Kolędowa ballada
"KOLĘDA-nocka" Ernesta Brylla w Teatrze Muzycznym w Gdyni, jest poetyckim widowiskiem o dzisiejszej Polsce; pierwszą próbą artystycznego - a nie tylko publicystycznego - spojrzenia na wydarzenia ostatnich miesięcy; opisem nastrojów, jakie towarzyszyły przemianom dokonującym się tego lata w naszym kraju.
Autor i kompozytor, przy współpracy reżysera - Krzysztofa Bukowskiego i scenografa - Mariana Kołodzieja, stworzyli widowisko gigantyczne i jednocześnie przejmujące, pełne rozmachu scenicznego, ale przemawiające do widzów w sposób niezwykle intymny.
Na jego literacką warstwę - opowiadającą o faktach i mitach, o rzeczywistości i wyobrażeniach, o realiach i marzeniach - składają się fragmenty wcześniej napisanych dramatów Brylla "Kto ty jesteś", "Kurdesz", "Rzecz Listopadowa", a także wiersze z cyklu "Polaków portret własny" oraz pisane ostatnio, już po sierpniowych wydarzeniach.
Muzyka, choć wykonywana przez zespół tzw. młodej generacji noszący nazwę "Orkiestra do użytku wewnętrznego" i piosenki śpiewane gościnnie przez Krystynę Prońko i Teresę Haremzę, są nieco - chciałoby się powiedzieć - staroświeckie, ale może właśnie dlatego łatwo docierają do widzów i są przez nich natychmiast akceptowane. Scenografia jest piękna w swej surowości, nawiązująca do obrzędów ludowych i funkcjonalna. Tłum i jego swoboda na scenie, bo bierze w tym przedstawieniu udział cały teatralny zespół oraz Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego - dobrze świadczy o wyobraźni reżysera...
"Kolęda-nocka" w Teatrze Muzycznym w Gdyni to taki "polski Hair" - niby przedstawienie w konwencji rozrywkowej, a jednocześnie spektakl zmuszający do refleksji, do zamyślenia. Innymi słowy jest to kolejny przyczynek dla udowodnienia tezy dyr. Andrzeja Cybulskiego, iż teatr muzyczny wcale niekoniecznie ma być prostą, bezmyślną zabawą, ale może i powinien być teatrem społecznym, że musi być teatrem rozumnym i zrozumiałym, prowadzącym rozmowę ze społeczeństwem, ale też świadomym swojej masowej widowni.
Ambitne to założenie oczywiście wcale nie jest łatwe do realizacji. Przede wszystkim dlatego, że przyjęło się sądzić, iż w teatrach muzycznych tekst zawsze jest mniej ważny od muzyki, że aktorstwo może być w nim gorsze od wokalistyki, że najlepszy repertuar dla niego powstawał w ubiegłowiecznym Wiedniu.
Przełamanie tych obiegowych twierdzeń jest trudne, ale - jak się okazuje - możliwe. Zapewne wśród nowych przedstawień Teatru Muzycznego w Gdyni, wśród utworów zamówionych u najwybitniejszych współczesnych twórców, są pozycje lepsze i gorsze. Zapewne wśród prac "Studia aktorskiego", z którego wywodzi się większość pracowników gdyńskiego teatru, są dokonania atrakcyjniejsze i mniej udane.
Ale prawdą jest, że pomimo nietypowej działalności repertuarowej i inscenizacyjnej Teatr Muzyczny w Gdyni znalazł rezonans widowni, o czym świadczy fakt, że w ubiegłym sezonie wypełniała się ona w ponad 100 procentach. Prawdą jest, też, że teatr ten daje przedstawienia bardzo różne - od klasyki po współczesność, od Bogusławskiego, przez Witkacego, Brechta po Koftę, od Stefaniego przez Rossiniego, Trzcińskiego po Skrzeka - daje przedstawienia, w których artyści i widzowie będą - jak ładnie i celne ktoś powiedział - oddychali tą samą atmosferą; spektakle sięgające tradycji, ale jednocześnie ważne dziś, atrakcyjne artystycznie i zrozumiałe dla każdego.
Przekonać się o tym będzie zapewne także można podczas kolejnych czterech w bieżącym roku premier na dużej i czterech nowych przedstawień na małej scenie teatru na Kamiennej Górze w Gdyni.