Artykuły

Cały świat gra komedię

Muszę panu powiedzieć szczerze - nie udzielam wywiadów. Leon Schiller jak chciał coś wygłosić niewygodnego dla władzy, to robił to w formie wywiadu. Ale ja nie potrzebuję już żadnej gry prowadzić. Lubię jednak rozmawiać. Jak pan chce, niech pan tę naszą rozmowę zapisuje

Dlaczego reżyseruję teraz właśnie w Poznaniu? Parę razy już tu to robiłem. Zawsze ściągał mnie albo Gąssowski - prosił, abym "Domek z kart" Zegadłowicza wystawił - albo gdy kierownikiem literackim w Teatrze Polskim tu był Hebanowski, namawiał mnie, bym to i owo wystawił. Potem u niego na Wybrzeżu w teatrze też reżyserowałem.

Ja w ogóle chętnie wyjeżdżam. Kiedyś na tajnym uniwersytecie w czasie wojny, w Warszawie prowadziłem zajęcia z teatru, potem w 1atach pięćdziesiątych, skreślano te wykłady i mogłem sobie jeź­dzić. Byłem kierownikiem li­terackim w Teatrze Współczesnym u Axera, ale nie było to zajęcie, tak bardzo wiążące.

Miałem przyjaciół w Polsce i że byłem wolny, zapraszali najczęściej na określo­ne pozycje, bym je w ich teatrach reżyserował. Pracowałem więc w drobnych miasteczkach, w Rzeszowie, w Czę­stochowie, w Kielcach. No, w mniejszych ośrodkach, są słabsi aktorzy Ale oni właśnie chętniej pracują, chętniej po­dejmują się zadań niż inni... Oczywiście, reżyserowałem i w potężnych ośrodkach tea­tralnych w Warszawie u sie­bie we Współczesnym, w Kra­kowie, w Poznaniu. Często były to takie towarzyskie zna­jomości, zapraszali mnie, byli grzeczni, ofiarowali wygodne warunki.

Dzisiaj życie na prowincji jest gorsze. Kiedyś wyjeżdża­łem do Krakowa, Poznania, na pracę, ale i na zabawę ze znajomymi. Teraz tego nie ma. W Poznaniu gdy tu "Nie-Boską komedię" reżyserowałem, siedziało się ze Stulem Hebanowskim, z Rysiem Gardo u "Smakosza" dopóki pociąg nocny do Warszawy nie odjeżdżał. Dzisiaj nie ma tego życia towarzyskiego.

Stulek - on rozumiał zabawę, polegającą na rozmowie. Wódka... Tak, ale ona była podnietą do rozmowy. Miałem w nim partnera do moich gadań o literaturze, o sztuce, o teatrze. Muszę panu powie­dzieć - teraz nie mam żad­nych takich rozmówców. Paru starych aktorów, wycofanych ze sceny... W teatralnej naszej knajpie w Warszawie się cza­sem spotkamy, poplotkujemy, ale to już nie to...

Ze Stulkiem rozmawialiśmy o tym, co by ludzi w teatrze dzisiaj zainteresowało. Krze­miński mnie kiedyś namówił, bym ,,Irydiona" Krasińskiego reżyserował. Stulek -- by "Nie-Boską komedię" Były potem całe konferencje tu w Poznaniu w związku z tym. Bali się wyrazić zgodę na tę "Nie-Boską..." Bo, że to było tam zagadnie­nie żydowskie. Inteligentny tu był taki kierownik wydziału kultury, nie pamiętam już jak się nazywał. Oni, wie pan, ci urzędnicy zawsze boją się, że jak jakąś decyzję podejmą ta­ką jakiej by ci nad nimi nie chcieli, będą rozliczani potem. No więc temu kierownikowi powiedzieliśmy ze Stulem, że ,"Nie-Boska..." to nie jest wca­le zagadnienie żydowskie, a stosunek przywódcy do swo­ich mas. Tam są w tej sztuce dwa obozy - w jednym Hra­bia, czujący pogardę do ary­stokracji, oderwany od swo­ich mas; w drugim to samo jest z Pankracym, z jego sto­sunkiem do ludu. Ci przywód­cy przez to, że tak są oderwa­ni od innych, samotni, w ja­kimś sensie przyciągają się, imają powód do rozmowy. A wie pani wtedy był właśnie problem w partii, czy przywódcy są z masami, czy są oder­wani. Więc my ze Stulem temu kierownikowi od kultury wytłumaczyliśmy, że "Nie-Boska..." jest właśnie o takim oderwaniu od mas i to jest aktualne. A on to poważnie potraktował. Nie wiem zresztą czy na pewno, on był inteli­gentny, ale miał teraz nam sformułowanie wobec władz. No i tę "Nie-Boską" nam w Poznaniu puścili.

...Co pan mi tu czyta? No tak, Stulek w przedmowie do moich szkiców napisał: "Spomiędzy wierszy książki dochodzi głos przesłania: w czasie marnym, kiedy, jak mówi filozof, nawet ślady bogów zatarły się na tej ziemi - może­my przecież w grze pozorów dostrzec cień prawdy". Ale ja nie znałem tej jego przedmowy, dopiero jak się ta moja książka "Ca­ły świat gra komedię" uka­zała, przeczytałem, on ją do wydawnictwa przesłał w ostatniej chwili. Ja Stula poznałem przez Horzycę, z którym się przyjaźniłem jeszcze w czasie okupacji we Lwowie, w War­szawie. To co się Horzycy w głowie kręciło, to zostało na Stulka przerzucone także, on przy nim zaczynał swoją pracę w teatrze. Przez Horzycę go poznałem, a Stulek gdzieś pisał, że przez taką aktorkę zapomniałem, nie mogę przypomnieć sobie teraz jej nazwiska. Ale rozmawiałem z nią niedawno, ona leży już sparaliżowana, ale rozmawiamy czasem. No i właśnie przez nią, a właśnie przez Horzycę poznałem Stulka.

Wie pan w teatrze te znajo­mości z ludźmi trwają, codziennie prawie się spotykamy, a potem nagle niekiedy się ury­wają - ktoś przestaje grać w teatrze, ktoś przenosi się gdzie indziej...

Pyta pan czym jest w ogóle teatr... Na to nie odpowiem. Wiem, że od czasu, gdy była filozofia, to był i teatr. Moje studia uniwersyteckie były właśnie filozoficzne. Kiedyś teatr zastępował przeżycie reli­gijne, był ściśle związany z re­ligią i dzisiaj widać też powrót jakby do tego.

Czym jest aktor w teatrze? Podstawą. Jak nie ma aktora, to dla mnie nie ma teatru. To czym teatr przemawia, to jest właśnie aktorstwo. Czy w złym spektaklu aktor może być do­bry na scenie? Tak, on przecież, postać, którą on gra, ona żyje. Ja zawsze wyczekuje na tę chwilę, gdzie aktor zaczy­na tworzyć postać. Teatr Grzegorzewskiego, Kantora, co o nim myślę? To teatr malarski, ja ten rodzaj teatru bardzo lubię, do Szajny chodziłem na wszystkie premiery. Ale te spektakle to tylko jest przecież pretekst dla inscenizacji, dla efektów malars­kich. Dzisiaj teatr malarski jest modny - ja patrzę na nie jak na dziwowisko W dawnych teatrach ustawiano go­towe zestawy dekoracji i komplety były w każdej chwili do wykorzystania. W operze naj­ważniejsza jest muzyka, w te­atrze - aktor. Panowanie scenografii zaczęło się u nas w socrealizmie. Pozwalał on malarzowi na daleko większą swobodę na scenie niż na płótnie. Na scenie na jego dziwac­twa ci, którzy wtedy decydo­wali, machali ręką, na płótnie by do tej swobody nie dopuścili.

Czemu wystawiam w Poznaniu "Mistrza Olofa" Strindberga? "Mistrz Olof" nie był nig­dy grany w Polsce. To jest fragment historii Szwecji, sprawa tam reformacji, państwa, oderwania się od Watykanu. A także - sprawa śmierci. U nas człowieka zmarłego traktuje się jak dalszy ciąg człowieka żywego. Dla Strindberga zmarły to już nie człowiek, ale tyl­ko kości, prochy; protestuje on przeciwko czci dla zmar­łych.

Ja dwie sztuki Strindberga reżyserowałem w Polsce. I dlatego też zaprosili mnie do Szwecji, bym wygłosił odczyt. Powiedzieli mi, że mogę po francusku, albo po angielsku. Wchodzę na salę, tam dużo osób, ten mój odczyt mam napisany po francusku, a tu nikt tego języka nie zna... No więc rękopis zło­żyłem do archiwum. I tam namawiano mnie strasznie na "Mistrza Olofa". Przekonali mnie. Chciałem go więc w Te­atrze Współczesnym w War­szawie robić, ale oni chyba ba­li się, że teraz to jest okres odrodzenia, nawrotu katolicyz­mu, a ja tu chcę sztukę o re­formacji. I nie chcieli "Mistrza Olofa''. A potem Grzegorz Mrówczyński dzwonił do mnie bym coś w Teatrze Polskim w Poznaniu zrobił.. No więc ja że chcę "Mistrza Olofa". I zupełnie nie wiem dlaczego, ale on od razu się zgodził.

...Pan to wszystko co mówi­łem zapisywał? Jak wiernie to dobrze, miło się nam rozma­wiało, jak pan coś przekręci, to już pana wina.

Jerzy Kreczmar (ur. 1902), zna­komity reżyser, krytyk i pedagog. Przygotował wiele premier między innymi ,,Dziady" Mickiewicza, "Nie-Boską komedię" i "Irydio­na" Krasińskiego, "Samuela Zbo­rowskiego" Słowackiego, "Czeka­jąc na Godota" Becketta. Jest au­torem tomów szkiców "Polemiki teatralne" i "Cały świat gra ko­medię".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji