Artykuły

Baj sięga po prym

Ciągle jeszcze nie doceniamy tej złotej karty przeszłości "Ba­ja" bez precedensu w historii te­atrów lalkowych świata.

Postępowość "Baja", jego re­wolucjonizowanie zsiadłych jak mleko tekstów starych bajek na­rażały go na konflikty ze starym światem. Przedwojenny "Baj" czuł się właściwie dobrze tylko wśród robotników, postępowców. Tam, gdzie dominowały wpływy kleru miano za złe "Bajowi", że wyśmiewa majestat królewski, że beztrosko wymienia przesiady­wanie na tronie królewskim na szewską dratwę i szeroką wę­drówkę, a zagadnienia rodzinne zastępuje społecznymi.

W Polsce powojennej "Baj" długo nie mógł się odnaleźć. I dopiero na swój jubileusz (ob­chodził niedawno 25-lecie swego istnienia) niespodziewanie dla postronnych wystrzelił dziełem pierwszej wielkości i niezwykłe­go piękna, wystrzelił swoim "Twardowskim". Wybór tematu, a w szczególności oprawa pla­styczna i inscenizacja, lalki (niektóre) i ruchy lalek złożyły się na małe arcydzieło. Nareszcie mamy sztukę godną "Baja" daw­nego, a równocześnie lepszą pla­stycznie, inscenizacyjnie, rucho­wo i reżysersko od jego dawnych przedstawień. Nareszcie mamy sztukę, gdzie "Baj" zastosowaw­szy i wchłonąwszy nie tylko zdo­bycze współczesności, ale nawet pewne osoby z innych teatrów lalek, jak Sowickiego, Grzymskiego - potrafił to obrócić na własny, niezaprzeczalny pożytek.

Kazimiera Jeżewska, "Sława Mistrza Twardowskiego". Sztuka dla teatru lalek w czterech obra­zach napisana dla teatru "Baj" na Rok Odrodzenia. Muzyka: Feliks Rybicki. Lalki i scenogra­fia: Tadeusz Sowicki. Insceni­zacja i reżyseria: Jerzy Dargiel.

Dziwna rzecz, jak bez trudu, niejako spontanicznie narodowe piętno uzyskują teatry ludzi pro­stych, a jak trudno zdobyć te­atrom ludzi wykształconych. Angielski Punch, francuski Guignol, antwerpski De Neus, niemiecki Kasperle, wiedeński Wurst, czeski Kasper, słowacki Gaszpar, rosyjski Pietruszka, polski Kubuś, czy z naszej szopki ród wiodący Hanneschen z Ko­lonii są tak dobrze osadzeni w rzeczywistości swego kraju, jak brylant w pierścionku. Inaczej jest z edukowanymi teatrami la­lek. "Groteska" mogłaby być równie dobrze ozdobą Paryża jak Rzymu. W znacznej większości świetna sztuka polskich teatrów nie nabrała cech ani narodowych, ani lokalnych.

"Baj" (jeżeli nie policzymy jeszcze kilku innych utworów inscenizowanych przez "Niebie­skie migdały") wszedł "Twardow­skim" na tę odłogiem leżącą dzie­dzinę rodzimej twórczości.

Zapewne można mieć poważne zastrzeżenia, choćby np. co do tekstu, który jest chwilami nie­śmiały, jakby okaleczały. Mówi się o królu i o jego zaintereso­waniu osobą Twardowskiego, ale króla się nie pokazuje. Odwagi. Choć go legenda mianuje Zyg­muntem Augustem, "to przecież król z bajki."

Nie bójmy się w Twardowskim króla od miłej, sentymentalnej strony pokazanego; należy on do legendy o Fauście - Twardow­skim.

A cała rola ucznia Twardow­skiego za mało wyraźna i zanad­to bezsilna! Występek to prze­ciw kanonom teatrów la­lek. Bohaterowie teatru lalek, podobnie jak Herkules w greckich legendach, muszą być niezwyciężeni. Tego się po nich spodzie­wa, tego od nich żąda publicz­ność. Bez walnego zwycięstwa bohatera nie może być mowy o zakończeniu prawdziwie psychi­ce dziecka i prymitywnego widza odpowiadającym.

Ze wszystkich elementów tego przedstawienia najbardziej za­chwyca scenografia Sowickiego. Krakowski Rynek jest przepysz­ny, bo i realny i bajkowy razem. Lalka Twardowskiego znakomi­ta, syntetyczna, natomiast lalka Pani Twardowskiej jest jakby trochę martwa. Trzebaby ją oglą­dać z większego dystansu. I to w teatrze lalek poważnie razi, gdy jedną lalkę możemy przyjąć już z odległości powiedzmy czterech metrów, a drugą - dopiero z piętnastu. Pewne lalki wygrały ten pojedynek z przestrzenią, in­ne w nim uległy.

Wielka również pochwała na­leży się pedagogicznej stronie przedstawienia. "Baj" wolał nawet osłabić wrażenie sceniczne, byle tylko nie narazić na szwank nerwów dzieci. Z tej troski wy­nikła może i pewna strata dla samej sztuki, a mianowicie dia­bełek w Twardowskim to jest niegroźny, powiedziałoby się nie­mal, wegetatywny diabełek ze starej wierzby rodem, raczej zdolny do psich figlów, niż do poważnych dysput teologicznych. Diabełek tego przedstawienia - to świetny partner dla ucznia Twardowskiego, ale nie dla sa­mego mistrza.

Kiedy tak snuję rozważania nad Twardowskim, wystawionym przez teatr "Baj", z nieodpartą siłą przypomina mi się inny "Pan Twardowski", którego oglądałem w Poznaniu w r. 1938.

Władysław Roguski, znany po­znański malarz, zamordowany przez niemieckich faszystów w fortach poznańskich, po wizycie teatrzyku lalek z Hohnstein z "Faustem" w Poznaniu, w rekordo­wym czasie stworzył "Pana Twardowskiego", dzieło rzeczy­wiście nieprzeciętne. Prześliczna była zwłaszcza scena, gdy Ma­ciek, zamieniony w pająka, zasnuwa pajęczyną całą scenę. Nie wiem jak to zrobiono, ale zrobio­no to zręcznie i szybko, osiąga­jąc bardzo poetyckie wrażenie. Wybornie użyty był księżyc. Na­der emocjonująca scena odmła­dzania Twardowskiego.

Szkoda, że w "Baju" nie wy­korzystano tych wszystkich pięk­ności, jakie "Pan Twardowski" na­stręcza. Szkoda, że nikt z "Baja" dzieła Rogowskiego nie znał.

W każdym razie to, co nam pokazano, jest nieprzeciętnym osiągnięciem, jest wyzwoleniem w nas wielkiej tęsknoty do wielkie­go repertuaru rodzimego, reper­tuaru legendowego.

I jedna jeszcze rzecz godna pochwały w ostatnim spektaklu "Baja"... to ruchy Twardowskie­go. Rzadko w teatrze mamy tak pełne zadowolenie z samej obser­wacji ruchów; kilka poruszeń Twardowskiego doprawdy uznać trzeba za osiągnięcia estetyczne same w sobie. Tyle w nie włożo­no pomysłowości i ducha. Słusz­nie na sali premierowej budziły szmer zachwytu wśród miłośni­ków teatru lalek.

P. S. A jednak mimo tych wszystkich zachwytów, taka już psia dola krytyka, trochę zrzędzeń.

Po pierwsze dlaczego to "Baj" zarzucił kukiełkę. Lalkę swoistą, polską, rozkochaną w dziarskim ruchu i zamaszystym tańcu. Dla­czego? Czyżby dlatego, że inne teatry odeszły ku pacynce, jawajce, marionetce? Ku lalkom poruszanym przez palce, ku lalce poruszanej z dołu, na patykach, ku lalce poruszanej z góry przez nici. Cui bono?

Zrozumiałe, że Twardowski musiał być jawajką. Jego zadań artystycznych nie udźwignęłaby kukła. Ale cała reszta, prócz diabełka, mogłaby jeszcze o wiele lepiej się spisywać, gdyby była kukłami. I żona Twardowskiego i jego uczeń dobrze czuliby się w skórze kukieł.

Druga pretensja jest raczej pretensją sentymentalną. Jeżeli przez 25 lat gra się Kownacką, to na jubileusz wybiera się przy­najmniej jakiś fragment z jej sztuki, czy fragmenty z jej sztuk. A jeżeli już z jakichś poważnych względów nie wybiera się żadnej z jej sztuk, to się przynajmniej deklamuje jej nazwisko przez wszystkie przypadki. Ona i da­wny "Baj" - to było jedno. Ona "Bajowi" w dużej mierze dała znaczenie, jakie miał. Żaden z teatrów żywego planu nie miał takiego swojego autora, a z te­atrów lalek chyba jeden teatr w Monachium tak był bez reszty związany z jednym autorem - z Poccim. Nie umiano o tym pamiętać, nie umiano tego pod­kreślić. A przecież mamy tu do czynienia z osobliwością do kwadratu, z osobliwością w skali światowej.

Trzecia pretensja jest pre­tensją być może samokrytycz­ną. Jest pretensją o konferansje­ra. Jaś Wesołowski (nie lubi po­dobno tego zdrobnienia jako doj­rzały pan, ojciec dzieciom, ale doprawdy jakże inaczej o nim mówić, jak go uroczyście tytułować) stworzył styl, który na­leżałoby respektować.

Brak nam w obecnym "Baju" tej bezpośredniości, tej sponta­niczności, tego rozmachu, tego ciepła, tej atmosfery, tych skrzy­deł motylich, tych świerszczo­wych skrzypeczek. Być może, że to ja je spłoszyłem uwagami, że między dzieckiem a lalką nie trzeba pośredniczyć. Ale dla "Ba­ja" chcemy zrobić wyjątek. Chcemy widzieć elfa ze skrzypcami, jak przekomarza się z dziećmi i lalkami. Chcemy wi­dzieć kogoś, kto spaceruje sobie po ścieżkach bajkowych ogrodów, jak Peter Pan-Piotruś Pan, wie­rząc, że ma skrzydła. A możeby Jaś do "Baja" wrócił? Czy nie tam jego miejsce i jego rola?

Chciałoby się doradzić "Bajo­wi". Wyjdź z kręgu czarów "Groteski", "Arlekina", "Guliwera" i "Lalki". Bądź sobą, jak najbar­dziej sobą. Nie sil się, aby twe spektakle były podobne do świet­nych przedstawień w zwykłym teatrze. Nawiąż do własnych tra­dycji. Rozbuduj, uskrzydl i pogłęb własny styl. Nie zacząłeś się wczoraj ani przedwczoraj. Twój dawny styl to oryginalny o swo­istej technice teatr lalek, niepo­dobny do żadnego innego na świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji