Gdybym był papieżem...
Peter Lukę napisał "Hadriana VII" na podstawie powieści pod tym tytułem (i fragmentów innych utworów) Fredericka Wiliama Rolfe'a (1860-1913), pisarza angielskiego za życia całkiem zapoznanego, dziś świeżo odkrywanego. Bardzo to dziwna powieść. Rolfe był życiowym nieudacznikiem, sfrustrowanym, jak byśmy dziś powiedzieli, rozgoryczonym na świat w ogólności a na kościół katolicki w szczególności. Przeszedł na katolicyzm z wyznania anglikańskiego, mając lat 26. Pragnął zostać księdzem, ale dwukrotnie go odrzucono, motywując to jego brakiem powołania. Czepiał się różnych zawodów. Był malarzem, dziennikarzem, fotografem. Ale w niczym nie wytrwał długo. Żył w biedzie, bez grosza, mieszkał w norach na poddaszu, ścigany przez komorników. Napisał tuzin książek, które nie przyniosły mu niemal żadnych dochodów. "Hadrian VII" napisany w 1903 roku, to najlepsza jego powieść. Rolfe przedstawił w niej z zadziwiającą szczerością i zarazem wiarą w posłannictwo całą swoją nędzę, nienawiść do siebie i do ludzi, pasję w ataku na hierarchię kościoła. Z natchnienia nienawiści tak samo jak i miłości mogą po-. wstać w literaturze rzeczy wielkie. "Hadrian VII" uważany jest dziś za arcydzieło.
W interesującej sztuce Petera Lukę - jak i w powieści - bohaterem jest sam Rolfe. W nędzy swego bytowania przeżywa wspaniały sen. Śni mu się, że go wybrano papieżem - Hadrianem VII. Dlatego to imię, że jedyny dotąd Anglik, który zasiadał w Stolicy Apostolskiej, to Hadrian IV a w ogóle wszystkich Hadrianów było sześciu. Rolfe jako papież pragnie być konsekwentnym wobec siebie i wobec wiary, konsekwentnym w wprowadzaniu w życie idei, którą się głosi: rezygnuje z państwa watykańskiego i jego politycznych spekulacji, otwiera bogaty skarbiec, zmienia system szkolenia księży, odrzuca luksus, chce kościołowi przywrócić charakter apostolski i męczeński. Nietrudno sobie wyobrazić, jaką konsternację musi to wszystko wywołać w otoczeniu papieskim. Widziałem tę sztukę w Londynie. Grano ją tam bardziej komediowo i ironicznie niż w Warszawie. Rolfe był paranoikiem, któremu uroiło się, że jest papieżem i jako papież pozostał człowiekiem z nalotem nienormalnym. W scenach watykańskich, pokazanych z niesłychanym przepychem obrzędowym, dowcipy i sytuacje grały szczególnie celnie w Anglii, gdzie zadawnione są porachunki kościoła anglikańskiego z Watykanem i gdzie różne aluzje (np. o Irlandii) trafiały od razu do tamtejszej widowni. W Teatrze Dramatycznym Jan Bratkowski ujął "Hadriana VII" na serio. Rolfe jest tu nieszczęśliwym, zgorzkniałym człowiekiem, który roi o wielkich reformach, o rzetelności rządzenia w kościele. Wyrwany z marzeń do rzeczywistości pozostaje sam i samotny wśród pustych ścian pokoju, ogołoconego ze wszystkiego przez komorników. W tej tonacji gra też Rolfe'a Gustaw Holoubek. Oczywiście, jak zawsze, prezentuje swoje fascynujące aktorstwo, ale wydaje się, jakby nudził się trochę w tej roli, zwłaszcza w części pierwszej przedstawienia; dopiero jako papież nasyca tę postać głębszymi treściami. W ogóle część pierwsza toczy się nieco rozwlekle i bez wyrazu, potem przedstawienie nabiera żywszych akcentów. Spośród dwóch komorników i zarazem dostojników kościelnych Czesław Kalinowski stworzył ostro zarysowaną postać, a Mieczysław Voit przesadził w bezbarwności i nijakości. Spośród kardynałów szczególnie Tadeusz Bartosik wyróżnił się trafną wyrazistością gry obok Mieczysława Mileckiego, Janusza Ziejewskiego, Jarosława Skulskiego i Zbigniewa Obuchowskiego. Role kobiece przypadły Barbarze Horawiance (rozwydrzona gospodyni Rolfe'a) i Wandzie Łuczyckiej (poczciwa służąca), które wywiązały się z nich bez zarzutu. Ładnie zagrali swe roie: Zbigniew Koczanowicz jako stary rektor seminarium i Jan Englert jako młody jego alumn a potem kapelan papieski. Ryszard Pietruski był ohydnym spekulantem Santem. Jan Kosiński dał bardzo piękną oprawę scenograficzną na obrotowej scenie. Dekoracje otwierały się szeroko na sale watykańskie, wyrastające na przezroczach i zamykały się jak kleszcze nad lichym i pustym pokoikiem Rolfe'a. Muzyka Tadeusza Bairda brzmiała przejmująco.