Artykuły

Pokój z morałem?

Landovsky, aktor głośnego praskiego Cinohernego Klubu, napisał "Pokój na godziny" dla swojego teatru. Jest to raczej scenariusz do gry, niż tekst literacki. Czytany bez znajomości stylu inscenizacja tego teatru, może wydać się jedynie zręczną imitacją dramaturgii Bonda i Pintera. Sztuka ta wypełnia się treścią, gdy wspomnimy doświadczenia czeskiej nowej fali filmowej a odkrycie teatru Ve Smeckach. Powrót do szczegółu i drobiazgowa, naturalistyczna obserwacja człowieka w jego najprostszych funkcjach i czynnościach - to metoda mało wyszukana, ale, jak się okazało, i wcale owocna artystycznie. Dzięki niej powstał autentyczny czeski styl gry, gęsty i pełen ekspresji.

Landovsky nie obiecuje rewelacji problemowych. Na nic się nie zda dopisywanie jego sztuce jakichś pryncypialnych znaczeń obyczajowych czy społecznych. Im bardziej próbujemy uściślać motywy działania jego bohaterów i ich samych, tym płytszy staje się temat jaki zaproponował do inscenizacji. Za-frapowała go bowiem jedynie sytuacja czworga ludzi skazanych na dramatycznie intymny kontakt. Dwaj zdeprawowani i zdeklasowani starcy wyrzuceni na życiowy margines - i para młodych inteligentów zmuszonych do uprawiania miłości pod ich obleśnym nadzorem. Fano i Hanzl są złączeni wspólną egzystencją w starym zagraconym mieszkaniu, niczym w dżungli ludzkiego upadku i marności. Nie wyzwolą się od siebie, mimo konfliktów i szamotaniny, pozostaną razem aż do żałosnego końca. Ryszarda i Zofię połączyła namiętność czy miłość, zaś przemożna chęć jej spełnienia zaprowadziła ich do tego mieszkania, choć nim się brzydzą. Kim są? Zwykłymi, tuzinkowymi kochankami. I przeżywają banalnie proste rozterki, żywią się przeciętnością, brną w swój los tępo, z uporem, w alkoholowym upojeniu, w płaskiej zazdrości, w scenach bezrozumnej pogoni za czymś, co jeszcze jest ciągłe poza nimi i przyjść nie chce, czy nie może... Rozchodzą się wreszcie, lecz chyba znowu się zejdą - aby rozegrać kolejny dramacik, bo inaczej nie potrafią sobie ułożyć życia.

Wszystko to razem jest śmieszne i żałosne, wstrętne, i perwersyjne, odpychające i drastyczne. A cała rzecz sprowadza się do jednego problemu: jak to zaigrać? Jakimi środkami uruchomić tę rupieciarnię płaskiego banału, aby stała się gorzką, okrutną prawdą o nas samych. Bez moralistyki a dydaktyki. Dla dorosłych.

Romana Próchnicka, reżyserka krakowskiego spektaklu, oczyściła tekst stylistycznie i nadała mu zwartą formę. Problem sztuki potraktowała z wielką powagą. Już sama obsada aktorska zdeterminowała w znacznym stopniu realizację sceniczną: Wojciech Ruszkowiski (Hanzl), Jerzy Bińczycki (Fano), Edward Dobrzański (Ryszard), Elżbieta Karkoszka (Zofia). Krakowski Pokój stał się od pierwszych scen sztuką o Fano i Hanzlu. Dwie mocne indywidualności aktorskie zdominowały swoją igra sprawy pary młodych kochanków. Bińczycki znowu mas zaskoczył swymi możliwościami aktorskimi. Stworzył kolejną (poczynając od Edka w Tangu) kreację człowieka groźnego i agresywnego, niebezpiecznego głupca pyszniącego się umiejętnością rezonowania o ludziach i świecie. Ruszkowski obdarzył Hanzla ciepłem i komediowo-farsową charakterystycznością. Zbudował postać człowieka zdeptanego przez życie i beznadziejnie osaczonego agresywnością lokatora.

Karkoszka grała swoją rolę z nerwowym pośpiechem, jak gdyby dając do zrozumienia, że ta cała sytuacja lepka i brudna jej nie dotyczy. Dobrzański był kochankiem niezręcznym i sztywnym. Podejrzewam, że oboje nie czuli się dobrze w wyznaczonych im rolach. Bo u Landovsky'ego nie można grać postaw, ani też uprawiać na scenie moralistyki. Trzeba pozbyć się wstydu, obnażyć się, upodlić, sięgnąć dna ludzkiego poniżenia. Zofia i Ryszard muszą się zanurzyć w perwersji, w fałszu, w obrzydliwej erotyce, w pijackim transie, ulec zgrywie i wygłupom - aż staną się one niesmaczne i wstrętne. A trzeba to wszystko zagrać wyraziście, ekspresywnie, na śliskiej granicy nieprzyzwoitości i człowieczego upadku. Inaczej sztuka Landovsky'ego okaże się kiepską obyczajówką z mizernym morałem: tak nie należy się kochać, bo to brzydko i może zaszkodzić. Stanie się sztuką, jak w krakowskiej realizacji, z trzema rożnymi tematami aktorskimi i jedną świetną rolą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji