Artykuły

Fantazy, czyli w pojedynku Zadara - Englert 7:5

"Fantazy" Juliusza Słowackiego w reż. Michała Zadary w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Włodzimierz Neubart (Sakis) na blogu Chochlik Kulturalny.

Porównanie spektaklu "Niepoprawni (Fantazy)" z Teatru Współczesnego (w reżyserii Macieja Englerta) z "Fantazym", którego w Teatrze Powszechnym proponuje Michała Zadara, wypada zdecydowanie na korzyść tej ostatniej inscenizacji. Choć "Fantazego" już chyba nigdy nie polubię, bo z obu teatrów wychodziłem umęczony potwornie, to jednak uczciwie przyznam, że wersja z Teatru Powszechnego zrealizowana jest po prostu ciekawiej.

"Fantazy" w wersji dramaturgicznej nastręczać może momentami nieco problemów, zwłaszcza osobom, które nie czytały literackiego pierwowzoru, czy też nie oglądały przedstawienia przy ul. Mokotowskiej. Założenia są proste: Bogaty Fantazy chce poślubić młodziutką dziewczynę, przyjeżdża do posiadłości jej rodziców, a widząc, że ci popadli w olbrzymie długi, postanawia dobić targu, "kupując" żonę za "złotych polskich pół miliona". Respektowie przystają na tę propozycję z ochotą, kiedy jednak do hrabiostwa przyjeżdża również była kochanka egzaltowanego pisarza, Idalia, której obecność burzy krew w żyłach co najmniej kilku osób, sytuacja się komplikuje. W tym samym czasie pojawia się tu też grupa rosyjskich żołnierzy, wśród których ukrywa się Jan, były polski szlachcic, jedyna miłość Dianny. Wszystko zaczyna się mocno zaciemniać w chwili wkroczenia do akcji Omfalii Rzecznickiej, później dochodzi do tego obraz narkotycznego upojenia arystokratów, przez co intryga Wołdemara Hawryłowicza, w wyniku której Fantazy wraca do Idalii, a Dianna wpada w ramiona ukochanego Jana, również staje się mniej czytelna.

Zatem: porównujmy! Gdy we Współczesnym razi słabiuteńka scenografia, Powszechny imponuje rozmachem. Dość powiedzieć, że będąca moim gościem przyjaciółka wchodząc na widownię aż westchnęła: "Boże, jak tu pięknie"! Wejście do pałacyku Respektów wiernie oddaje atmosferę XIX-wiecznego hrabiowskiego życia, nawet postępujący upadek hrabiostwa (ach, te długi...) daje się subtelnie zauważyć. W obrazie otrzymujemy rzecz wysmakowaną, wręcz piękną. Scena pyszni się zielenią, Czego tu nie ma, są trawniki, dalie, wijący się bluszcz, rozłożyste konary drzew, filary przywodzące na myśl antyczne kolumny (zamiłowanie do tego rodzaju afektacji nie minęło Polakom do dziś!), wreszcie kunsztownie rzeźbione wrota. Robert Rumas przygotował scenografię, która, nawet zmieniając się w kolejnych aktach (mamy tam schody, katafalki) wciąż wiernie oddaje dziewiętnastowieczne realia. Dzięki scenografii: 1:0 dla Powszechnego!

Co rzuca się w oczy, także kostiumy, przygotowane przez Julię Kornacką, fantastycznie wpisują się w momentami klasyczny, w innych fragmentach oniryczny wydźwięk sztuki. Toalety pań są nieskazitelne, służący wyglądają jak z epoki, Kałmuk też jak prawdziwy! Kostium Diany (zwanej Dyjanną czy Dyjanką) magiczny. Nawet gdyby będąca przedmiotem "sprzedaży" córka Respektów nie odezwała się ani słowem, dzięki temu, jak wygląda, wiedzielibyśmy dokładnie, jaki jest jej stosunek do rzeczywistości. Wszystko jest tu dopracowane, buciki hrabiny Idalii, rozchełstana koszula Fantazego, wszelkie dodatki: okulary, pierścienie, pistolety. We Współczesnym pod samowarem stały szklanki, w Powszechnym pysznią się zdobne filiżanki, na ścianach wiszą świece, rzucające migotliwe iskry. Zdecydowanie: 2: 0 dla Powszechnego.

Idźmy dalej: fryzury, makijaże. Tutaj również wygrywa Powszechny. Wszyscy, poza może Fantazym, wyglądają znakomicie. Marianna Respektowa prezentuje się godnie. Elegancka fryzura jest bardzo klasyczna, od razu wiadomo, z kim mamy do czynienia. Włosy Idalii, ułożone w romantyczną koafiurę, przeniesione są jakby z XIX-wiecznych sztychów. Dla odmiany Diana z jej potarganą grzywą od razu jawi się jako symbol dziewczęcia stojącego w opozycji do świata rodziców. Może tylko Fantazy wygląda tu gorzej niż we Współczesnym, gdzie Michał Mikołajczak wydaje się (niestety jako jeden z niewielu) w swej nowoczesności bardziej tradycyjny. Dzięki fryzurom: 3:0 dla Powszechnego.

Gra aktorów. Nie da się wrzucić do jednego worka wszystkich naraz, zatem rozbijemy tę notę na kilka składowych. Proszę bardzo: Diana! We Współczesnym naburmuszona nie wiedzieć czemu Weronika Nockowska, bez żadnego wyrazu, tutaj Karolina Bacia (jeszcze studentka warszawskiej Akademii Teatralnej) bije starszą koleżankę na głowę. Jest znakomicie przygotowana, momentami posępna, innym razem rozświergotana, potrafi dobitnie zaakcentować swoje zdanie. Znakomicie się patrzy na to, jak twarzą wyraża obrzydzenie do zaistniałego porządku rzeczy (a przecież niczym koń na targu, sprzedana zostaje Fantazemu przez własnych rodziców!). Nie ma o czym rozmawiać: 4:0 dla Powszechnego.

Hrabina Marianna Respektowa: tutaj sprawa nie jest tak prosta! Współczesny wytoczył ciężkie działa, obsadzając w tej roli Agnieszkę Pilaszewską. Aktorka wywiązała się z zadania znakomicie. Tutaj Paulina Holtz - ku mojemu największemu zdziwieniu - zagrała równie dobrze, choć wykorzystała odmienne środku wyrazu. Zaskoczyła mnie, bo nie dało się jej oglądać w "Lilli Wenedzie", zresztą również reżyserowanej przez Zadarę. Tam brakowało siły, raziła sztuczność i brak tak potrzebnych emocji. Tutaj - jest wszystko, co trzeba. Dużo więcej humoru, drobne gesty, ukłony, pełna harmonia postaci i aktorki. I przede wszystkim: dobrze mówiony tekst! Rewelacja. Ponieważ obie panie były tu na swoim miejscu - remis: 5:1.

Stella: we Współczesnym grała ją Ewa Porębska, oddając dziewczęcą naiwność dziesiątkami odcieni. Tutaj jest nieznośnie szkolna Nela Nykowska, podająca tekst niczym na rocznicowej akademii, to w zasadzie wszystko, co można powiedzieć, bowiem ani przez moment nie wychodzi poza tę nieporadność. Źle rozkładane akcenty powodują, że tekst zresztą staje się całkowicie niezrozumiały. Zero gry aktorskiej. W tej sytuacji: 5:2.

Hrabina Idalia: nie spodziewałem się, że kiedyś to powiem, ale Barbara Wysocka, choć momentami przesadza, próbując zbyt wiele pokazać poza tekstem, tym razem mnie przekonuje. Jest dobra w pierwszych dwóch aktach, świetnie kryje się w zieleni (coś tam przestawia, bezszelestnie schodzi niemal między widzów, gdy Fantazy rozmawia z Respektową, Idalia kradnie uwagę publiczności, wpatrując się w nią w ciemności wzrokiem, który trudno zapomnieć. Bezbłędna. Później, w trzecim akcie, staje się już postacią najważniejszą i w zasadzie nie oddaje pola aż do końca sztuki. Świetna. Chociaż chwaliłem Katarzynę Dąbrowską w "Niepoprawnych...", tutaj jest lepiej! Duża w tym zasługa twórców, którzy rozbudowali partię Idalii, dając jej możliwość oddania głębi charakteru. Kiedy hrabina spotyka się z kochankiem, by popełnić być może narkotyczne samobójstwo, ma się wrażenie, że warto było przyjść do teatru, zresztą poza kilkoma nazbyt melodramatycznymi potknięciami, Wysocka udowadnia, że jest dobrą aktorką. Jako jedna z niewielu (tylko chyba Karolina Bacia, Paulina Holtz i Mariusz Benoit równie sprawnie posługują się archaicznym nieco tekstem), kombinując z intonacją i akcentowaniem głosek, mówi wciąż śpiewnie i zrozumiale. Nie ma się wrażenia, by miała jakiekolwiek problemy z opanowanie trudnej partii. Widz to czuje, przedstawienie płynie żywo i lekko. Brawo! Idalia sprawia, że Powszechny prowadzi 6 do 2.

Rzecznicki - tutaj sytuacja jest trudna. We Współczesnym młodziutki Rafał Zawierucha radzi sobie nie najgorzej, choć ma wadę wymowy, a to błąd. Tutaj Michał Czachor jak zwykle nie ma najmniejszych problemów z mówieniem, jest jednak nieznośnie manieryczny, wygłaszane z niespotykanym zaciąganiem frazy trącą nie tylko ironią ale potworną sztucznością. Co więcej, takie ogrywanie dowcipnych akcentów pod publiczkę, linijka po linijce, śmieszy tylko przez chwilę. Później przenosimy się już w świat XIX-wiecznych ogródkowych kabaretów, a tego byśmy nie chcieli. Z bólem serca, jednak tym razem punkt dla Współczesnego: 6:3.

Sprawdzamy dalej: hrabia Respekt: tutaj w zasadzie jest pozamiatane: Krzysztof Wakuliński w "Niepoprawnych..." jest jakiś, czuć, że nie ma pieniędzy, że kryguje się, stara przykryć strach pod farsowym zachowaniem. Respekt Grzegorza Falkowskiego niczym nie zapadł mi w pamięci. Szybki punkt dla Współczesnego: 6:4.

Jan, zesłany na Sybir w sołdaty, w obu teatrach nie może się podobać. We Współczesnym w interpretacji Mateusza Króla jest tajemniczy i mroczny, nikt nie uwierzy, ze to miłość Diany, w Powszechnym dla odmiany Mateusz Łasowski, na siłę męski, ciągnie rolę jedną pozą i do znudzenia powtarzanym jednostajnym głosem. Wynik porównania pozostaje niezmienny, nikt nie dostaje punktu! Kamerdyner Kajetan lepszy w "Niepoprawnych...", służąca Helenka dla odmiany u Zadary - znowu remis!

No i wreszcie sam Fantazy Dafnicki. Tak, jak nie mogłem się nachwalić Michała Mikołajczaka, dla którego warto było jednak wybrać się do Współczesnego, tak Fantazy, którego proponuje Michał Sitarski, stanowi jakieś dziwaczne zaprzeczenie wizerunku hrabiego, który płynie z tekstu Juliusza Słowackiego. Co więcej, ma się wrażenie, że aktor nie pamięta tekstu, zwłaszcza w pierwszych aktach spektaklu, a to wada niemożliwa do wybaczenia. Dodatkowo manieryczność postaci wzbudza podejrzenie, że oto mamy do czynienia z gejowską wersją Fantazego, przez co upada w ogóle myśl, że hrabia mógłby być zainteresowany Dianą. Lubieżnie pokazywany język, niemiłosierna tendencja mówienia na przekór zasadom akcentowania, wiele jest takich niuansów, które sprawiają, że postać się tu nie broni. Cytując kabaretowych ulubieńców publiczności ostatnich lat stwierdzę: "Z dużą pozytywną przyjemnością powiem: bez-na-dziej-nie!". 6:5 dla Powszechnego.

Robi się więc gorąco, zwłaszcza, że i kategorie się kończą! Pochwalić trzeba w obu przedstawieniach dobrą pracę oświetleniowców, i tu i tu ruch sceniczny poprowadzony został z uwzględnieniem nietypowych rozwiązań. Nieco bardziej może podoba mi się to, co robi Idalia w Powszechnym, ale generalnie - znów remisowo.

Nie da się może do końca polubić inscenizacji Michała Zadary, jednak jego "Fantazy" ma tę zaletę, że przy pomocy sugestywnych obrazów oddaje stan ducha zaściankowej polskiej arystokracji połowy XIX wieku, tej grupy społecznej, która po zaborach straciła rację bytu, tkwi okopana w oderwaniu od rzeczywistości i udaje, że wciąż może w dawnym stylu iść przez życie (czy nie przypomina to trochę Raniewskiej z "Wiśniowego sadu" Czechowa i wielu innych klasycznych postaci?). Losy bohaterów, co widać po Respektach, ale i choćby Rzecznickim, to schyłek pewnej epoki, która już nie wróci. Jedni żyją iluzją dawnej świetności (Respektowie), inni miłość budują w oparach narkotycznych wizji (Idalia, Fantazy), ktoś tam w poczuciu przywiązania do najwyższych ideałów skłonny jest ponieść najwyższą ofiarę (Hawryłowicz). Tylko po co to wszystko? Obraz otrzymujemy ładny, choć do granic patetyczny w końcowej odsłonie. Po względem reżyserii Michał Zadara nie rzuca mnie na kolana, jednak zdecydowanie bardziej podoba mi się to, co stworzył niż bezbarwna, właśnie marcowo odwołana produkcja Macieja Englerta. Za reżyserię - punkt dla Powszechnego (7:5).

I to by było tyle. Niepotrzebne są ideologiczne tłumaczenia czy interpretacje kontekstów historycznych. Mamy jeden tekst, dwa odczytania, dwie różniące się rozmachem inscenizacje. Jedna poległa, druga, nie bez problemów, wygrywa. Gdyby nie słaba gra Michała Sitarskiego, pewnie ostatecznie nawet polubiłbym "Fantazego", a tak - tylko podkreślę, że całość wypadła lepiej... Za to Barbarę Wysocką kupuję! Zmiana tytułu z "Fantazego" na "Idalię" wskazana!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji