Artykuły

Zbrodnia zbyt małej wizji i trzygodzinna kara

"Zbrodnia i kara" wg Fiodora Dostojewskiego w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Kamila Kasprzak w Przemianach na Szlaku Piastowskim

Coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że kolejne premiery w gnieźnieńskim Teatrze Fredry mają dobre jedynie momenty, zaś jako całość bywają nierówne i pozostawiają pewien niedosyt. Tak dzieje się niestety także ze "Zbrodnią i karą" Fiodora Dostojewskiego, którą na rodzimą scenę przeniosła Małgorzata Bogajewska.

Jednak w tym przypadku na wszystkim zaważył też fakt sięgnięcia po klasykę, czyli ważne i ponadczasowe dzieło, które mimo upływu lat oraz zmieniających się epok, ciągle porusza sporą część ludzkości. Bo jeśli po raz kolejny współczesny twórca decyduje się wypowiedzieć przez ową klasykę, to albo powinien przekazać coś nowego swoją interpretacją (i nie chodzi tu jedynie o jakieś udziwnienia, ale choćby zaciekawienie odbiorcy) albo chociaż poruszyć go do głębi. Pominę już fakt co ze "Zbrodnią i karą" zrobił kilka lat temu Michał Kmiecik, który swoją adaptację dzieła zatytułował po prostu "Kto zabił Alonę Iwanowną?" i włożył w nią tak aktualną społecznie sprawę jak śmierć działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej, podejrzanych w postaci jak najbardziej realnego reżysera Larsa von Triera czy seryjnego mordercy Andreasa Breivika, a ze swego Raskolnikowa uczynił "okupanta" warszawskiego Baru Prasowego. Nie ukrywam też, że ten rodzaj społecznie zaangażowanego teatru jest mi bliski, a sztuka powinna odpowiadać na otaczające nas sprawy i pomagać w ich przepracowaniu, ale rozumiem również tradycyjne podejście.

Tymczasem wierną realizację Bogajewskiej zabija przede wszystkim czas trwania - bite 3 godziny poważnych egzystencjalno-moralnych rozterek z przerwą, to bowiem za długo jeśli chce się skupić uwagę "przerabiającej" tę lekturę młodzieży, a i starsi widzowie mogą mieć problem z dotrwaniem do końca. W końcu całą opowieść, tym bardziej, że jest znana, można było przecież skrócić i wyciągnąć z niej co ważniejsze dla siebie wątki. Kolejna sprawa to odtwórca głównej roli, czyli owszem młody i utalentowany aktor Wojciech Lato, ale jednak zbyt mało doświadczony by unieść tak ważną dla całości postać Rodiona Romanowicza Raskolnikowa. Jego bohater bowiem w większości mało przekonująco miota się po scenie, choć ma też swoje dobre momenty (rozmowa z Porfirym o prawie do zabijania czy spotkanie z Sonią, którą prosi o przeczytanie fragmentu Biblii, ale o tym dalej).

Tyle, że z drugiej strony taki, a nie inny Raskolnikow czy ogólnie klimat sztuki wynika też mimo wszystko ze słabo zarysowanego przekazu, który chce się skierować do publiczności. Z całym szacunkiem do pani reżyser, a także dyrektorki Teatru Ludowego w Krakowie, ale interesujące opowiadanie o swej wizji (Raskolnikow jako młody chłopak, który pragnie zmieniać świat, ale się zagubił) czy wypisywanie kredą przed Teatrem pytania: Co dziś zrobiłeś żeby urzeczywistnić swoje idee? - niestety nie przenosi się na scenę. Główny bohater bowiem pozostaje na niej ubogim studentem, który zabija Lichwiarkę (poprawna Katarzyna Kalinowska) nie dla jakiejś idei, lecz po prostu z biedy i złości, gdy ta robi mu problemy z przyjęciem kolejnego przedmiotu, a potem targają nim jedynie wyrzuty sumienia z powodu zbrodni. I to właśnie widzi widz, który na szczęście, a może właśnie dla zmiany spojrzenia, zostaje postawiony przed sceną spotkania Raskolnikowa z Porfirym (bardzo dobry Wojciech Kalinowski, choć mógł zagrać swoją postać z nieco inną manierą), kiedy ten pierwszy objaśnia śledczemu swoją niemal nietzscheańską wizję według której istnieją tzw. lepsi ludzie, którzy mogą zabijać innych w imię lepszego świata. Jest to więc jeden z lepszych fragmentów, taki cymesik otwierający pole do dyskusji czy interpretacji, gdzie można zarówno zastanowić się nad odpowiedzialnością indywidualną i klasową, a nawet powołać się na pojęcie "banalności zła" sformułowane przez Hannah Arendt. Tylko czy ktoś choćby z młodzieżą podejmie temat w ten sposób?

Poza tym może też podobać się przywołane spotkanie Rodiona z Sonią (coraz lepsza Michalina Rodak, która po niemal operowym śpiewie w "Klubie samotnych serc Portofino", tym razem wchodzi na wyższy poziom m.in. dzięki świetnemu operowaniu mimiką i gestem), gdzie młodzieniec pięknie szuka zrozumienia dla swego zgubnego idealizmu w chrześcijańskiej przypowieści, a także u dziewczyny. I wreszcie co do dalszych "błysków" przedstawienia, trzeba przyznać, że jest nim również czarny charakter - Swidrygajłow. Cyniczna postać zamożnego mężczyzny, który wręcz szczyci się swym zepsuciem ubiegając się o rękę Duni (cudownie niejednoznaczna i odważna Anna Pijanowska), została tu mistrzowsko zagrana przez występującego gościnnie Mariusza Saniternika, którego dorobku nie trzeba znać, by zobaczyć, że po wyjściu na scenę to klasa sama w sobie. Co ważne, pozostali aktorzy także dobrze sobie radzą, choć szkoda, że rola Marmieładowa (dobry Maciej Hązła), została mocno okrojona i gdzież tej postaci do genialnego monologu Piotra Zawadzkiego ze "Spowiedzi pijaka". Niemniej jednak reżyserka pozwala nieco bardziej wybrzmieć żonie Marmieładowa Katarzynie (sugestywna Martyna Rozwadowska), którą wypala szaleństwo codziennej walki o byt dla siebie i trójki dzieci. Jeśli zaś chodzi o te ostatnie, to trudno jeszcze zaakceptować mi osobiście te siermiężne manekiny, które zdają się wyciągnięte z jakiejś upiornej szafy z poprzedniego ustroju. I czyż nie można było zaangażować prawdziwych dzieci jako statystów? Efekt byłby lepszy, a do tego frajda dla najmłodszych. Co więcej, pozostała scenografia również budzi mieszane uczucia, bo z jednej strony mamy świetnie pomyślany śnieg podkreślający rosyjski klimat, a z drugiej mimo oddania realiów epoki, pewną koturnowość w kostiumach i rekwizytach. Emocje zatem przy każdym elemencie zdają się do końca mieszane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji