Artykuły

Wycieczka do Tarnowa

Teatr tarnowski, prowadzony od lat przez Kazimierza Barnasia, funduje kilka razy do roku wycieczki dla recenzentów. Zjeżdżają wtedy z całego kraju dziennikarze i już od wczesnego przedpołudnia zaczyna się praca. Impreza kończy się w późnych godzinach wieczornych. W ciągu dnia zespół aktorski bez hipochondrii i fumów zakasuje rękawy i rozgrywa aż trzy przedstawienia. To się właśnie nazywa maraton tarnowski.

Tak było i ostatniej niedzieli, kiedy pod wiosenne niebo sympatycznego miasta przywiozły nas autobusy i pociągi. Na śniadanie więc, można powiedzieć, podano nam komedyjkę Georgija Mdiwaniego "Porwano konsula", na obiad Henryka Voglera "Sezon z upiorem", na kolację flaubertowską "Panią Bovary". Ten zestaw sztuk właściwie dość plastycznie określa program repertuarowy sceny, wypływający z zapotrzebowania i zainteresowań publiczności oraz z rozumnych powinności dydaktycznych teatru. Jest on dopasowywany na podstawie trzeźwego rozeznania terenu i szczęśliwie nie rozsadzają go chorobliwe ambicje ani ciągoty do udziwniania swojej służby. Bo chyba słowo "służba" dość trafnie przylega do zadań, jakie dźwigają tego typu placówki terenowe.

A wiec tej niedzieli pokazano nam, jak się rzekło, jedną pozycję rozrywkową, ową właśnie komedyjkę o porwaniu konsula, potem przyszła już rzecz poważniejsza, taka więcej nakazująca myśleć o naszej współczesności i jej schorzeniach, czyli "Sezon z upiorem" i wreszcie wielka klasyka francuska zaadaptowana mistrzowsko na scenę przez panią Annę Świrszczyńską. To porwanie nie zapiera specjalnie tchu w piersiach, ani perypetiami bohaterów, ani tym bardziej dramaturgicznym talentem autora. Gruziński autor akcję swej sztuki pomieścił we Włoszech i rzecz całą rozgrywa w tak zwanej typowej scenerii ulicy italskiej, która jest świadkiem porwania przez studentów konsula hiszpańskiego, gdyś tłem aktem terroru chcieli oni wymusić na rządzie gen. Franco uwolnienie osadzonego w więzieniu studenta-komunisty. Jest to więc komedia trochę nawet polityczna. Autor nas jednak za długo nie trzyma w fotelach i wszystko się kończy szybko i szczęśliwie. Nawet gdybyśmy mieli do niego porcję pretensji, to darujemy mu je ze względu na pamięć świetnej zabawy, jaką miała młodzież tarnowska.

Sztukę wyreżyserowała Jolanta Ziemińska, ładną zaś i funkcjonalną scenografię zbudowała Zdana Jasińska. W pierwszoplanowych rolach wystąpili Lech Bijadł (Pepino), Zbigniew Horawa (Cino), Irmina Babińska (Lola), Karol Hruby (Konsul), Zbigniew Sluzar (Cezare), Alina Dadun (Daniela), Jan Mączka (Mario), Szymon Pawlicki (Antonio), Celina Bartyzel (Anna), Adam Raczkowski (Luigi) i Jerzy Rudolf (Rafael). Trzeba powiedzieć, że aktorzy popuścili sobie wodzy i cała zabawa, nawet jak na to włoskie niebo, jakie wisiało nad Tarnowem ostatniej niedzieli, była aż nadto wioska.

Sztuka zaś Henryka Voglera dotyka jednej z większej namiętności trzydziestu milionów rodaków zamieszkałych nad Wisłą, a mianowicie: nietolerancji i kundlizmu. Kundlizm - jak tłumaczy Melchior Wańkowicz - jest to bezinteresowna zawiść. Wiemy doskonale, jak ją u nas bliźni lubią uprawiać. Za sam więc wybór tematu należą się autorowi słowa uznania, "Temat ów - pisze Vogler we wstępie do programu teatralnego - mógłby się stać materiałem dla nie jednej dysertacji filozoficznej czy grubego dzieła naukowego w kilku tomach. Autor "Sezonu z upiorem" postanowił go uczynić przedmiotem skromnego, może nawet trochę żartobliwego i sensacyjnego utworu scenicznego". Wszystko więc w porządku, i wszystko we właściwych proporcjach zostało zachowane. Także reżyseria Romany Próchnickiej. Tylko ta scenografia Anny Drozd jest nieporozumieniem i ona, jak mi się zdaje, zaciążyła w sposób arcy smutny na spektaklu. W zespole aktorskim chciałbym odnotować Barbarę Kobrzyńską, która rolę Doroty poprowadziła w sposób skupiony, a jednocześnie plastyczny i sugestywny. To miło jest spotkać się z utalentowanymi aktorami na scenie, bądź co bądź, odległej od głównych szlaków teatralnych.

Wieczorem zaś, zgodzili się z tym wszyscy uczestnicy wyprawy recenzenckiej, przeżyliśmy zaskakującą niespodziankę i dobrą sensację. Przedstawienie "Pani Bovary". Świrszczyńska opracowała wielką powieść Flauberta z myślą o jej epickim i, że tak powiem, informacyjnym ekwiwalencie. Bardzo trafnie. Tak wygotowany tekst jednak stwarzał reżyserowi zarówno wielkie możliwości inscenizacyjne, jak i niebagatelne trudności. Kazimierz Barnaś sporządził zadziwiająco bogate i ładne przedstawienie. Zarówno czytelne i przejrzyste, jak i zabudowane stylowymi i dynamicznymi planami. Znać było tutaj sprawność w dyrygowaniu całością spektaklu, jak i troskę o szczegół historyczny czy rodzajowy.

Bardzo piękną scenografię zaprojektował Andrzej Cybulski. Przy nieobyczajności, by tak powiedzieć, scenograficznej, jaka zalewa wiele scen krajowych, to, co stworzył Cybulski, jest wzorem jak należy robić dekorację nie tylko piękną, ale i funkcjonalną, znakomicie wspomagającą tekst i reżysera. A swoją drogą, co się właściwie dzieje z Cybulskim, który po powrocie ze Stanów Zjednoczonych gdzieś nam z oczu przepadł. Chodzą słuchy, że ma trudności z uzyskaniem stałej pracy, nie wiem jednak na pewno, czy to prawda. No, a poza scenografią, odnotujmy jeszcze także bardzo ładną i dramatyczną oprawę muzyczną przedstawienia przygotowaną przez Jerzego Kaszyckiego.

Panią Bovary zagrała z dużą kulturą Alina Dadun. Ominęła wszystkie niebezpieczeństwa melodramatyzmu, jakimi grozi rola, budując postać tej nieszczęśliwej i - chciałoby się powiedzieć - wyalienowanej kobiety, oszczędnymi a jednocześnie plastycznymi środkami aktorskimi. Gratulujemy tej roli! Trudno w tych krótkich z konieczności uwagach pisać o wszystkich aktorach, wspomnijmy więc tylko o znaczących rolach Aptekarza (Lech Bijadł), Karola Bovary (Karol Hruby), ładnie granych postaci epizodycznych Justyna (Zbigniew Horawa) czy Artemizy (Irmina Babińska), podkreślmy jeszcze świetny w pomyśle epizod ze Ślepcem, który wisiał nad losami bohaterki niczym przysłowiowa memento, oddajmy sprawiedliwość Adamowi Raczkowskiemu, że nie miał łatwego zadania w roli romantycznego Leona i prośmy o wyrozumiałość innych aktorów, iż brak miejsca nie pozwala nam odnotować pełnego ensemble'u.

No, a teraz czekamy na nowe zaproszenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji