Artykuły

Reżyser ma pomysły

Lear wg Williama Shakespeare'a w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Jacek Wakar w „Dzienniku Gazecie Prawnej”.

Jędrzeja Piaskowskiego kreuje się ostatnio jako jednego z najciekawszych reżyserów najmłodszego pokolenia. Świetne oceny zyskał jego Versus Rodrigo Garcii zrealizowany przed Learem w Teatrze Nowym w Poznaniu, w nadchodzącym sezonie artysta ma pracować w TR Warszawa. Do niedawna z wizjami Piaskowskiego nie miałem do czynienia, od pierwszej wiadomości o tym, że właśnie on realizować będzie Leara w Nowym, uważałem, iż to ze strony dyrektora Piotra Kruszczyńskiego i odwaga, i ryzyko. W końcu to właśnie ten legendarny utwór Szekspira, tytuł, który z historią sceny przy Dąbrowskiego zrósł się na zawsze. W 1992 roku przygotowywał go na tej scenie Eugeniusz Korin, z długo oczekiwaną rolą Tadeusza Łomnickiego. Niestety, wielki aktor zmarł podczas próby kilka dni przed zaplanowaną premierą.

Przez niemal ćwierć wieku od tej tragedii nikt w Nowym do Króla Leara się nie zbliżał. Kruszczyński uznał jednak, że już czas, i postawił na Piaskowskiego. Można zrozumieć, że chodziło mu o twórcę w żaden sposób niezwiązanego z mitem niedokończonego spektaklu, przychodzącego z całkiem innego, nowego świata. Rzeczywiście, w przedstawieniu Piaskowskiego gra kilkoro aktorów, którzy mieli wystąpić w inscenizacji Korina, ale stanowią oni jedyne z nią punkty wspólne. Lear z roku 2016 ostentacyjnie stara się być dziełem na wskroś autonomicznym, choć Piaskowski, mocno silący się na oryginalność, zdradza, iż wie, co we współczesnym polskim teatrze piszczy. Nic w tym złego, oczywiście, że w jego widowisku czuć chwilami melancholię jak we Francuzach Krzysztofa Warlikowskiego, niektóre obrazy również przywodzą na myśl zapamiętane z tamtego wspaniałego przedstawienia. To nawet dobrze, że ktoś — świadomie lub nieświadomie — buduje spektakl po trosze wedle metody Jerzego Grzegorzewskiego, łącząc różnorodne teksty, stosując repetycje, łamiąc rytm całości. Wszystko to świadczy o nieposkromionej ambicji reżysera i znowu nic w tym dziwnego, w końcu ambicja jest cechą młodości. Tyle że w przypadku Leara z Nowego ambicja Piaskowskiego zmieniła jego spektakl w karykaturę teatru z najwyższej półki. Być może podczas prób powinien wkroczyć dyrektor Kruszczyński i przypomnieć artyście, że na spektakl zostaną zaproszeni widzowie i dobrze byłoby, gdyby cokolwiek z tego wszystkiego zrozumieli. Tymczasem nawet festiwalowa publiczność Malty siedziała na tym Learze w martwej obojętności.

Wszystko rozgrywa się w opuszczonym pałacu, wśród znaków dawnej świetności. A może w domu wariatów, może jeszcze gdzie indziej? Dwie córki Leara są kobietami, ale Kordelię gra Mateusz Ławrynowicz. Lear (Aleksander Machalica) zyskuje sobowtóra — odbicie (Paweł Hadyński), ale jest ono jednocześnie Janem Sebastianem Bachem. Scena podziału królestwa powraca w kilku wariantach, ale z całego arcydramatu Williama Szekspira na oko pozostała co najwyżej jedna trzecia. Szekspir to zresztą tylko jeden z autorów scenariusza do spektaklu, bowiem wykorzystano w nim również Króla Leara Rodrigo Garcii, teksty Goethego, Jelinek i Sholema, nawet kantaty Bacha. Na jakiej zasadzie, wiedzą jedynie reżyser wraz ze swym dramaturgiem Michałem Pabianem.

Frapująca jest zdystansowana obecność Antoniny Choroszy w roli Błazna, pozostali aktorzy w tak zaprojektowanym widowisku nie dostali swoich szans. Najbardziej szkoda Aleksandra Machalicy, bo mógł być Learem przejmującym, tymczasem dostał do zagrania zaledwie strzępy wielkiej roli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji