Artykuły

Pozwoli Pani, że się przedstawię. Nazywam się Zbigniew Kłopocki. Zawód? Aktor!

Powiedzieć o Zbyszku Kłopockim "człowiek nietuzinkowy", to jakby nic nie powiedzieć. Właśnie zakończył swój 66. sezon artystyczny, wykreował 140 ról w samym tylko Tarnowie i więcej niż 200 w ogóle. Mało?

Zdążył zostać ekonomistą, ale nie upłynęło wiele wody - szybko przystąpił do egzaminu aktorskiego. Urzekł samą Halinę Mikołajską, którą wziął pod rękę, zaprowadził do okna i wyrecytował: - Spójrz, jakie słoneczniki na tej ulicy z boku! A ten szum jak przed kinem? To wiatr wieje przez Grochów, mruczy w zieleńcach, jakby pisał wiersze. Kolejnych utworów nie musiał już prezentować. Zdał bowiem od razu. I tak się zaczęło.

Początkowo występował w teatrach dolnośląskich - w Wałbrzychu i Jeleniej Górze. Później przez chwilę dawał się poznawać w Gnieźnie, nieco dłużej w Opolu, Wrocławiu, Częstochowie, Bielsku-Białej, Krakowie, Gorzowie Wielkopolskim, aż wreszcie zakotwiczył w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Tutaj występował z Lidią Holik-Gubernat, Bogusławą Podstolską, Mariuszem Szaforzem, Janem Mancewiczem, Markiem Kępińskim, Robertem Żurkiem, Sławomirem Gaudynem czy Przemysławem Sejmickim. Publiczność pokochała go od razu. Ten, bez kokieterii stwierdza, że publiczność w Tarnowie jest najlepsza, bo wymagająca i świadoma. Z łezką w oku wspomina przygody, kolejne role, przyjaciół aktorów, reżyserów, scenografów i tych, których na liście płac zwykle brakuje, czyli elektryków, garderobiane, panie sprzątające.

Nestor

W Tarnowie przylgnęło do niego w pełni zasłużone miano nestora. Jest on najstarszym żyjącym w teatralnej braci "Solskiego". Grywał z najlepszymi, choćby Zdzisławem Maklakiewiczem, Igorem Przegrodzkim czy Stanisławem Igarem. Uczeń "starej szkoły", który chce wspólnie przemyśliwać z kolegami ze sceny każdy kolejny spektakl, choćby i kilka i kilkadziesiąt razy był już prezentowany. To taki przewodnik, który potrafił niejednokrotnie też zaskoczyć, jak choćby w "Betlejem polskim" Lucjana Rydla w reżyserii Zbigniewa Kułagowskiego, kiedy w roli Dziada zapuścił się z kapeluszem na widownię. Jedna z pań zapytała:

- Ile mam wrzucić?

- Jak Panią znam, to 20 złotych - odpowiedział Kłopocki.

Kobieta nie miała wyjścia. Zebrał słuszną kwotę, którą przekazał na szczytny cel.

Akowiec

Aktorem stał się później, ale coś było i wcześniej. Na jego młodość przypadły trudne czasy II wojny. Ma on stopień porucznika i żałuje, że tylko taki, bo kiedy pojawia się jego syn, to musi mu meldować. Tamten bowiem jest wyższy rangą. Ale żarty na bok. Tarnowianie pamiętają jego, żołnierza AK, przejmujące wystąpienie pod pomnikiem I transportu więźniów politycznych do KL Auschwitz, kiedy wspominał pierwszą wywózkę, ale również rotmistrza Witolda Pileckiego lub zesłańców syberyjskich.

Dziewczyna z pociągu

Pani Kłopocka - pierwszy i ostatni krytyk Zbyszka. Mówiąc o nim i nie wspomnieć o niej, to jakby kreślić wybrakowany obraz. Tak, tak... ona doradzi i ochrzani, bo wyczuwa gdzie zmienić, wyciąć czy poszukać na nowo. W Tarnowie krążą już legendy o jej rytuale, którego dostępuje tylko wąskie grono przy okazji każdej kolejnej premiery. Wspólnie z Basią już ponad 40 lat jadą jednym pociągiem i żadnemu się nie spieszy do kolejnej stacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji