Artykuły

Przekorny Shaw

Od razu trzeba sobie powiedzieć otwarcie, że "Major Barbara" Shawa może budzić w sensie ideologicznym dwuznaczne wrażenia. "Genialny kpiarz" epoki spiętrzył tu taki ładunek drwiny na wszystkie kierunki filozoficzne i przełomu XIX i XX wieku - że spod kpiarskich nawarstwień trudno mu się uwolnić. Powiedział zresztą sam w okresie pisania "Majora Barbary", że nie bardzo wie, jak... zakończyć te komedię. Trudno się nawet dziwić, bo przemieszanie nurtujących wówczas epokę systemów myślowych, poprzez błyskotliwe spięcia "dla dowcipu" - doprowadził Shaw do absurdu. Zaś z absurdu nic ma wyjścia...

Sztuka jest bardzo angielska, takie i w spojrzeniu na problemy ogólnoświatowe. Oczywiście, ten angielski punkt widzenia wykrzywia jeszcze sarkazm Irlandczyka, nastawionego krytycznie do wszystkiego, co utworzyła kramarska potęga Albionu. Naród światowych handlarzy i snobów - jego siła i zarazem słabości ekonomiczne oraz na swój sposób kreowana rola "nadludzi" - posłużyły Shawowi jako pretekst do cyrkowej niemal żonglerki sloganami filozoficznymi, wielkiej zabawy w cynizm na tle różnych koncepcji "zbawienia" świata. W tym, ogólnym ośmieszaniu moralności i etyki epoki - tkwi jakiś tragikomiczny rys: pustka.

Shaw ucieka panicznie przed rolą lekarza, który chce leczyć schorzały organizm swoich czasów. Kryje się za parawanem dowcipu. Zresztą, dowcipu przedniej marki. Pozorując gloryfikację "wielkiego finansisty i handlarza bronią", który cynicznie wyznaje, że żyjąc i wojny i śmierci - stwarza przez to lepsze warunki swoim pracownikom do życia - ukazuje przecież mimo woli groźny mechanizm systemu społecznego w kapitalizmie i jego ostrze imperialistyczne. Naszkicowawszy skrajne przeciwstawienia: nędzy i wyzysku proletariatu oraz dyktatorskiej mocy wielkiego przemysłu w satyrycznym ujęciu - gubi społeczną wymowę tego obrazu, Wnioski oblekając w błyszczące opakowanie dowcipu, albo w błazeński uśmieszek. Wyśmiawszy wszystkich i... samego siebie - ratuje się: cynizmem. Taka postawa ma swoją logikę. Pomiędzy zbawieniem świata poprzez modlitwy i jałmużnę - a zbawieniem przez koniunkturę na produkcję broni dla podniesienia dobrobytu - jest tylko jedna droga: cynizm.

W komedii każdy ma Inną misję zbawienia. Tytułowa postać Barbary, majora Armii Zbawienia - reprezentuje pogląd, ze dobra wola, Bóg i przytułki charytatywne "z zupką" - przyczynią się do położenia kresu nędzy i uspokoją rewolucyjne nastroje proletariatu. Tę postawę Shaw ośmiesza bezlitośnie. Podobnie kpi z misji zbawienia głoszonej przez młodego snoba, Stefana - misji sloganowej "dobra i zła", w gruncie rzeczy - żadnej misji. Nie drwi natomiast z siły fabrykanta broni.

Nie drwi, choć próbuje przekornego uśmiechu. Ale, jakże tu się śmiać z grozy takiego "zbawienia świata"? Komedia kieruje się przeciw swemu twórcy. A jej społeczna wymowa tym jaskrawiej występuje po blisko 60 latach od daty powstania "Majora Barbary". Absurdalny łańcuch dowcipów pod filozoficzne tezy na progu XX w. - staje się bardziej zrozumiały po doświadczeniach społecznych i politycznych ostatnich pokoleń naszego świata. Toteż Shaw z "Majora Barbary" zmusza do myślenia. Pomiędzy wierszami kpiny, ironii oraz zabawy.

Bo sztuka niewątpliwie dostarczy rozrywki intelektualnej dzisiejszemu odbiorcy. Jest świetnie napisana przez mistrza dowcipnego dialogu. Zwłaszcza w swojej części pierwszej.

Reżyser Władysław Krzemiński skonstruował bardzo zabawne przedstawienie. Pomysłowo wplótł przerywniki między aktami, złożone z cytatów i reklam Armii Zbawienia. Dobrze puentował sytuacje i nadał spektaklowi szybki rytm. Starał się także wybrnąć z dwuznaczników tekstu.

Walnie pomogli mu w tym aktorzy. Znakomitą kreację cynika - fabrykanta stworzył Jerzy Przybylski. Świetny w tonie i geście - groźny i śmieszny "zbawiciel". Sekundowała mu z powodzeniem Jadwiga Zaklicka, niby separowana żona, a przecież bliski mu wewnętrznie portret arystokratki z duszą mieszczańską. Jolanta Hanisz, jako major Armii Zbawienia - prezentowała olbrzymi urok komediowy - od naiwnego wdzięku po... wyrachowanie. Czyniła to tak prostymi środkami, że można było uwierzyć w jej przemianę psychologiczną. Romana Próchnicka i Krystyna Ostaszewska dały dwie zróżnicowane, kapitalne sylwetki "misjonarek" Armii Zbawienia. Również i Alicja Kamińska ukazała w epizodzie "zbawionej" damy z półświatka przekonywający nerw komediowy. W ogóle epizody warte ca w tym przedstawieniu wyróżnień. Zwłaszcza Tadeusz Wesołowski, jako robotnik. Kreacja wielkiego formatu, umiejętność doboru środków aktorskich - finezja dowcipu a także Józef Dwornicki w charakterze opryszka - świętoszka i Jerzy Nowak, umoralniany chuligan - stworzyli pełnokrwiste postacie charakterystyczne. Zdzisław Zazula był zabawnym snobem i pozerem, zaś Kazimierz Witkiewicz zaprezentował swe wyborne możliwości komediowe, bez nadużywania ekspresji - jako przekorny profesorek greki. Role Zofii Marcinkowskiej, Edwarda Dobrzańskiego i Janusza Sykutery - nie nastręczały zbyt dużego pola do popisu.

Scenografia Wojciecha Krakowskiego dobrze ilustrowała 3 miejsca "zbawień": typowy salon angielski - barak Armii Zbawienia i symbolicznie dowcipny fragment fabryki broni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji