Życie Galileusza
"Warte skudów jest tylko to, co skudy przynosi (...) Może pan zażądać za wiedzę, którą pan sprzedaje, tyle tylko, ile przynosi ona temu, kto ją od parna kupuje".
(B. Brecht "Życie Galileusza"")
"Powszechnie wiadomo, że Włochy wydatkują dzisiaj na badania naukowe 0,2 proc. dochodu narodowego...".
(Włoski tygodnik "Expresso" z dn. 26.VI. 1964r.)
Kto poświęcił się poszukiwaniom nie odkrytych prawd i badaniom naukowym, ten na ogół nie stąpał po drodze usianej złotem. Potwierdzenia tego łatwo doszukamy się w historii, albo i w sytuacji ludzi nauki we współczesnych państwach kapitalistycznych. Chyba, że uczony pracami swymi schlebiał możnym tego świata, a wynalazkami przysparzał im dochodów. O, wtedy mógł liczyć na szczodrobliwe wyposażenie!
A jakie wyjście miał uczony, który pragnął pozostać wierny wynikom swoich badań, a jednocześnie ulegał tym wszystkim pokusom, jakie niesie dostatnie życie? Pozostawała mu droga konformizmu i niewątpliwej zdrady swoich ideałów. W tych słowach streszcza się życie Galileusza.
Benolt Brecht, wybierając sobie tą postać na bohatera dramatu - nie Kopernika, a właśnie Galileusza! - dopatrzył się w jej życiu wielkiej, choć nie wykorzystanej szansy. Oto głoszone przez niego nowoczesne zasady astronomii padały, jak iskra na przekształcającą się społeczność ludzką. Godziły w średniowieczne dogmaty, wyważały drzwi dla stojącej u progu nowożytności.
Galileusz zrozumiał prawdę, że siła oddziaływania jego odkryć zależeć będzie od ich rozpowszechnienia. Dlatego w dziełach swych odrzucił dostępną tylko nielicznym łacinę i pisał po włosku. W ten sposób astronomia dotarła do plebsu. Powtarzana na ubogich przedmieściach i w budach jarmarcznych, rozsiewała nadzieję lepszego życia, pobudzała do buntu przeciw uświęconym ustrojom.
Ale Galileusz zdradził, uląkł się tortur Świętej Inkwizycji i nie wygasłego jeszcze stosu Giordana Bruna. Odżegnał się od swojej nauki o obrotach ciał niebieskich. Wybrał wegetację, która zapewniała mu na starość przynajmniej ciepły kąt i miskę strawy. A tak przecież lubił dobrze zjeść!
Zdrada Galileusza zabiła nadzieję, jaką lud łączył z postępem nauki. Astronomia stała się znowu hermetycznie zamkniętą domeną mędrców. Zaniechała dysput na jej temat ulica. Wielka szansa nauki, szansa przewodzenia społecznym procesom została przegrana. Może dopiero II połowa XX wieku zmazała "grzech pierworodny" Galileusza. Wspaniałe wyczyny Gagarina, Tierieszkowej i Leonowa, przywróciły astronomię znów na usta wszystkich. Ale tego nie doczekał Brecht, zmarły u progu ery kosmicznej, w 1956 roku, w czasie prób nad "Życiem Galileusza" w teatrze Berliner Ensemble.
"Życie Galileusza" jest sztuką niezmiernie trudną do wystawienia. Stanowi ona luźno zmontowany sekwens obrazów, w którym dyskurs, rozmowa zastępuje efektowne wydarzenia. Potraktowanie kameralne przedstawienia zubożyłoby wymowę sztuki. Dopiero rzucone na szerokie tło ówczesnego świata błyszczy pełnym blaskiem. Ba, ale jak dać syntezę owych czasów w skrócie scenicznym?
Inscenizacja łódzka "Życia Galileusza" jest wspólnym dziełem reżysera Tadeusza Minca i scenografa Henri Poulain'a. Zasadniczą konstrukcję dekoracji stanowi jakby widziana od wewnątrz renesansowa kopuła. Łatwo odczytać w niej symbol świata zgodny ze średniowiecznymi poglądami - rozpostarte nad Ziemią kryształowe sklepienie z poprzytwierdzanymi planetami i gwiazdami. To pierwsze tło dla dramatu Galileusza. W końcowej scenie sztuki kopuła zostaje usunięta; wiedza Galileusza zburzyła średniowieczny obraz świata, ukazując ludzkości bezmiar przestrzeni kosmicznych...
W prologu przedstawienia realizatorzy ustawili w kopule drabinę społeczną w postaci alegorycznego żywego obrazu. Na samym szczycie papież (wówczas nie tylko głowa kościoła, ale i najwyższa władza państwowa), niżej kardynałowie, prałaci i szlachta, książęta i mnisi, kupcy, wreszcie na samym dole pełzający w prochu plebs. To drugie tło dla dramatu Galileusza. Słowa tekstu nie trafią w pozaczasową próżnię, ale w warunki określone historycznie poziomem wiedzy ludzkiej i panującą strukturą społeczną.
Tej piramidy nie można było oczywiście utrzymać przez cały spektakl, ale społeczne podziały podkreślił scenograf kolorami kostiumów, zachowując dla poszczególnych stanów niezmienne barwy. Tylko szaty Galileusza zmieniają się jak skóra kameleona w miarę tego, jak uczony pnie się wzwyż po szczeblach kariery, by wrócić do barw plebejskich w końcu przedstawienia.
Wysiłki reżysera poszły w kierunku silniejszego związania poszczególnych scen, nadania przedstawieniu bardziej jednolitego charakteru. Olbrzymiego nakładu pracy musiało też wymagać utrzymanie wewnętrznej dyscypliny tego potężnego spektaklu.
Może te właśnie wielkie zadania odwróciły nieco uwagę od strony aktorskiej, która w przedstawieniu jest nie wyrównana. Oczywiście, decyduje tu ujęcie postaci tytułowej. Jest to dla aktora nie lada ciężar do podźwignięcia. Rolę tę grało już kilku znakomitych aktorów, jak Charles Laughton w Los Angeles, Ernst Busch w Berlinie, Georges Wilson w teatrze Vilara w Paryżu i Tino Buazzelli w Piccolo Teatro w Mediolanie. Rola obrasta w ten sposób w tradycję.
W Polsce po Eugeniuszu Fuldem, Janusz Kłosiński kreuje Galileusza jako drugi. Buduje tę rolę z elementów bardzo ludzkich. Jest przejęty wzorcem ludowego bohatera, jakim przez jakiś czas był wielki uczony. Czegoś jednak chyba w tak nakreślonej postaci zabrakło. Owego stygmatu geniuszu, który powinien przyświecać przez rubaszność i biologiczną wręcz siłę witalną Galileusza,
Spośród wielkiej ilości ról wymienię tylko niektóre, wyróżniające się. A więc Wojciech Pilarski jako Kardynał Barberini, późniejszy papież Urban VIII, skupiony, lekko drwiący, doskonały w sylwetce w świetnie rozegranej scenie ubierania papieża w strój pontyfikalny. Witold Zatorski, szczery i płonący zapałem Andrzej Sarti. Halina Machulska, bardzo trafnie przedstawiająca przemianę zachodzącą w córce Galileusza, Wirginii. Zygmunt Malawski, grający Sagredo na bogatym podtekście. Janusz Kubicki bardzo precyzyjny w roli Kardynała Bellarmina. Eugeniusz Kamiński, świetny wykonawca songu.
W sumie duże przedstawienie, rehabilitujące Teatr Nowy po szeregu potknięć repertuarowych w ostatnim okresie.