Artykuły

Schodami w górę, schodami w dół

"Don Carlos" w reż. Gianfranco de Bosio w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Teresa Dorożała-Brodniewicz w Opcjach.

Giuseppe Verdi w poszukiwaniu libretta do swojej dwudziestej trzeciej opery (powstałej po "Mocy przeznaczenia", a przed "Aidą") nie po raz pierwszy zainteresował się twórczością Friedricha Schillera. Już wcześniej utwory niemieckiego romantyka - "Joanna d'Arc", "Zbójcy" oraz "Intryga i miłość" (tytuł opery: "Luisa Miller") - posłużyły mu za materiał fabularny dzieł scenicznych. Tym razem kompozytora zainspirowały mroczne dzieje szesnastowiecznej Hiszpanii, najpotężniejszej ówczesnej monarchii kolonialnej, w której "nigdy nie zachodziło słońce", a na najwyższym piętrze władzy - obok króla - stał Wielki Inkwizytor. Tytułowy bohater, Don Carlos, syn Filipa II, jest rozdarty pomiędzy niemożliwą do spełnienia miłością do swojej macochy a powinnościami następcy tronu. Królowa Elżbieta de Valois trwa nieszczęśliwa w swoim małżeństwie z Filipem, odwzajemniając gorące uczucie pasierba. Bez pamięci zakochana w Don Carlosie księżniczka Eboli intryguje przeciwko królowej. Król, osamotniony i odkrywający tajemnicę miłosnego związku pomiędzy Elżbietą i infantem, chce - przy pomocy Markiza Posy - usunąć syna z dworu. Tłem dla owego kłębowiska namiętności i porachunków są bezwzględne i krwawe walki z heretykami, prowadzone przez katolicką Hiszpanię przeciwko zbuntowanej Flandrii. Pulsującej ekspresją fabule, opowiadającej o wydarzeniach bardzo intensywnych emocjonalnie, nadał Verdi niezwykle poruszającą, a przy tym zachwycającą formę brzmieniową w stylu wielkiej opery historycznej (pierwsza, francuska, wersja dzieła trwa pięć godzin; skrócona wersja włoska - trzy godziny). Pełna inwencji muzyka, zwielokrotniając i nadając wyrazistość przeżyciom protagonistów, opowiada o miłości i przyjaźni, zdradzie i kłamstwie, przemocy i słabości. Słynne arie (aria księżniczki Eboli, monolog Filipa, aria Posy) oraz duety (śpiew Carlosa i Posy, Filipa i Inkwizytora, Elżbiety i Carlosa) w mistrzowski sposób rysują wiarygodne wizerunki psychologiczne postaci - zarówno tych, którym współczujemy i które swoimi losami nas wzruszają, jak i tych, które budzą w nas strach czy oburzenie.

Na tę operę - przez wielu miłośników Verdiego uznawaną za arcydzieło - czekano w Poznaniu od dawna. Wreszcie "Don Carlom" znalazł się w repertuarze Teatru Wielkiego im. Moniuszki, jednakże zaostrzone wieloletnim oczekiwaniem apetyty melomanów nie do końca zostały zaspokojone. Ani zbyt stonowana warstwa muzyczna, ani statyczny obraz teatralny nie wykreowały widowiska poruszającego, nasyconego dramatyzmem i skrajnymi uczuciami. A przecież, sądząc po nazwiskach realizatorów, można było się spodziewać wydarzenia artystycznego!

Reżyserię powierzono Włochowi Gianfranco de Bosio, cenionemu twórcy filmów oraz spektakli teatralnych, telewizyjnych i muzycznych, w tym także inscenizacji oper Verdiego (m.in. "Balu maskowego" dla wiedeńskiej Staatsoper z udziałem Pavarottiego oraz Aidy, Otella i Traviaty dla Anfiteatro Arena w Weronie). Trzeba przyznać, że koncepcja sceniczna, jaką zaprezentował w poznańskim "Don Carlosie", miała jeden niewątpliwy i istotny dla przedstawienia operowego walor: nie przeszkadzała śpiewakom w wykonywaniu niełatwych zadań wokalnych. Poza tym jednak był to teatr tradycyjny, w niewielkim tylko stopniu przekonujący o tragicznych i pogmatwanych losach głównych bohaterów, którym reżyser nie pomógł w psychologicznym pogłębieniu i uwiarygodnieniu kreowanych ról. Każda z postaci swoją historię przeżywała osobno, dyskretnie, jak gdyby na stronie, niespecjalnie angażując uwagę i emocje widzów. Odnosiło się wrażenie, że kluczowym zadaniem aktorskim, jakie występujący otrzymali od reżysera, było nieustanne pokonywanie -to w górę, to w dół - dominujących w zabudowie sceny schodów.

Pomysł scenografa Wiesława Olko, który zbudował dwie zróżnicowane plastycznie płaszczyzny dla równoległego rozgrywania akcji, nie został przez de Bosia dostatecznie wykorzystany. Natomiast kostiumy autorstwa Ryszarda Kaji, stylizowane na hiszpańszczyznę, wyraziście wpisały się w stonowany, stalowoszary kolor sceny. Barwy strojów "osób dramatu" stawały się znakiem, kluczem, symbolem. Dla przykładu: Elżbieta, ewoluująca uczuciowo, odziana jest kolejno w niewinną biel, intensywną czerwień, przygnębiający odcień żałoby; Wielki Inkwizytor nieodmiennie pokazuje się w purpurze, utożsamianej z władzą i boskim namaszczeniem; Don Carlos, nieszczęśliwy w miłości, odtrącony przez ojca, zrezygnowany, zawsze nosi się na czarno.

Muzyka "Don Carlosa" - z szeroką paletą nastrojów, kontrastowaniem emocji, wielobarwnością i bogactwem planów dźwiękowych - w interpretacji Grzegorza Nowaka pozbawiona była intensywności emocjonalnej i brzmiała ascetycznie, a niekiedy nawet oschle. Chłód wiejący z orkiestrowego kanału ocieplał pięknie i jednorodnie pod względem emisyjnym śpiewający chór oraz niektórzy soliści. Najbliżsi Verdiowskiej stylistyce okazali się: Marek Gasztecki (Filip), Małgorzata Walewska (Eboli).Adam Szerszeń (Posa) i Marian Kępczyński (Inkwizytor), którzy - nie forsując znakomicie ustawionych przez naturę głosów - stworzyli przekonujące kreacje wokalne. Niestety, Maria Mitrosz (Elżbieta) i Marek Szymański (Don Carlos), swoje partie mieli ustawione wyłącznie w fortissimo, zarówno wtedy gdy wyznawali sobie miłość, jak i wówczas kiedy cierpieli, tęsknili, doznawali krzywd i niesłusznych oskarżeń o zdradę.

W przedstawieniu poznańskim wszystkie role przygotowane zostały przez trzy obsady. Jest zatem nadzieja, że w gronie pozostałych solistów znajdą się wykonawcy, którzy potrafią sprostać niełatwym wymaganiom partytury Don Carlosa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji