Artykuły

"Sąd ostateczny" z muzeum do Opery Bałtyckiej

W Operze Bałtyckiej powstaje właśnie opera "Sąd ostateczny", oparta na znanym obrazie Hansa Memlinga. Jej światowa prapremiera ma, według wstępnych planów, otworzyć w gdańskiej operze sezon artystyczny 2017/2018. Autor libretta, Mirosław Bujko, opowiada o tym, na jakim etapie są dziś prace nad tym nietypowym dziełem - pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej Trójmiasto.

Przemysław Gulda: Jak to się stało, że to właśnie pan jest autorem libretta do opery, opartej na obrazie "Sąd ostateczny" Memlinga? Jak pan zareagował na tę propozycję?

Mirosław Bujko: Jestem powieściopisarzem i nieustannie szukam pomysłów do książek. To taki wewnętrzny radar intelektualny. Na najlepsze pomysły trafia się przypadkowo. Szukałem pomysłu na scenariusz filmowy na jakiś konkurs. Podsunęła mi go koleżanka z uczelni - historyk sztuki zajmujący się motywami sakralnymi w sztukach plastycznych. Napisałem ten scenariusz. To kino gatunkowe - takie w sam raz dla Juliusza Machulskiego. I od razu postanowiłem rozwinąć to w powieść - także gatunkową. Wtedy po prawie 30 latach spotkałem ponownie Marka Weissa. Przed 30 laty pracowaliśmy razem w Teatrze Wielkim w Warszawie. On jako Główny Reżyser, ja jako Kierownik Literacki. Okazało się przy okazji, że przez kilka lat mieszkaliśmy na Warszawskim Żoliborzu o 200 metrów od siebie, wcale o tym nie wiedząc. Spytał co robię. Powiedziałem, że pracuję nad Memlingiem. On na to: - No to napiszesz libretto dla Gdańska. To było ze cztery lata temu. No i napisałem. Ręka boska...

Kiedy pierwszy raz zobaczył pan obraz Memlinga? Jakie zrobił na panu wrażenie?

- Oryginał po raz pierwszy zobaczyłem dopiero 13 maja 2016 roku, w piątek. Wrażenie potężne, choć w moim wieku mało co robi na mnie wrażenie. W tym tryptyku jest coś ukrytego. Ale o tym wiedziałem już wcześniej. Sam obraz to tylko wierzchnia warstwa. Pod spodem aż się kotłuje od znaczeń i emocji związanych z aktem kreacji.

Jaki jest pana pomysł na tę operę? Czy przetworzył pan któryś z elementów obrazu, opowiada o którejś z postaci namalowanych przez Memlinga, czy może raczej "bohaterem" jest sam obraz i dramatyczne wydarzenia z nim związane?

- Założyłem, że ten obraz to nie tylko realizacja intratnego zamówienia. Ani nie artystyczny akt wiary. Założyłem, że jest to rozpaczliwa próba odkupienia win. Odkupienia grzechów. Memling był najemnym żołnierzem. Ponoć znakomitym szermierzem. Według mnie uczynił wiele zła. Emocjonalna, a może lepiej: psychiatryczna analiza malowidła może by to potwierdziła. Nigdy się nie dowiemy niczego o przyczynach tej kreacji. Prócz tego, co mówi sam tryptyk. Jest dla mnie oczywiste, ze Memling jest w tym dziele "zakodowany". Dlatego pokazałem jak według mnie doszło do powstania malowidła. Ten sam wewnętrzny kod uczynił tryptyk obiektem pożądania Wielkich Grzeszników. Dlatego pokazałem historię ich pożądania. Chcieli mieć tryptyk z podobnych powodów dla których namalował go Memling. Chcieli odkupienia.

Gdzie szukał pan informacji, które były panu potrzebne przy pisaniu libretta, na jakich materiałach pan je oparł?

- Jako powieściopisarz zajmujący się alternatywną historią, jestem także bardzo wykwalifikowanym i wprawnym "reasarcherem". Spenetrowałem wszystko, co możliwe, łącznie ze specjalistycznymi materiałami na temat konserwacji obrazów, działalnością spec-komand kradnących sztukę na terenach podbitych, demonologią naukową i XV-wieczną architekturą okrętową.

Czy będzie to tekst realistyczny czy opatrzony elementami fantastycznymi? Współczesny czy kostiumowy?

- Tekst jest librettem operowym, ale pisanym językiem scenariusza filmowego. Według kompozytora, Krzysztofa Knittela, mieści się w konwencji operowej i muzyka dość gładko go "łyka". Jeśli chodzi o stylistykę zawiera wszystkie wymienione przez pana gatunki. Oraz trochę poezji i cytatów tekstowych z muzycznych dzieł średniowiecza.

Jak wygląda w praktyce współpraca autora libretta z kompozytorem muzyki? Na którym etapie tworzenia opery do niej dochodzi?

- Współpracowaliśmy od początku, na każdym etapie. Tak jak Szymanowski z Iwaszkiewiczem przy "Królu Rogerze". Albo jak Mozart z Da Ponte. Generalnie jak zawodowcy.

Jakie są pana związki z Gdańskiem, czym jest dla pana to miasto? Na ile ważny jest dla pana fakt, że będzie pan współtwórcą tak bardzo "gdańskiej" opery?

- Kocham morze i kiedyś przed śmiercią pewnie na nie wyruszę, jak Bilbo z "Władcy Pierścienia". Chciałbym wypływać właśnie z Gdańska i na początek spenetrować wszystkie szlaki Hanzy. Temat Memlinga jest w istocie Hanzeatycki. Warto by pozyskać dla tego przedsięwzięcia inne kraje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji