Artykuły

Do partnera podchodzi się z biodra

- Gdy w Krakowie grałam w spektaklu "Turandot, czyli kongres wybielaczy", w jednej ze scen rozpinałam sukienkę, a pod sukienką nie miałam nic. Mój ówczesny mąż powiedział mi wtedy, że jeśli przyjdzie do teatru i zobaczy mnie taką nagą, to wtargnie na scenę i przerwie spektakl - wspomina JOANNA BOGACKA, aktorka Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

O tym, jak całują się na scenie i planie filmowym aktorzy rozmawiamy z Joanną Bogacką [na zdjęciu] - aktorką, pedagogiem:

Pocałunek na scenie to jest dla widza zawsze bardzo ważna rzecz. Robi największe wrażenie. Sceny miłosne, zwłaszcza te piękne, zawsze zostają we wspomnieniach. Myślę sobie, że skoro to takie ważne, to może istnieją w szkołach teatralnych specjalne zajęcia z całowania?

- (śmiech) Dla aktora najważniejsze jest tzw. podprowadzenie do pocałunku. Czyli wszystko to, co dzieje się przed. Bo pocałunek to uwieńczenie sceny i sam w sobie jest dość prosty. Zasada jest taka, że - jeśli całujemy się na stojąco - partner musi do mnie podejść tak, żeby nasze biodra się dotykały. Żeby nie było tzw. namiotu, sytuacji, gdy usta blisko, a pupy są wypięte. Bo to już jest komedia!

Co robią aktorzy, żeby było namiętnie i romantycznie?

- Do partnera podchodzi się z biodra, a potem patrzy mu się głęboko w oczy. I to patrzenie jest właściwie najważniejsze. Tzw. przyciąganie wzrokiem, to coś, ten trzeci wymiar, właściwie nad tym najbardziej się pracuje przygotowując scenę miłosną. Idealne jest wykreowanie takiego napięcia, żeby widz pozazdrościł nam tego, co mu się wydaje, że my, aktorzy przeżywamy na scenie.

Łatwo idzie ta nauka studentom?

- Zawsze podczas takich zajęć i studentom, i aktorom towarzyszą emocje. Powiewa taki wicherek dwuznaczności... Wszyscy są lekko podnieceni. A cała tajemnica tkwi w odpowiednim patrzeniu na partnera, patrzeniu, które wymaga od aktora pewnego ekshibicjonizmu.

Można dostać dwóję z całowania na pani zajęciach?

- Oczywiście nie zaglądam studentom w zęby, gdy ćwiczą takie sceny... Ale z autopsji mogę powiedzieć, że ten sceniczny pocałunek to: albo dotykamy się wargami i skręcamy głowy w ten sposób, że widownia nie ma szans zobaczyć, jak się całujemy, albo pocałunek na tzw. karpia, albo całujemy się w sposób naturalny, jeśli oczywiście się lubimy.

Ponoć gdy aktorzy całują się na scenie naprawdę, niczego nie udając, to ich to dekoncentruje, przeszkadza w grze.

- Razem z mężem (Krzysztof Gordon) całowaliśmy się na scenie w "Cmentarzysku samochodów". I to spowodowało, że oboje zostawiliśmy poprzednie związki, wciąż jesteśmy razem i następne pocałunki w sztukach, w których graliśmy, już nam naszego życia nie zepsuły

Kiedyś w Teatrze Wybrzeże zdarzało się, że zazdrośni mężowie aktorek dostawali szału, gdy widzieli je całujące się z obcymi facetami na scenie...

- Czasy się zmieniły. Ale gdy w Krakowie grałam w sztuce "Turandot, czyli kongres wybielaczy" Brechta, w jednej ze scen rozpinałam sukienkę, a pod sukienką nie miałam nic... Mój ówczesny mąż powiedział mi wtedy, że jeśli przyjdzie do teatru i zobaczy mnie taką nagą, to wtargnie na scenę i przerwie spektakl. Ja wiecznie grałam tę sztukę w jakimś nieprawdopodobnym stresie i wciąż marzyłam tylko o jednym - by się wreszcie skończyła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji