USTINOV PO RAZ PIERWSZY
Nie mieliśmy dotąd możliwości poznać dramaturgii Petera Ustinova, czytaliśmy natomiast o nim, a także oglądaliśmy go w sympatycznej roli konferansjera telewizyjnych koncertów dla dzieci organizowanych przez UNICEF. Nawet do Polski dotarła pewna fama Ustinova - aktora, satyryka, pisarza dramatycznego. W swoim czasie zaliczany był on do awangardowej plejady. Ten Anglik o rosyjskim nazwisku był wymieniany obok takich odnowicieli teatru jak Beckett i Ionesco. Teatr Dramatyczny postanowił nam wreszcie pokazać sztukę Ustinova. Gdyby brakowało nawet innych racji, żeby to zrobić, wystarczającym powodem jest zamiar pokazania w końcu czegoś, o czym długo tylko słuchy chodziły. W ten sposób obejrzeć można rzecz pt. "Photo-Finish". Trudno skrywać, że wieczór z Ustinovem sprawił mi zawód. Sztuka zbudowana jest na pomyśle, który obiecuje satysfakcje intelektualne, póki się rzecz nie rozwinie. W pokoju bardzo starego pisarza z trudem znoszącego opiekę żony, w wyniku osobliwego przesunięcia czasu zjawiają się kolejno trzy figury, które są nim samym (samym owym pisarzem) we wcześniejszych momentach życia. Te cztery osoby, będące czterema stadiami tej samej biografii, prowadzą rozmowę o sobie. Najmłodszy nie może sobie nawet wyobrazić swojej tożsamości z osiemdziesięcioletnim starcem, starzec nie pamięta tego, co przeżywał mając lat dwadzieścia. Tożsamość osoby w ciągu życia wydaje się zależeć od okoliczności zewnętrznych, od partnerów, od ich pamięci - własna zaś pamięć, jak i wyobraźnia nie rejestrują, ani nie przewidują w sposób wystarczający ciągłości. Tak to Ustinov wprowadza od razu niepokojące pytanie, które rodzi się z tego, co wydawało się w pierwszej chwili zabawą. Pytanie, czym jest ciągłość tożsamości. Możliwości jakie stwarza ta z fantazji poczęta sytuacja, są jednak w bardzo małej mierze wykorzystane. Wracają tu kilkakroć takie kwestie jak zależność (lub niezależność) losu od świadomych decyzji, czy ludzie są igraszką impulsów i złudzeń. Ale w tych kwestiach wyziera już płycizna. Zdania są gładkie, zbyt błyskotliwe. Widz decyduje się uznać to za zabawę, oczekując jednak pewnej w niej elegancji i gry intelektualnej. Zostaje jednakże jeszcze raz zbity z tropu. W tej powtórce życia, jaką przechodzi stary pisarz, głównym problemem okazuje się omyłka małżeńska i kolejne trójkąty, które bohater stwarza w swej długiej biografii. Tutaj pojawiają się sceny z teatru bulwarowego - trochę filuterności trochę satyry pachnącej naftaliną. Można by myśleć, że autor zmaga się ze spadkiem po wiktoriańskiej Anglii. Wszystko to jest raczej płaściutkie i bardzo dobrze znane. Teatr stał chyba przed dylematem nie do przezwyciężenia: intelektualizm początku zmuszał do wolniejszego tempa i do pewnego celebrowania słowa, niemal farsowy wątek obyczajowy wymagałby gry wartkiej. Pogodzenie tych potrzeb musiało się okazać niemożliwe.
Być może, iż "Photo-Finish" kryje w sobie coś, co nam tu w Warszawie umknęło. Jest to jednak mało prawdopodobne. Sława Ustinova ma chyba inne korzenie.