Artykuły

Usypiając Dogville

"Dogville" Larsa von Triera w reż. Marka Kality i Aleksandry Popławskiej w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Agnieszka Górnicka w portalu Teatr dla Was.

Choć nad spektaklem "Dogville" w reżyserii Marka Kality i Aleksandry Popławskiej unosi się klimat tajemniczości i niedopowiedzenia, który kojarzy się z twórczością Davida Lyncha, to adaptacja filmu Larsa von Triera przeniesiona na deski Teatru Syrena rozczarowuje monotonią i nieznośną sztucznością. Najbardziej uderza niewykorzystanie potencjału świetnych aktorów - w tym Bartosza Porczyka i samej Aleksandry Popławskiej.

"Dogville", film Larsa von Triera z 2003 roku, z doskonałą rolą Nicole Kidman, nominowany do Złotej Palmy i Europejskiej Nagrody Filmowej, opowiada historię niewielkiego, amerykańskiego miasteczka, do którego pewnego dnia przybywa piękna i tajemnicza Grace (w tej roli Aleksandra Popławska). Grace ucieka przed bezwzględnymi gangsterami i odnajduje schronienie wśród niewielkiej społeczności prostych ludzi, których życie wypełniają codzienne obowiązki, praca, rodzina i religia. Choć początkowo relacja dziewczyny i mieszkańców miasta opiera się na wzajemnej pomocy i zaufaniu, z czasem zamienia się w relację katów i ofiary. W opresyjne wykorzystywanie władzy, siły i niehumanitarne traktowanie bezbronnej kobiety. Von Trier ukazywał w filmie niebezpieczne mechanizmy przejmowania kontroli nad drugim człowiekiem, przełamywania własnej moralności w imię wymierzania sprawiedliwej kary. Reżyser umiejętnie zobrazował antropologiczne mechanizmy rodzenia się społecznej przemocy oraz proces wytwarzania "kozła ofiarnego", którym staje się główna bohaterka. Duński reżyser wykorzystał eksperymentalną przestrzeń, ascetyczną, studyjną, przypominającą prostą konwencję teatru telewizji. Dzięki temu rozrysowanie i rozmieszczenie postaci i ich domów nadało jego dziełu charakter paradokumentu, analizującego społeczne zachowania zamkniętej wspólnoty.

Sceniczna adaptacja scenariusza filmowego Christiana Lollike'a, wykorzystana przez twórców spektaklu, nieznacznie różni się od swojego pierwowzoru. Historię miasteczka Dogville opowiada nam narrator (Jerzy Nasierowski), którego głos słyszmy z off'u. Zabieg zamknięcia fabuły w klamrach pierwszoosobowej narracji był ryzykownym posunięciem. Usypiający, sztuczny i irytujący głos, który sączy się z głośników od początku przedstawienia, stworzył barierę między akcją sceniczną a widzami, dodatkowo spowolnił i tak monotonny rytm spektaklu.

W pierwszej scenie następuje prezentacja mieszkańców Dogville: poznajemy Toma (Bartosz Porczyk), początkującego pisarza, którego misją jest szerzenie nauki o moralności i miłości bliźniego, Vere (ciekawa kreacja Agnieszki Krukówny) - matkę pięciorga dzieci, jej męża Chucka (Przemysław Glapiński), Liz (Anna Smołowik) - miejscową piękność, niegdyś zakochaną w Tomie, Bill'a (Sebastian Stankiewicz), kierowcę ciężarówki i Marthę, która co godzinę wprawia w ruch kościelne dzwony (teatralny powrót po latach Heleny Norowicz).

Bohaterowie sztuki prowadzą zwykłe, mało ekscytujące życie, które toczy się tak samo od wielu lat. Ich marionetkowość i mechaniczność gestów, a nawet słów, odebrała aktorom ich naturalność i wiarygodność. Dialogi pozbawione silnej interakcji i emocji nie robią wrażenia, nie przekonują. Nadzieją na zmianę sposobu gry było pojawienie się kogoś spoza zaczarowanego kręgu poczciwych i religijnych ludzi - jednak z nadejściem Grace (Aleksandra Popławska) niewiele zmienia się w konstruowaniu przebiegu akcji.

W "Dogville" nie aktorzy, ale scenografia Joanny Kuś, światła Katarzyny Łuszczyk oraz muzyka Macieja Zakrzewskiego budują świat przedstawiony, dają namiastkę tego, czym spektakl mógłby być. W przedstawieniu Kality i Popławskiej dostrzec można podobieństwo do poprzednich spektakli w Teatrze Syrena: "Czarodziejskiej Góry" Wojciecha Malajkata czy "Frankensteina" Bogusława Lindy. Ciekawe teksty i pomysły reżyserskie nie współgrają ze wszystkimi elementami spektaklu i jego integralnością. Kilka udanych chwytów teatralnych, ciekawa scenografia czy muzyka nie zbudują inscenizacji, pozbawionej konkretnego zamysłu artystycznego i jego umiejętnej realizacji. Inscenizacja reżyserskiego duetu z założenia poruszała poważne tematy, lecz zbyt często osuwała się w farsę, która zamiast intrygować, śmieszy, a zamiast przerażać, pozostawia obojętnym. Twórcy nie przenieśli sztuki Lollike'a na polski grunt, jak zapowiadali. Odnoszę wrażenie, że nie spróbowali nawet dostosować jej do polskich realiów.

Niestety, za pięknymi plakatami reklamującymi "Dogville" kryje się zaskakująco naiwna zabawa w teatr. Po Marku Kalicie i Aleksandrze Popławskiej można było spodziewać się czegoś więcej. Być może czegoś na miarę filmu Von Triera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji