Wyzwolenie na lubuskiej scenie
"Wyzwolenie" Wyspiańskiego powstało w 1902 roku i było odpowiedzią na dwie reakcje: reakcję na "Dziady" Mickiewicza, z których wywodzi się postać Konrada i reakcję społeczeństwa na premierę "Wesela", która wywołała serię sporów na temat godnej postawy Polaka. Utwór, jak słusznie zauważył Jerzy Adamski, jest dramatem żywotnym. Dziełem dramatycznie, poetycko, myślowo arcypolskim: tyleż romantycznym, co zapowiadającym antyromantyczną awangardę, tyleż zjadliwem i szyderczym wobec polskości, co gloryfikującym tę polskość jako wartość najwyższą.
Żywotność tę potwierdził dramat Wyspiańskiego ostatnio wystawiany w Teatrze Lubuskim im. Leona Kruczkowskie go w Zielonej Górze. Reżyser "Wyzwolenia" Bernard Ford Hanaoka skomponował widowisko teatralne, kontrowersyjne ze względu na przemieszczenia w tekście (np: I akt kończy się na początku II, rozdanie jednej roli kilku aktorom, wstawki innych utworów np: tekst o zgodzie, fragmenty "Wielkiej Improwizacji", wprowadzenie kilkunastu nowych postaci: Kobieta Wyzwolona, Natchnienie, Złoty Młodzieniec, Anioł Biały, Anioł Czarny, co jest nie zawsze przejrzyste).
Pomimo historyczności kostiumów, nad całością sztuki powiewał duch współczesności. Reżyser sam był aranżerem przestrzeni scenicznej. W I akcie scena - prawie pusta. Po środku wisi tylko gong a na nim płaszcz Konrada. W momencie, kiedy główny bohater woła: "Strójcie mi, strójcie narodową scenę" pojawiają się kostiumy, w które przebierają się aktorzy. Nie brak tu również rekwizytów-symboli, takich jak sztandary. W akcie II w głębi sceny ukazuje się podest, z wysokości, którego Maski atakują Konrada. W akcie III katedrę na Wawelu przedstawia krzyż. Końcowe zaś sceny odbywają się, podobnie jak w I akcie przy gongu. Na deskach teatru pojawia się "czerń" (aktorzy ubrani w czarne kostiumy). Na wstępie występuje w tym przedstawieniu Aktorka I, która uświadamia widzom, że kraj, który nas otacza - to Polska. Nadejście Konrada zapowiada Wróżka. Całość kompozycji reżysera zachowała główną myśl dramatu, która zawiera się w tragedii Konrada. Lecz Konrad nie zjawia się na scenie skuty kajdanami. Wchodzi po prostu zwyczajnie i namawia obecnych, aby wystąpili z czynem oraz burzyli przeszłość i budowali przyszłość. Oświadcza Muzie, że chce działać "czynem" i pragnie "wyzwolin". W rozmowie z Reżyserem i Aktorami stwierdza, że jego dziełem będzie stworzenie teatru nowego, w którym chce "naród przedstawić". W akcie II Konrad wygłasza Wielką Improwizację, a obok niego stoją Anioł Biały i Czarny, którzy symbolizują jego wewnętrzną walkę. Następnie w dialektycznych zapasach z Maskami, reprezentującymi różne stanowiska współczesnej myśli polskiej, rozgrywa się walka istotnych zamierzeń bohatera przeciwko nawykom tradycyjnym. Jedynym ideałem dla którego Konrad gotów poddać się męce a nawet ponieść śmierć, jest Polska. W imię tej Polski należy przeprowadzić rewizję wszystkich haseł i oczyścić je ze wszelkiego fałszu i oszustwa narodowego. Trzeba zerwać z wszelkim oportunizmem, ugodnością, uległością, mesjanizmem, mistycyzmem, romantyzmem. Zerwać z kultem przeszłości a kształtować życie teraźniejszości i przyszłości w oparciu o wyłoniony mimo zaborów rząd narodowy. "Naród ma jedyne prawa być jako Państwo" Konrad (Hilary Kurpanik) z bezwzględnością atakuje Maski: "Warchoły to wy! - Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów". W akcie III Konrad przygotowany do walki, głoszący duchowemu wództwu Geniusza, przeklina hasła śmierci wyzwoleńczej, a w miejscu ich zapowiada radość i wesele, i głosi zwycięstwo. Widzi źródła zła w poezji - przeklina ją jako "tyrana dusz"; Niestety, w starciu z Geniuszem zgasił pochodnię, którą miał rozpłomienić Polskę do działania. Roztrwonił swoje powołanie na dyskusję z samym sobą i na tandetę teatralną. Na koniec poznaje swoją pomyłkę. Zrozumiał, że jest omotany czarem sztuki i niezdolny do czynu. Nieco ze zdziwieniem i goryczą zauważa Konrad, że "sam już na wielkiej pustej scenie", że jego czyn był tylko pozorny. Trwał tak długo jak przedstawienie. Hilary Kurpanik zagrał swoją rolę dobrze. W I akcie nieco z dystansem i projekcją wewnętrzną, w II akcie przekonuje nas, że istotnie walczy z Maskami (chociaż przykuty do sceny sznurami). W końcu aktu III udziela nam się jego rozczarowanie.
Na obraz codzienności Polski, obok Konrada, składa się szereg grup i postaci, charakterystycznych dla ówczesnego duchowego stanu narodu, wypowiadającego swoje poglądy na sprawę polską, sprzecznych z sądami głównego bohatera i tkwiących głęboko w przeszłości. Są więc przedstawiciele szlachty, jak za czasów pańszczyźnianych gardzącej chłopem, skarżącej się na upadek ekonomiczny. Oczekujący kogoś, kto przyjdzie i "wyzwoli" a tym samym umożliwi powrót do dawnych przywilejów i dawnych wad, są ugodowcy, bezwolnie poddający się losowi, oczekujący czegoś od przyszłości, ale nie wymawiający wyrazu "Polska" (Prezes: "Pamiętajmy jeno nie wymawiać słowa "Polska"), jest klub krzykaczy mieszczańskich pokrywający "pustkę myśli i uczuć wrzaskiem: "Polska", "Polska". Znalazł się i rzecznik wszechmiłości i tajemniczy "Samotnik", rozważający samego siebie jako opatrznościowego męża "czterdzieści cztery" zapowiedzianego w "Dziadach". Jest również Harfiarka - symbol poezji współczesnej ze swoją pustką ideologiczną. Brakuje w przedstawieniu postaci Prymasa wraz z jego poglądami. Niezdolni do czynu, ludzie ci wierzą i oczekują kogoś, kto nadejdzie, kto się zjawi, kogoś zapowiedzianego i znanego z marzeń o wolności i potędze. On weźmie ciężar wyzwolenia na swoje barki. W przyszłe wyzwolenie wierzy nie tylko Wyspiański, ale i reżyser spektaklu, który w jego zakończeniu nie poddaje głównego bohatera torturom Erynii, lecz przepowiada optymistycznie, że przyjdzie "może wyrobnik, dziewka bosa... w naród wołając: Więzy rwij!!!".
O zespole Lubuskiego Teatru można powiedzieć, że wywiązał się ze swego zadania dość dobrze. Na uwagę zasługują: Muza (Joanna Dobrzańska), która kreowała swą rolę uwodzicielsko i poetycko, para Karmazyn (Piotr Laukas) i Hołysz (Zdzisław Grudzień), którzy przywoływali nam postacie sarmackich szlachciców, Kaznodzieja (Ferdynand Załuski), Wróżka oraz stary Aktor (Józef Michalcewicz), który tekst podał z dużym przekonaniem. Oceniając poszczególne sceny przedstawienia trzeba dodać, że udany był spór Konrada z Maskami (jest ich w spektaklu 13 a nie 22). Osaczony przez nie ze wszystkich stron Konrad toczył bój o swoje ideały, a inni podrwiwali z niego pijąc alkohol i paląc papierosy. Przywoływało to jakby sceny z jakiegoś klubu lub lokalu, być może współczesnych Wyspiańskiemu dyskutantów. Niezła okazała się też końcowa scena, kiedy Konrad wygłasza swój monolog o samotności oraz zapowiedź jednej z aktorek szczęśliwej przyszłości. Natomiast niejasno i mgliście przedstawiony został obraz "Świętej Rodziny" oraz postać Hostii. Za to zupełnie ładnie wypadł fragment o polskich kobietach, wiążących się z cudzoziemcami, których potomstwo jest obojętne na sprawy Polski.
Po przedstawieniu, mimo wszystko, rodzi się pytanie: kiedy zobaczymy "Wyzwolenie" takie, jakim napisał je Stanisław Wyspiański?