Artykuły

The best of z "Przygód Koziołka Matołka"

- Prawdę mówiąc ideologia Koziołka Matołka przedstawiona przez Makuszyńskiego trochę mnie zastanawia. Wychodzi na to, że to matołkowaty i tępawy facet, który godzi się na od początku kompletnie absurdalną misję. Goni za wiatrem, jest niezbyt rozgarnięty. Ma przy tym wiele gracji i uroku w sposobie, w jaki się pakuje w kłopoty i w jaki się z nich później wykręca - mówi reżyser Michał Derlatka przed premierą "Przygód Koziołka Matołka" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Łukasz Rudziński: Koordynowane przez ciebie Lekcje Niegrzeczności już od jakiegoś czasu miały opinie "prawie spektakli". Teraz idziecie o krok dalej i przygotowaliście z czytania performatywnego "Przygód Koziołka Matołka" pełnoprawny spektakl teatralny.

Michał Derlatka [na zdjęciu]: Właściwie wszystkie wcześniejsze Lekcje Niegrzeczności także robiliśmy z myślą o tym, że jest to szkic tego, co można by później pokazać na scenie. Kierując się wyborem tekstu czy estetyki myślę o nich jak o zaczynach do wykorzystania. I nieraz z tego później korzystam. Mam już dzięki Lekcjom zrobioną adaptację, gotowy pomysł na inscenizację i sprawdzoną reakcję publiczności na niektóre rozwiązania. To świetny punkt wyjścia do pracy nad przedstawieniem.

Powstały aż trzy Lekcje Niegrzeczności na bazie przygód Koziołka Matołka. W spektaklu też będzie "trzy w jednym"?

- Tak, ale z różnych względów z pierwszej części pozostało najmniej, a trzecia jest prezentowana praktycznie w całości. Wynika to i ze względów dramaturgicznych, z decyzji co należy powtórzyć, a czego nie powtarzać, oraz z faktu, że spektakl nie może trwać za długo. Uda nam się go dzięki temu zamknąć w nieco ponad półtorej godziny, licząc z przerwą. Powstały aż trzy czytane części "Przygód Koziołka Matołka" byśmy mieli z czego wybierać i mogli stworzyć sceniczny "the best of" z Lekcji Niegrzeczności poświęconych temu bohaterowi.

W przypadku "Przygód Koziołka Matołka" urzeka też bardzo plastyczna scenografia, kreowana w dużej mierze "na żywo" przez rysownika, będącego istotnym "aktorem" widowiska.

- Wymyśliliśmy sobie, że będzie to biała przestrzeń, którą w trakcie spektaklu zarysowujemy. Koziołki powstały trzy i wszystkim przyświeca zasada, że na białej przestrzeni pojawia się graficzna kreska i następuje zagęszczanie tej kreski wraz z czasem trwania spektaklu. W pierwszej części przygód Koziołka zrobiliśmy tę kresę ilustracyjnie - komentowała nam zdarzenia na scenie w formie komiksowego rysunku. W kolejnych częściach trochę się zmieniła funkcja kreski. Pojawiają się naszkicowane postaci czy rekwizyty. Również dlatego na premierę teatralną wybraliśmy "Koziołka", bo ta forma i formuła spektaklu tak się rozwinęła.

Przesłanie Koziołka, który goni za ideą i zmierza do Pacanowa, wraz z motywem drogi jest szalenie popularnym i ogranym motywem w teatrze. Wzięcie na warsztat takiego bohatera to chyba bardzo wdzięczne zadanie?

- Przy okazji tej roboty wyszło mi, że "Koziołek" napisany przez Kornela Makuszyńskiego jest pełen egzotyki. Nasz bohater jest bardziej polski - pojawia się w Warszawie, Zakopanem, nad morzem. I jakoś z tej kompilacji wyszedł Koziołek, który ma epizody nad oceanem, ale obraca się cały czas w polskich realiach. Prawdę mówiąc ideologia Koziołka Matołka przedstawiona przez Makuszyńskiego trochę mnie zastanawia. Wychodzi na to, że to matołkowaty i tępawy facet, który godzi się na od początku kompletnie absurdalną misję. Goni za wiatrem, jest niezbyt rozgarnięty. Ma przy tym wiele gracji i uroku w sposobie, w jaki się pakuje w kłopoty i w jaki się z nich później wykręca.

I jest romantycznym ideowcem.

- Tak, kiedy tylko o Pacanowie pamięta, bo zdarza mu się zapomnieć. W momencie, gdy dociera do Pacanowa i poznaje prawdę, Makuszyński radzi - nie przejmuj się Koziołku, jesteś tylko zwykłą kozą, idź jeść trawę i meczeć. Dowiadujemy się więc, że pakowanie się w problemy nie ma sensu. A przecież Koziołek Matołek doświadcza dzięki temu życia, stawia czoła trudnościom i jest dużo bardziej ludzki. Przez działania i konfrontację ze światem może odpowiedzieć sobie na pytanie "kim jestem".

Aktorzy świetnie się bawili na Lekcjach Niegrzeczności z "Przygód Koziołka Matołka". Zachowacie tę pozytywną energię z udramatyzowanych czytań?

- To duże wyzwanie. W większości Lekcji, również wcześniejszych, udawało nam się jednak zachować żywiołowość. Wynika to z klucza inscenizacyjnego, bo zależy nam na tym, by tak właśnie się działo. Dlatego gdy Koziołkowi spadną rogi i dziecko zawoła "Koziołku rogi ci spadły", to Koziołek się zorientuje, przyzna dziecku rację i rzeczywiście przyczepi je sobie ponownie. Tak "żywa" sytuacja wynika też po części ze sposobu pracy. Aktor musi znaleźć sposób na bycie na scenie, gdy nie ma 50 prób, jak podczas dużych produkcji teatralnych. Bywało, że mieliśmy przed Lekcją Niegrzeczności tylko trzy próby, przy Koziołku przy każdej Lekcji było to 5-6 prób. To bardzo mało. Przy godzinnym przedstawieniu dla dzieci przyzwoitym minimum jest 35 prób.

Dlatego stosujemy recykling teatralny - odwiedzamy magazyny i wyciągamy co się da, a później sprawdzamy to na zasadzie doboru naturalnego i weryfikujemy pomysły na scenie. W ciągu pięciu prób musimy ustawić spektakl. Aktorzy muszą mieć przy sobie tekst, na którym mają się oprzeć. Czasem wymyślaliśmy na niego patenty. W przypadku Jacka i Placka wymyśliliśmy, że będą dresiarzami, którzy ciągle gapili się w komórki. Czasem mieliśmy narratora, a pozostali aktorzy odgrywali to, co było czytane, więc nie byli od tekstu tak bardzo zależni. W "Koziołku" wprowadziliśmy z kolei dużo improwizacji.

Aktorzy mają w tych produkcjach dużo wolności?

- Wychodzę z założenia, że przy takim rodzaju projektu aktorzy muszą brać odpowiedzialność sami za siebie. Próbuję ich uruchomić, podrzucam im inspirację, a oni potem budują postać sami. Bardzo wiele pomysłów wychodzi od aktorów i wydaje mi się, że dzięki temu oni dobrze się czują w tych rolach. Często oparte są one o jakąś formę wygłupu. Na przykład Piotr Chys wymarzył sobie, że będzie Batmanem, bo jest u Makuszyńskiego w "Awanturach i wybrykach małej małpki Fiki-Miki" (powstała jako 21. Lekcja Niegrzeczności) fragment "uciekajcie, szepnął mu nietoperz w locie". Specjalnie dla niego zrobiliśmy 5-minutową scenkę o tym, jak się pojawia Batman i ratuje Małpkę Fiki-Miki i Murzynka Goga Goga z potrzasku.

Nie obawiasz się, że to, co było siłą Lekcji Niegrzeczności, tu może przestać działać, bo zgubicie tę charakterystyczną dla Lekcji świeżość?

- Wiemy, że musimy bardzo uważać. Podczas Lekcji Niegrzeczności często musiałem wręcz nalegać, by aktorzy mieli przy sobie teksty i je czytali. Chodziło o to, by uniknąć efektu niedorobionego przedstawienia, zamiast efektu rozwiniętego czytania. Granica jest dość płynna i jest to też oczywiście ryzyko naszego spektaklu. W momencie, gdy była to praca na szybko, wyzwalała się spontaniczna energia oparta na improwizacji. Trzeba uważać, by nie zamknąć aktorów w jakichś niebezpiecznych ramach i nie usztywnić przekazu. Czy nam się udało, przekonamy się już 15 maja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji