Artykuły

W atmosferze schyłku

"Wiśniowy sad" w reż. Olega Żugżdy w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

W Akademii Teatralnej IV rok pokazuje spektakl dyplomowy "Wiśniowy sad" w reżyserii Olega Żugżdy. To dobra wiadomość, bo nie dość, że w ciągu ostatnich lat w Białymstoku Czechowa jak na lekarstwo, to jeszcze to naprawdę dobry spektakl. Reżyserował go twórca zza wschodniej granicy, który co w rosyjskiej duszy gra, rozumie, jak nikt inny.

Schyłkowa galeria postaci

"Wiśniowy sad" to historia rodziny, której majątek jest zagrożony. Z Paryża do domu wraca zrujnowana Raniewska, płacze nad rodzinną posiadłością, ale nic nie robi. Jedynie Łopachin - niegdyś syn poddanego chłopa, teraz bogacz - chce ratować to, co pozostało, kierując się zarówno sentymentem, jak i zimną kalkulacją. Ogłasza: dom zostanie, ale tylko kosztem niegdysiejszej chluby rodziny: wspaniałego sadu, który trzeba wyciąć i w tym miejscu zbudować domki dla letników. Raniewska na propozycję nie reaguje, Łopachin kupuje dom na licytacji. Domownicy rozjeżdżają się po świecie, nie mając pomysłu na dalsze życie.

Cała ta niespieszna historia, mistrzowsko snuta przez Czechowa, to świetna okazja do przedstawienia galerii postaci - prowincjonalnej inteligencji, ich służących i rezydentów nienadążających za problemami współczesności. Tylko młodzi potrafią się jeszcze cieszyć, mają w sobie siłę, reszta spędza czas na powtarzaniu: po cóż ja żyję?

Reżyser ze studentami nie uronił nic z tej atmosfery schyłku, ba, jeszcze ją wyeksponował. Spektakl ma w sobie coś z pogrzebu - krążący po scenie właściciele wiśniowego sadu są jakby martwi za życia. Do domu zjeżdżają w nadziei, że powrót w czymś pomoże, a tymczasem uczestniczą we własnej stypie. W spektaklu podkreśla to świetne rozwiązanie scenograficzne: aktorzy wchodzą z ogromnymi walizami - trumnami, wyjmują z nich lalki wielkości człowieka i zaczynają je animować. A raczej reanimować - bo reanimacją wydaje się być przyjazd do domu i nienaturalna wesołość - finał jest znany i nieuchronny: przeszłości nie da się wskrzesić, sad pójdzie pod topór.

Varietes na tle Eiffla

Wiele tu świetnych pomysłów. Dom rozpęknięty na dwoje, do którego nie ma już powrotu, symbolizują dwa scenograficzne elementy: wiśniowe drzewko, schowane w szklanej gablocie i zawieszona w tle wieża Eiffla. Akcent paryski to też jedna z postaci - Szarlota, jakby wprost z varietes, zupełnie innego świata (ruda peruka, melonik, spodnie, laseczka, katarynka).

Uderza ogromna dbałość o szczegóły - aktorzy animujący lalki, tak jak i one są odziani w pieczołowicie dobrane dziewiętnastowieczne kostiumy. Tu wszystko jest ważne: kształt kapelusika, materiał spodni, surdut lokaja, mankiety czy studencki płaszcz.

Brawa dla młodych, z łatwością przechodzą z nastroju w nastrój - od zabawnej karykatury po smutek. W pamięć zapadają właściwie wszystkie kreowane postaci: Łopachin chowający się za maską cynicznego nuworysza, pokojówka Dunia łasa na nowinki, Raniewska - zmęczona życiem, ale też irytująca swą bezwładnością, prostacki Jepichodow i Piszczyk, naturalna w swej dziecięcości Ania. Warto zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji