Artykuły

Napis do odczytania

"Napis" w rez. Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Artur D. Liskowacki w Kurierze Szczecińskim.

Lebrun (Wojciech Brzeziński) wraz z małżonką panią Lebrun (Marta Malikowska) wprowadzili się do nowego mieszkania w dzielnicy odległej od tej, gdzie mieszkali dotąd. Nikogo tu nie znają i ich nikt nie zna, a przecież wkrótce po przeprowadzce Lebrun odkrywa w windzie napis: "Lebrun = ..."; tu - wulgarne i obrazliwe słowo. Nowy lokator szacownej kamienicy próbuje w szeregu rozmów i spotkań z jej mieszkańcami wyjaśnić, kto i dlaczego napis ów na ścianie windy wydrapał. Chce zrozumieć i szuka zrozumienia. Ale zderza się z niechęcią sąsiadów, rosnącą wraz z jego uporem, a pokrytą chłodną grzecznością. Nie ustępuje jednak, co prowadzi do coraz ostrzejszej konfrontacji.

Sztuka Geralda Sibleyrasa była we Francji wydarzeniem ostatnich sezonów. Zabawna, ale oddająca groźną rzeczywistość mieszczańskiego świata, może uchodzić za zręczną obyczajową satyrę na współczesnych, ogładzonych, lecz prymitywnych i złych burżujów. Może być odbierana jako błyskotliwa, cierpka komedia o obłudzie oraz kołtunerii lub też jako celny wizerunek relacji międzyludzkich w dzisiejszym świecie -a we "wspólnej Europie" zwłaszcza - sterowanych normami tzw. politycznej poprawności. I jako taka świetnie się nadaje do roli szpilki, która przekłuwa balon nowej niby, lecz przecież odwiecznej hipokryzji. Ale w swej głębszej warstwie "Napis" mówi także o czymś istotniejszym - jest analizą rozpadu naszej cywilizacji. Mówi o przeroście i chaosie informacji, które produkujemy, żeby się ze sobą komunikować i wzbogacać rzeczywistość, ale które - w swojej rosnącej, samopożerającej się masie - tę rzeczywistość niszczą, zacierają istotę komunikacji, znaczenie idei, wartości.

Lebrun, którego społeczność kamienicy odrzuca, gdy próbuje się przebić przez zrogowaciałą, gładką warstwę słów, które utraciły sens, przez mur postaw i poglądów, co są tylko atrapą pustki - jest skazany na klęskę. Jeżeli chce żyć w tej kamienicy - w tym świecie - musi przyjąć obowiązujące zasady: stać się trybikiem maszyny, którą nakręcają media Maszyny wyrzucającej z siebie hasła i trendy, mody i zasady, rygory i reguły. Medialna papka to już nie jest nasze pożywienie, to ona -żywi się nami. Bo jeśli pojęcia utraciły znaczenie - można innych zniewalać wolnością, dyktaturę zwać tolerancją, rasizm i faszyzm zwalczać jak starość i różnicę płci, używając do represji szczytnych idei...

Lebrun się buntuje, maszyna zgrzyta, ale też tym gwałtowniej miażdży Lebruna i jego bunt.

"Napis", który śmieszy, gdyż odczytujemy z mego groteskowo wykrzywione, a dobrze nam znane oblicze współczesności, terror codziennego fałszu i trujący lakier społecznej fasady, jest więc w istocie sztuką wyjątkowo smutną, a nawet

ponurą. Bo walka o sens, w świecie, z którego sens się gwałtownie ulatnia, to tylko jeszcze jedna, potwierdzająca bezsens, mina i poza towarzyska Tak zresztą przyjmują bunt Lebruna jego sąsiedzi. A nawet żona która ulega i przechodzi na ich stronę.

Przedstawienie Anny Augustynowicz - niezwykle wyraziste, na pozór chłodne, ironiczne - przesycone jest bolesną goryczą. Jego ascetyczna forma - czarna, pudełkowa sceneria z ruchomą, przez aktorów obracaną ramą, co sugeruje upływ czasu i zmianę sceny - w połączeniu z zimnym makijażem aktorów (twarze są jak maski - rysowane siną szminką) wprowadza element obcości, który ową rzeczywistość pozbawia rodzajowego, obyczajowego tła Rzecz dzieje się wszędzie, a zatem może też i w naszych domach. Tę bezpośredniość skierowanego do widza przesłania, do nas, którzy w kameralnej przestrzeni Teatru Małego znajdujemy się bardzo blisko sceny, podkreśla jeszcze gra aktorska -mówienie wprost do publiczności i agresywne, nieustanne patrzenie w jej stronę. Z martwym, szerokim uśmiechem przylepionym do ust

Jest w tej formie kontaktu zamierzona, balansująca na granicy maniery, przesada i nachalność. My to wy, mówią postacie sztuki, ale nie ma w tym "my" i "wy" zaproszenia do rozmowy i dialogu, czy porozumienia, jest krępujące i drażniące współuczestnictwo, cyniczna, bezwzględna wiedza, że nie tylko "Lebrun = ...", ale też i każdy z nas, kto napis w windzie ośmieli się zauważyć.

Mocny spektakl z precyzyjnie prowadzonymi, ostrymi rolami (wymienić należy wszystkie: panią Bouvier - Ewy Sobiech, pana Bouvier - Roberta Gondka, Cholleya - Mirosława Guzowskiego, a szczególnie może panią Cholley - Joanny Matuszak) i mroczną, sugestywną muzyką (walc w "marszowym" duchu przechodzi w finale w szaleńczą gonitwę). Wyrafinowana, bo nieco okrutna przyjemność dla ludzi o mocnych nerwach i otwartych głowach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji