"Król Mięsopust"
Po niespełna trzech tygodniach - nowe spotkanie i "Królem Mięsopustem" Jarosława Marka Rymkiewicza*). Już przedstawienie dyplomowe studentów PWST na Miodowej dawało przedsmak tej mądrej zabawy, jaką przygotował Jan Bratkowski w Teatrze Dramatycznym. W studenckim spektaklu wyeksponowano burleskowo-farsową warstwę sztuki, w Teatrze Dramatycznym "Król Mięsopust" nabrał filozoficznej głębi i artystycznej agresywności, moralitet stał się bardziej przejrzysty, bogatszy w tonacje i barwy. Myślę, że gdyby ktoś nie znał twórczości poetyckiej autora "Człowieka z głową jastrzębia", "Metafizyki" i "Anatomii", jego oryginalnej twórczości dramatopisarskiej ("Eurydyka czyli każdy umiera tak jak mu wygodniej", "Odys w Berdyczowie", "Król w szafie" i "Lekcja anatomii profesora Tulpa") czy wreszcie jego znakomitych "imitacji" Calderona, które tak bardzo ożywiły w ostatnich sezonach polską scenę - więc gdyby ktoś po raz pierwszy spotkał się z Rymkiewiczem właśnie na jego "Królu Mięsopuście" - będzie miał pełny pogląd na całą jego twórczość. Bardziej dociekliwy widz odnajdzie tam ślady i Calderona i Eliota i Gheiderode'a i Teilharda de Chardin; to w planie artystyczno-ideo-wym i światopoglądowym. A w planie formy scenicznej - moralitet i burleska, commedia dell'arte i współczesną umowność. I jeszcze intrygą w teatrze od wieków nicowana a również na polskiej scenie zadomowiona: od Baryki "Z chłopa król" (ale wszelkie inne paralele byłyby bardziej mylące!) poprzez maskaradową przebierankę Ludmira z "Pana Jowialskiego" Fredry aż po farsowo-komediowe prezentacje tego wątku już współczesne. No więc "parobek" króla Filipa (Wojciech Pokora), Florek, zamienia się z nim rolami - no i wynikłe z tej zamiany konsekwencje natury - jak się okazało - nie tylko farsowej. Florek Mieczysława Czechowicza w końcowych partiach przedstawienia przestaje być zabawny, staje się - groźny. Zresztą skojarzeń jest znacznie więcej, sztuka jest wielopłaszczyznowa i wieloznaczna, chociaż decydująca - i w sztuce i w przedstawieniu - jest, jak w całej twórczości Rymkiewicza, jej warstwa czy też inspiracja metafizyczna. Bo wreszcie Roberto, nieczysto grany przez Jerzego Zelnika, spina cały spektakl jako Mistrz Kościej, dobry znajomy ze sceny tego właśnie teatru; jego parodystycznie "kordianowskie" wcielenie między początkiem a finałem sztuki, odcinające się od "kościeja", jedynie zamazuje ten metafizyczny kontekst, tak wyraźnie przecież wyakcentowany przez Florka w zakończeniu sztuki. Ale to wszystko wtopione w zmysłową, jakąś rabelaisowską, jędrną rubaszność. Florek - i Filip, "król-wieprz" i "król-duch", a - jeszcze dalej: życie i śmierć. Tylko że śmierć - też dla Florka. Można i inne sprawy tam też dostrzec: no chociażby tę zamierzoną karykaturę wulgarnie pojętej "rewolucji": Florek czyścił buty królowi Filipowi, więc teraz król Filip będzie czyścił buty Florkowi. I jeszcze "sprawa" Gęby (Stanisław Wyszyński) i Skoczka (Maciej Damięcki) - co to jeden węszy potężnym nochalem (przyprawionym) a drugi chwyta wszystko potężnym uchem) z jej Florkową "świadomością rewolucyjną" i sprawa księżniczki Rosalindy (Katarzyna Łaniewska), przekładającej Florka nad Filipa (wcale nie z przekonań demokratycznych) i wiele innych spraw i sprawek tego świata. A wszystko to opowiedziane przepysznym, "muzycznym" językiem poetyckim, posłusznym autorowi i w zabawie i w sprawach serio - od prestidigitatorstwa i źonglerki kabaretowej kokieterii, aż po najczystsze, krytyczne tony poetyckie. W robocie teatralnej - wiele dobrych, świeżych pomysłów, służących nie tylko zabawie (jak ta zaskakująca scena, kiedy po rozsunięciu kurtynki zasłaniającej królewskie loże Florek i Rosalinda grają w karty) ale i zaostrzeniu filozoficznej pointy (pod koniec ukwiecone loże z baldachimem - na którym usadowiono orkiestrę, stały akompaniament spektaklu. Jego częsty komentarz lub dopowiedż - zamieni się na karawan). Reżyser śmiało doprowadza też do zderzenia klimatów, kontrastuje nastroje - wydobywając przez to głębię tekstu i uczytelniając podteksty dialogu. Przy wielu zaletach roboty reżyserskiej wydaje się, że spektakl jest niekiedy "przeinscenizowany". w jego organizowanym świetle zgiełku ginie trochę znaczącego tekstu. Ale te drobne usterki w minimalnym tylko stopniu wpływają na odbiór mądrej, teatralnie efektownej zabawy.