Artykuły

Jandy trauma, wojna i śmiech

"Ucho, gardło, nóż" w reż. Krystyny Jandy Teatru Polonia z Warszawy gościnnie w Poznaniu. Pisze Olgierd Błażewicz w Głosie Wielkopolskim.

Monodram jest sztuką trudną. Tak dla aktora jak i dla widzów, którzy zdecydowanie wolą pełnoobsadowe sztuki w wielkich inscenizacjach od spotkania z jednym tylko i to nawet najbardziej sprawnym wykonawcą. Ale są takie aktorki, które publiczność chce mieć dla siebie na wyłączność i do nich z całą pewnością zalicza się Krystyna Janda.

Na jej monodramie na Scenie Rozmaitości "Ucho, gardło, nóż" była pełna widownia, a długi dwugodzinny spektakl zamknęły owacje na stojąco. Atmosfera na widowni była gorąca chociaż w sali panował ziąb. Chwile konsternacji przeżyłem w czasie przerwy, kiedy publiczność tłumnie udała się po płaszcze do szatni. Czyżby nie zainteresowało ich życie Tomki Babic i prawda aktorska Jandy? Nikt jednak nie wyszedł; większość pań zdecydowała się tylko docieplić.

Autorski spektakl Krystyny Jandy, bo ona sama wybrała sobie tekst, napisała i zaadaptowała na scenę prozę Vedrany Rudan wyreżyserowała ją i po aktorsku zinterpretowała jest monodramem nader specyficznym i raczej niekonwencjonalnym. Jego wykonawczyni zaczyna kokieteryjnie, zwracając się wprost do widowni z pytaniem: kto chciałby dziś oglądać jakieś problemy pięćdziesięcioletniej kobiety po przejściach, która nie może spać i jest w potwornej traumie? Już po chwili daje nam jednak do zrozumienia że nie będzie nią do końca że będzie to tylko gra i monodram. I przez cały czas trwania spektaklu zwraca się wprost do nas: ludzie słuchajcie, co mi się wydarzyło.

A życie Tomki Babic, o którym nam opowiada jest jednym koszmarem i ciągłym rozpamiętywaniem bratobójczej wojny serbsko-chorwackiej oraz wszystkich jej najbliższych, tak bezgranicznie w nią uwikłanych.

Wszystko to ujęte zostało w formie, programowo chaotycznego monologu, na zasadzie owego strumienia świadomości i swobodnej gry skojarzeń. Traumatyczne kwestie następują tu po scenach bardzo zabawnych, a śmiech co chwila rozlega się na widowni, zwłaszcza gdy Tomka opowiadała nam o swoich doświadczeniach z seksem i z dawną jugosławiańską władzą.

No i słownictwo. Niesłychanie wulgarne, dosadne, niecenzuralne, które miało tutaj jednak dodatkowy smaczek w ustach królowej z wielu sztuk oraz wielkiej damy salonów warszawskich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji