Ciepły collage
Najnowszą propozycją zakopiańskiego Teatru im. St. I. Witkiewicza jest inscenizacja utworów francuskich dadaistów i surrealistów pod wspólnym tytułem ,,Cabaret Voltaire". Te dwa kierunki, które odegrały ogromną przecież rolę w rozwoju życia kulturalnego XX wieku, są mało znane polskiemu widzowi. Tym większej wartości nabiera inscenizacja w reżyserii Andrzeja Dziuka, której premiera odbyła się na Chramcówkach 30 grudnia ubiegłego roku. W skład programu wchodzą: "Serce na gaz" Tristana Tzary, "Niemy kanarek" Georgesa Ribemonta - Dessaigner oraz wiersze Paula Eluarda. "Serce na gaz" jest autentycznym pokazem dadaistycznej sztuki. Poniżenie wszelkich uznanych zasad i schematów, a wywyższenie blagi i absurdu jako jedynych władców świata. Naigrywanie się z życia, śmierci, miłości, którą według Tzary można zmierzyć w metrach. Po "Sercu na gaz" przyszła kolej na wiersze Paula Eluarda przeplatane scenicznymi obrazami bez słów. Poezja i obraz, kolejno: mężczyzna ciągnący po ziemi kobietę z pętlą na szyi, później przyglądający się trzymanym w rękach kobiecym głowom, wreszcie szokujący ślub udzielany narzeczonym przez szatana ze stułą na ramionach i Biblią w ręku. W trzeciej części spektaklu "Niemy kanarek", czyli banalność dążeń i próżność mężczyzn, przy bezwstydności i wyrafinowaniu kobiet. Degradacja miłości, która dla mężczyzn jest tylko wypełnieniem czasu pomiędzy "polowaniami" na życiowe szansy, zaś dla kobiet zaspokojeniem żądzy. "Ja jestem Mesalina" mówi z dumą kobieta. Całość kończą dwa obrazy. W trakcie pierwszego, trójka grających aktorów zostaje wywieziona ze sceny w zabitej gwoździami szafie. W drugim: "koniec - miłość" zgodnym chórem oznajmiają występujący Dorota Ficoń, Andrzej Jesionek, Lech Wołczyk i są to już ostatnie słowa "Cabaretu Voltaire". Czy jest to koniec, po którym miłość ma się odrodzić, czy też właśnie koniec miłości?
(DARIUSZ WYGNAŃSKI, Zakopane)