Artykuły

Smutek i szaleństwo

"Sługa dwóch panów" w reż. Rimasa Tuminasa w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Życiu Warszawy.

W znakomitym "Słudze dwóch panów" Rimasa Tuminasa karnawał miesza się z goryczą. Żywioł nieokiełznanej zabawy nie może przyćmić ciemnych stron natury człowieka.

Jedno zdanie litewskiego reżysera zdaje się być kluczem do jego interpretacji arcykomedii Carlo Goldoniego. - Nie sądziłem, że sztuki Goldoniego są takie smutne - mówi Tuminas. - Tylko nam się wydaje, że jest w nich sama jasność...

Litewska nostalgia

Mam ciągle przed oczami i chyba zawsze będę miał Tuminasową "Maskaradę" Lermontowa, wystawianą niegdyś podczas toruńskiego Festiwalu Kontakt, a potem na scenie teatru Studio, gdzie dziś grają "Sługę dwóch panów". Szumi mi w uszach rytm muzyki Arama Chaczaturiana - raz głośniej, raz ciszej. Widzę śmiesznego Pietkę, który przez całe przedstawienie lepił śniegowe kule. W finale największa, naprawdę ogromna, zmiatała ze sceny wszystkich, cały świat.

"Sługa dwóch panów" płynie w rytmie walca. Z tyłu sceny, za podestem, który udaje raz dom, a za chwilę dziedziniec weneckiego dworu, ustawiono olbrzymią piramidę z walizek. Jest tak, jakby cały świat był w ruchu i podążał do przodu w nieubłaganym rytmie narastającej muzyki Faustasa Latenasa. Ludzie nieodparcie zabawni w swej małości, jakby zrośniętej z szerokimi gestami, które tylko tę śmieszność potęgują, próbują naprawić to wszystko, co pogmatwane, niejasne.

Idzie o to, by właściwej dziewczynie przypadł ten, co trzeba chłopak, aby spod męskiego przebrania mogły wyjrzeć oczy pięknej kobiety. Na razie to jeszcze niemożliwe, ale mali zabiegani ludzie z przedstawienia Tuminasa nie tracą nadziei. W finale, gdy wydaje się, że od szczęśliwego rozwiązania jesteśmy jednak daleko, bohaterowie założą stare weneckie maski postaci z komedii dell'arte. I nagle rozpędzona machina pomyłek zatrzyma się, wszystko powróci na swoje miejsce. Choć maski szczelnie zakrywają twarze, ludzie nareszcie smakują wolność. Źle urządzony świat wychodzi na prostą.

Odwieczna opowieść

Litewski twórca ma rękę i smak do takich opowieści, które świat powtarza sobie od zawsze i będzie to robił do końca. Beatrice (Agnieszka Grochowska) przybywa do Wenecji w przebraniu zabitego w pojedynku brata, by odnaleźć ukochanego Florinda (Rafał Cieszyński). Stary sknera Pantalone (Andrzej Mastalerz) przyrzekł swą córkę Klarysę (Monika Obara) komu innemu, ale ten ktoś nie żyje - tak przynajmniej się wydaje. Więc znów ma wolną rękę. Są jeszcze inne barwne persony rodem z tradycyjnej włoskiej komedii - Doktor (Janusz Stolarski), Brighella (Krzysztof Strużycki) i para służących: Truffaldino (Wojciech Zieliński) i Smeraldina (Joanna Pierzak). Od nich, ich sprytu i bystrości, zależy najwięcej. To oni w końcu na powrót nadadzą światu dobry bieg.

Rimas Tuminas nakazał aktorom teatru Studio grać dziś niemodnie. Szerokim gestem, akcentując całą umowność scenicznych sytuacji. Bawiąc się w prawdziwy teatr, który jest przecież samą sztucznością, pozwalać sobie czasem iść na żywioł, próbować bezpiecznego szaleństwa. I stało się. Polscy aktorzy tak często przez rodzimych twórców przyzwyczajani do szemranej metafizyki i przekraczania nie istniejących teatralnych granic poszli na całość.

Jedni - jak choćby Andrzej Mastalerz i Joanna Pierzak - są w tej konwencji bezbłędni. Inne role zapewne jeszcze z czasem urosną. Ważne jednak, że wraz z litewskim reżyserem aktorzy na nowo smakują teatr w czystej postaci. Taki, co powstaje na oczach widzów. Kipiący od zdarzeń, ale w gruncie rzeczy biedny. Można go zamknąć w walizce z pejzażem Wenecji na pokrywie. I wtedy jest tak, jak nad Canale Grande.

Jak walc

Można się zastanawiać, czy Tuminas nie przyprawił komedii Goldoniego zbyt dużą szczyptą goryczy, przywoływać genialne, pokazywane także w Warszawie, przedstawienie Giorgio Strehlera z Piccolo Teatro Di Milano. Rzecz jasna spektakl w Studio jest jednak innej klasy, tu i ówdzie przydałaby mu się większa kondensacja. Jednak udało się coś w polskim teatrze rzadkiego - zachować równowagę między tonacją serio a śmiechem, zabawą tu i teraz a tym, co nieuchronne. Jest wreszcie "Sługa dwóch panów" Rimasa Tuminasa spektaklem bardzo pięknym. Jak chyba na moment nawet nie milknący walc. Znowu - jak to u Tuminasa - odzywa się raz głośniej, raz ciszej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji