Współcześni Dydona i Eneasz
"Dydona i Eneasz" Henry'ego Purcella w reż. Daniela Stachuły w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
Każde wystawienie opery barokowej w Polsce jest świętem. Poznańska realizacja "Dydony i Eneasza" Henry Purcella jest świętem podwójnym, ponieważ łączy studentów i świeżo upieczonych absolwentów różnych Akademii Muzycznych w Polsce oraz różnych uczelni poznańskich. Efekt zaskakująco piękny i efektowny.
"Dydona i Eneasz" to opowieść o miłości królowej Kartaginy - Dydony do obcego -Eneasza, wodza trojańskiego. Historia miłości, której zakończenie Dydona zna. Wie, że przed przeznaczeniem bogów nie da się uciec. W akcie drugim librecista wplótł w fabułę opery mit o Dianie - królowej łowów i Akteonie, którego rozszarpały własne psy, chyba tylko po to, by przypomnieć tytułowym bohaterom, że historia lubi się powtarzać. Reżyser Daniel Stachuła poszedł dalej i opowieść o Dianie i Akteonie w wersji baletowej rozegrał na tle uwertury. Zza kolumny przygląda się jej Dydona. Zabieg inscenizacyjny interesujący, ale dla tych, którzy nie znają obu mitów: Dydony i Eneasza oraz Diany i Akteona, trochę nieczytelny, za to choreografia Johna Swenssona niezwykle pomysłowa.
Dzięki scenografkom - Dobrawie Deczkowskiej i Aleksandrze Zembrowskiej i kostiumach Emila Wysockiego, pamiętamy o antycznej proweniencji dzieła Purcella (np. kolumny). Ale świat tej opery jest na tyle uniwersalny, że bohaterowie sprawiają wrażenie bardzo współczesnych ludzi, jakby znajomych. Widać to również w budowaniu ról bardzo naturalnymi i prostymi środkami aktorskimi.
Reżyser niczego na siłę nie uwspółcześnia, bo konflikty i uczucia między swoimi a obcymi są ponadczasowe, z tą tylko różnicą, że współcześni rzadziej wierzą w przeznaczenie. Stachuła zaufał publiczności, licząc, że ta sama odkryje związki między antykiem a teraźniejszością i muzyką Purcella.
Współczesny język teatralny "Dydony i Eneasza" idealnie współgra z muzyką Purcella. Duża w tym zasługa kierownika muzycznego Paula Esswooda, który porwał i zauroczył młodych wykonawców, a publiczność zaczarował. Wielkie brawa należą się Orkiestrze barokowej i Chórowi Akademii Muzycznej w Poznaniu. Słuchając ich, odniosłem wrażenie, jakby udział w operach barokowych był ich chlebem powszednim, a nie okazjonalnym świętem. Podobało mi się ich zaangażowanie i współpraca z solistami, którzy stworzyli wyrównany zespół. Bezapelacyjnie jednak największą kreację muzyczną i aktorską stworzyła Sonia Warzyńska, która potrafi głosem wydobyć i zniuansować każdą sytuację teatralną. W jej głosie słychać emocje, uderza naturalność, co niewątpliwie pozwala na zbudowanie niezwykle głębokiej psychologicznie postaci współczesnej kobiety, która "źle" się zakochała.
Mam nadzieję, że "Dydona i Eneasz" Henry Purcella wróci na afisz Teatru Wielkiego w Poznaniu