Nowe role i miłość do bokserów
Zbigniewa Zapasiewicza zapytaliśmy, co u niego słychać-
- Dużo pracy - odpowiedział - ale po trochu zbliżamy się do końca sezonu. Mam właśnie za sobą premierę sztuki 0'Neilla pt. "Przyjdzie na pewno" w reżyserii Jerzego Antczaka w Teatrze Dramatycznym. Rola świetna, ale dość trudna. Bo poza wszystkim gram mocno starszego człowieka, a że rozgrywa się to w konwencji nieco naturalistycznej, trzeba się naprawdę postarzeć, dosłownie posiwieć i przygarbić się.
- To pierwszy pański kontakt z 0'Neiliem?
- Tak, nie grałem jeszcze w jego sztukach, chociaż zawsze bardzo mnie interesował jako pisarz.
- Zaczął pan takie działalność w Starej Prochowni u Siemiona?
- Na razie odbyły się tylko dwa przedstawienia. Wystartujemy we wrześniu. Jest to adaptacja "Zbrodni i kary" Dostojewskiego pt. "O winie, karze i zmartwychwstaniu przez miłość". Spektakl składa się właściwie z trzech dużych rozmów Porfirego z Raskolnikowem oraz ze słowa wprowadzającego w fabułę. Ja występuję jako Porfiry, a jako Raskolnikow - Stanisław Brejdygant. Songi Soni śpiewa Magda Umer. Interesująca dla mnie praca, trochę inna niż w zwykłym teatrze.
- A w telewizji, co nowego na warsztacie?
- Przygotowujemy "Dwoje na huśtawce" Gibsona w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego, z Mają Komorowską. Jeszcze przed wakacjami to skończymy.
- Dla filmu nic pan nie robi?
- Nie tak dawno skończyłem pracę w "Mazepie". Muszę trochę odsapnąć. Zresztą na film trzeba mieć czas. Miałem wstępne rozmowy z Zanussim, myślę, że coś z nich wyniknie, ale na szczegóły jeszcze za wcześnie.
- Cała Polska oglądała pana na ekranach telewizorów, jako tresera bokserów w głośnym spektaklu aktorsko-cyrkowym. Świetnie pan sobie z nimi radził. Czy z cyrku także są nowe propozycje?
- Raczej nie. Chociaż na jedną przystałbym z entuzjazmem: na ponowne spotkanie z moimi bokserkami. Niestety, nie ma ich teraz w Warszawie. Podróżują po świecie. Jak tylko wrócą, na pewno je odwiedzę. Bardzo zaprzyjaźniliśmy się.