Artykuły

Julia Holewińska i Kuba Kowalski o premierze w Teatrze Studio

- My zadajemy pytanie: czy wolność, emancypacja, nowoczesność, która wtedy powstawała i której nasze postaci z nadzieją wyczekują, faktycznie nadeszła? - mówią Julia Holewińska i Kuba Kowalski, twórcy spektaklu "Szkarłatny płatek i biały" w Teatrze Studio w rozmowie z Izabelą Szymańską w Co Jest Grane 24.

Julia Holewińska i Kuba Kowalski przygotowali adaptację powieści Michaela Fabera "Szkarłatny płatek i biały" [na zdjęciu]. Premiera w sobotę 14 maja w Teatrze Studio.

Julia Holewińska i Kuba Kowalski pracują ze sobą od 5 lat. Przygotowali spektakl oparty na sztuce Julii Holewińskiej "Ciała obce" w gdańskim Teatrze Wybrzeże, wystawiali dramaty - w poznańskim Teatrze Polskim "Kotkę na rozpalonym blaszanym dachu" Tennesse Williamsa, "Mizantropa" Moliera czy adaptacje powieści. "Wichrowe Wzgórza" Emily Brontë, które miały premierę w 2012 w Teatrze Studio, stały się jednym z ważniejszych przedstawień na tej scenie. Już pierwsze minuty, gdy słyszeliśmy piosenkę Kate Bush "Wuthering Heights", wskazywały, że nie będzie to pensjonarskie, bliskie hollywoodzkim filmom odczytanie powieści. Po premierze Roman Pawłowski pisał w "Wyborczej": "Jak im się udało pokazać melodramat tak intensywnie, brutalnie i namiętnie, że przestał być melodramatem? Jak to możliwe, aby tak ostro zderzyć ze sobą czystość i brud, chaos i porządek, biologię i kulturę? Jak oni to robią, że pragnienie, pożądanie, tęsknota przybierają w aktorach materialny kształt, że aż czujesz bicie ich serc, pulsującą krew w żyłach, szum w głowie? Z czego czerpią? Z siebie? Z Brontë?".

Do XIX-wiecznej powieści powrócili ponownie rok temu, gdy w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie wystawili "Panią Bovary" Flauberta. Tym razem wzięli na warsztat książkę Michaela Fabera, która również opisuje wiek pary i elektryczności, ale patrzy na jego zdobycze z odległości ponad stu lat.

Izabela Szymańska: XIX wiek poznajemy w szkole dwojako: pierwsza połowa - romantyzm - to rozważanie spraw duchowych, druga - pozytywizm - to rewolucja przemysłowa, ogromne przyspieszenie tempa życia. Jaki jest XIX wiek w powieści Michaela Fabera i jaki wy chcecie pokazać?

Kuba Kowalski: Przede wszystkim XIX wiek jest pokazany z perspektywy współczesnego narratora. Robiliśmy niedawno "Panią Bovary" w Lublinie i tam pracowaliśmy na autentycznym XIX-wiecznym materiale.

Julia Holewińska: Pokazany z perspektywy współczesnej XIX wiek bardzo różni się od "Wichrowych Wzgórz" czy "Pani Bovary". We wszystkich opracowaniach "Szkarłatnego płatka " pojawia się zdanie: Faber napisał książkę, której nie mógł napisać Dickens; jest dużo ostrzejsza.

Wyciągnęliśmy z niej pięć głównych postaci. To są typy współczesności, które narodziły się właśnie w XIX wieku: chrześcijanka-feministka, literatka-prostytutka, mistyczka uwięziona w roli żony i damy salonowej, niedoszły pastor, który się zmaga ze swoją cielesnością, w końcu niespełniony artysta, który staje na czele wielkiego koncernu kosmetycznego i z idealistycznego socjalisty zamienia się w kapitalistę. Te postaci były niejako niemożliwe w XIX wieku, w pełni mogły się rozwijać dopiero w XX wieku. A my zadajemy pytanie: czy wolność, emancypacja, nowoczesność, która wtedy powstawała i której nasze postaci z nadzieją wyczekują, faktycznie nadeszła?

Przeglądając waszą adaptację, miałam wrażenie, że pokazujecie ludzkie problemy, które nie tylko istniały dwieście lat temu, ale które do dziś są nierozwiązane: kobieca seksualność, postrzeganie chorób psychicznych. Jakie tematy mamy ciągle do przepracowania?

K.K.: To są kwestie, którymi właściwie zajmujemy się w teatrze cały czas: seksualność, płeć, emancypacja, role społeczne, relacja władzy w kontekście płci, seksualności.

J.H.: Ale też w kontekście ekonomii, jak w tym przypadku.

K.K.: Pytamy o to, co jest uważane za normy. W tym spektaklu pierwszy raz tak mocno wchodzi temat religii, jest pociągnięty przez dwie z głównych postaci - Henry'ego i panią Fox, głęboko wierzącą emancypantkę, działaczkę społeczną. Poprzez nich Faber na ostrzu noża stawia pytanie: co ma być dzisiaj sednem chrześcijaństwa?

J.H.: I do jakiego fanatyzmu źle rozumiane doktryny chrześcijaństwa mogą doprowadzić.

K.K.: Nasze postaci destylują się przez tę opowieść, ich tematy się krystalizują i wychylają nieśmiało w XX wiek, bez jednoznacznej odpowiedzi, czy ten wiek da im spełnienie. Przekaz pani Fox kojarzy się z papieżem Franciszkiem, Kościołem, który jest oparty na miłości, przebaczeniu.

I szukaniu godności człowieka. Miałam poczucie, że ona traktuje jako równe sobie "upadłe kobiety", którymi chce się opiekować.

J.H.: Moim zdaniem Faber zaburza różnicę klas. Pod koniec spektaklu zajmujemy się trzema głównymi bohaterkami i im oddajemy głos. To spotkanie kobiet, które ze względu na różnice społeczne i klasowe nie byłoby możliwe w XIX wieku. Na końcu stają na równi: działaczka społeczna-chrześcijanka, chora psychicznie żona i prostytutka-pisarka.

Jak wygląda u was przygotowywanie adaptacji?

K.K.: Przy "Pani Bovary" rozwijaliśmy wątki, z jednego zdania budowaliśmy całe sceny. Tu było odwrotnie, to było karczowanie tekstu.

J.H.: Powieść ma prawie 900 stron. To była bardzo metodyczna praca: braliśmy partię, robiliśmy notatki, a z nich powstawał rodzaj mapy. Zawsze mam stół zakryty stertami kartek, każda z nich odpowiada bohaterowi i gdy się kumulują, ogrom fiszek mnie przeraża. Kuba się ze mnie śmieje i mówi, żebym założyła foldery w komputerze, ja wolę je wszystkie mieć przed sobą.

K.K.: Adaptacja, którą czytaliśmy na pierwszej próbie, była - w porównaniu z poprzednimi tekstami - najbardziej otwarta. Zazwyczaj gdy piszemy, mocno narzucamy formę, myślimy o scenach, konkretnym języku teatralnym. Podstawowa decyzja była trudna, trochę w przeciwieństwie do "Pani Bovary", bo zrezygnowaliśmy z rozmachu inscenizacyjnego na rzecz skupienia się na głównych postaciach. Odpadły freski, ogromna część, która jest walorem tej książki.

Intuicyjnie wybraliśmy piątkę bohaterów, z których wyłaniają się archetypy, istotne figury społeczne.

J.H.: Na tę pracę umówiliśmy się z Agnieszką Glińską dwa lata temu. Od tego czasu rzeczywistość bardzo się zmieniła. Ostatni rok w Polsce i na świecie dobitnie pokazał, że emancypacja, wolność czy religijność oparta na empatii to ważne tematy i właśnie dziś trzeba o nich mówić. Jak pisał Walter Benjamin, wtedy, w XIX wieku, zaczęło się wszystko, co doprowadziło do emancypacji, ale też i do wojny. Dzisiaj mam wrażenie, że stoimy w przededniu zmian: albo postępu albo regresu.

Które to wasze wspólne przedstawienie?

J.H.: Chyba dziewiąte.

Jak byście scharakteryzowali wasz teatr osobie, która go nigdy nie widziała?

J.H.: Nie wiem, czy to pytanie do nas. Mogę powiedzieć, patrząc, jak Kuba pracuje, że to teatr aktorski, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ważnie jest dla nas zawsze spotkanie. Ale to oczywiście nie wszystko. Dla mnie, jako dramatopisarki, ważny jest też sam język, często oscylujący na granicy groteski i patosu.

K.K.: Dla mnie najbardziej istotne jest spotkanie z ludźmi, z zespołem. Jestem zawsze niezmiennie ciekaw tego, czym aktor może zaskoczyć reżysera, co może mu dać, otworzyć przed nim, a na co sam nigdy bym nie wpadł. Bardzo ważna jest też dla mnie komunikatywność. Mogę dać się uwieść pomysłom, tropom, zabiegom inscenizacyjnym, ale spektakl musi pozostawać w dialogu z widzem.

J.H.: A dla mnie ważne jest, że to podróż do wnętrza bez trzymanki - czy to człowieka czy to epoki - z próbą dotarcia do tego, co jest najciemniejsze.

K.K.: Mnie często zaskakuje stwierdzenie, że nasz teatr jest" ostry".

W znaczeniu bulwersujący czy bolesny?

K.K.: Pod tym może się kryć wiele, to są słowa do etykietowania teatru.

J.H.: Jak określenie "polityczne".

K.K.: Pewien sposób jego rozumienia narzucili Monika Strzępka z Pawłem Demirskim, którzy robią supermocny teatr, i pewnie w ich definicji zajmowanie się czymś nie wprost dotyczącym rzeczywistości tu i teraz, którą oni potrafią niesamowicie przełożyć na scenę, może wydawać się bezpieczne, martwe, nieskuteczne społecznie, a uniwersalność jest obelgą, jakąś ucieczką.

Podczas gdy moim zdaniem pokazanie relacji miłosnej jest już polityczne, przyglądamy się, kto w niej uczestniczy, biorąc pod uwagę status społeczny postaci, ich orientację seksualną

Trudno więc jednoznacznie znaleźć jakieś określenie na nasz teatr. Interesuje nas sięganie w głąb człowieka, w rejony mroczne, niebezpieczne, niewygodne. Natomiast ja jestem uczulony na zbyt serio traktowanie siebie i swojej wypowiedzi scenicznej, stąd jest to łamane rodzajem groteski. Może z tego rodzi się charakter tego, co robimy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji