidarności" i jej Przewodniczącego, ale zamierza udać się na emigrację, gdzie będzie "przechowywał wartoś­ci". Właśnie nawiedza Internowanego V-Gammę. Lechu Wałęsa, będący ucieleśnieniem na­szych ideałów, cierpień, walk i nadziei, wznosi dłoń w geście zwycięstwa, ale wyjada też trus­kawki ze słoika, niczym Lenin konfitury w "Mi­łości na Krymie", na długo przed rewolucją. Nic nie mówi, lecz jest poskramiany przez arcybis­kupa Lambdę i przepytywany przez włoską dziennikarkę Pi (Ilona Ostrowska) w typie Oriany Fallaci, o lewackich poglądach, z prze­jęciem śpiewającą "Bandiera rossa". (W tym cza­sie uwięzieni intonują "Pieśń konfederatów" z "Księdza Marka" Słowackiego).

Swój rodowód mają także zomowcy znęca­jący się pod byle pretekstem nad internowany­mi i natrząsający się z odnalezionych podczas rewizji zapisków czy esejów. Zomowiec III (Pa­weł Okoński) to Drab z "Pieszo" i XX z "Emigran­tów", gotowy służyć każdej władzy ze strachu i w nadziei uzyskania materialnych korzyści. Chłopcy B (Janusz German), N (Mariusz Drężek) i S (Jakub Lasota) z "Zabawy", wdziera­jący się na pustą scenę i pragnący rozerwać się przy butelce wódki, nudzą się wprawdzie na szkoleniu ideologicznym, na które przypadko­wo trafiają, ale w końcu również objawiają się w mundurach i w uzbrojeniu zomowców. Na­tomiast pułkownik SB Beta z "Alfy" w przed­stawieniu ulega rozdwojeniu na ojca i syna (Eugeniusz i Igor Kujawscy), Starszy Beta pa­raduje zaraz po wojnie w sowieckim mundurze; opowiadając na akademii o marszałku Rokos­sowskim, z trudem mówi po polsku i nieustan­nie wtrąca słowa rosyjskie, to właśnie on w za­kończeniu stwierdza, że komuniści zapewniają ciągłość władzy i państwa. Młodszy Beta jest Komendantem obozu, odreagowującym swe osobiste porażki i wypuszczającym internowa­nych na wolność. Przed wyjściem z obozu najstarszy z internowanych (Andrzej Wilk) mó­wi o poczuciu klęski, utracie wiary w próby poprawiania świata i swoim rozgoryczeniu. Gdy internowani schodzą ze sceny, chór zomo­wców w pełnym uzbrojeniu zaczyna śpiewać rzewną pieśń o Polsce poczciwej i bogobojnej do słów Wincentego Pola ("Kędy wzgórek..."). Zderzenie brutalnej sytuacji ukazanej na scenie ze słowami i tonem pieśni wywołuje ostry dysonans, ale i bolesny skurcz w gardle. Chór zomowców przesłania czarny ekran z biało ­czerwoną linią, przed którym ustawiają się aktorzy w prywatnych strojach. W ten sposób Jarocki daje do zrozumienia, że PRL mimo wszystko była Polską, a lata w niej przeżyte należą do naszych biografii i są bolesnym, często upokarzającym, ale wspólnym doświad­czeniem.

Przedstawienie Jarockiego jest pierw­szą tak poważną i rzetelną próbą roz­rachunku z PRL podjętą w teatrze po 1989 roku. Teatr niechętnie powraca do czasów komunizmu ("Obywatel Pekoś" Ta­deusza Słobodzianka w Teatrze im. Sło­wackiego w Krakowie stanowi prece­dens); zrezygnował on bowiem z dialogu z sumieniem widowni, z formowania zbio­rowej świadomości historycznej. W 1979 roku w "Śnie o Bezgrzesznej" w Starym Teatrze w Krakowie, spektaklu opartym na utworach Stefana Żeromskiego i doku­mentach z epoki, wbrew powszechnym oczekiwaniom Jarocki zdemitologizował proces odzyskiwania niepodległości i przypomniał rozczarowanie, jakie przy­niosło życie we własnym państwie. W "His­torii PRL według Mrożka" Jarocki również podejmuje polemikę z rozpowszechniony­mi wyobrażeniami i mitami, przypomina bolesne prawdy. Ukazuje przede wszyst­kim ogrom spustoszeń spowodowanych przez komunizm. Z takim dziedzictwem, sugeruje w gorzkim zakończeniu spektak­lu Jarocki, zaczynamy tworzyć wolną Pol­skę i dlatego musimy się z nim uporać. "Historia PRL" jest niezwykle osobistą wy­powiedzią reżysera, stworzoną nie tylko z fragmentów dramatów Mrożka, ale też w znacznej mierze ze scen z dawnych przedstawień Jarockiego. Zomowcy w swym pierwszym wejściu wyważają drzwi, jak Rycerze w "Mordzie w katedrze" Eliota - odpowiedzi Jarockiego na wpro­wadzenie stanu wojennego, a Internowa­ny V-Gamma tańczy krakowiaczka jak Segismundo w "Życie jest snem" Calderona­-Rymkiewicza, będącym komentarzem do szesnastomiesięcznego upajania się wol­nością w czasach pierwszej "Solidar­ności".

Przywoływanie wcześniejszych spektakli przez Jarockiego, siłą rzeczy, uprzytamnia nie­dostatki aktorstwa. Gra Mariusza Bonaszew­skiego, Krzysztofa Dracza czy Henryka Nie­budka nie wytrzymuje porównania ze sztuką Anatola - Jerzego Treli, Bartodzieja - Jerze­go Radziwiłowicza, czy Ojca - Zbigniewa Zapasiewicza (choć trzeba pamiętać, że te role należą do najwybitniejszych dokonań owych aktorów), a poetyka "Historii PRL" nie dawała szans na stworzenie zwartych i mocno zaryso­wanych postaci. Wymieniłem zresztą odtwór­ców najciekawszych ról (warto jeszcze wspo­mnieć Halinę Rasiakównę i znakomity epizod Ilony Ostrowskiej), ale nie ulega wątpliwości, że w najnowszym przedstawieniu Jarockiego liczy się gra zespołowa. Słabości inscenizacji czy aktorstwa (które były dostrzegalne także w "Śnie o Bezgrzesznej") nie powinny pomniej­szać znaczenia tego spektaklu, choć pierwsze reakcje świadczą, że Jerzy Jarocki nie może liczyć na podobny rezonans jak przed dwu­dziestu laty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji