Artykuły

Tomczyk nieoczywisty

Wojciech Tomczyk upiera się pisać sztuki teatralne o naszej współczesności. Czasem bardzo ważne - o twórczości Wojciecha Tomczyka, w tym o ostatniej premierze Teatru Telewizji, pisze Piotr Zaremba w tygodniu wSieci.

"Norymberga" stawiała pytania podstawowe o rozliczenie komunizmu z jego służbami. "Zaręczyny" pytały o plemienny podział między Polakami przecinający rodziny. A świetna adaptacja końcowej części powieści Bronisława Wildsteina "Dolina nicości" mówiła o upadku człowieka złamanego przez system, ale usprawiedliwianego w czasach, kiedy systemu już nie ma.

Najnowsze dziełko "Breakout" [na zdjęciu] pokazane przez Teatr Telewizji to kameralna historia na kilka postaci ze skromniejszymi założeniami. Znany pisarz (Bartosz Opania) grzęźnie w prowincjonalnym miasteczku, w którym był na spotkaniu autorskim, i nie tylko zostaje tam zdemaskowany jako plagiator, lecz i poddany swoistemu testowi przez pewną nieco dziwną miejscową rodzinę.

Nie będę twierdził, że tym razem powstało dzieło na miarę Czechowa czy Mrożka, choć Tomczyk potrafił się wcześniej zbliżyć do ekstraklasy. Tu trochę rozczarowuje jakby wystygłe, niezdecydowane zakończenie. Ale co mnie i w tej sztuce urzeka?

Temat niby oklepany: nauczki udzielane możnym, nadętym personom przez zwykłych ludzi widzieliśmy wszędzie, łącznie z amerykańskimi komediami romantycznymi. Tu nakłada się na ten archetyp konserwatywna nieufność do medialno-facebookowego establishmentu. Tym, co czyni sztukę oryginalną, a chwilami frapującą, jest nieoczywistość, brak kropek nad i, więcej niedomówień niż odpowiedzi. Sprzyja temu forma. Niby mamy realistyczną jedność miejsca i czasu, a ja nazywam takie sztuki przypowieściami. Sam autor woli mówić o "realizmie magicznym".

Tak też jest to zrobione przez Ewę Pytkę i zagrane, chociaż może doświadczeni panowie Opania i Zbigniew Zamachowski nieco dominują nad mniej znanymi paniami. Mnie zaskakująco urzekła najmniejsza rola, Józefa Pawłowskiego (główny bohater "Miasta 44") jako młodzieńca, który jest chyba trochę wyznacznikiem optymizmu autora.

"Gazeta Telewizyjna" dała dwie gwiazdki i orzekła piórem Doroty Szymborskiej, że sztuka nie powinna powstać, bo Polacy realizmu magicznego nie umieją i już. Rozumiałbym polemikę z niepoprawnym politycznie, nawet jeśli pastelowym, przesłaniem czy z paroma uwagami o patologiach współczesnej literatury. Wybiera się jednak proste plemienne likwidatorstwo, nawet bez porządnego uzasadnienia. Nie nasze, więc niewarte istnienia.

Autorka recenzji cytuje Wojciecha Marczewskiego pytającego kolegów reżyserów, po co kręcą filmy. To wybitny twórca, ma prawo się dąsać. Ale po co pani pisze recenzje, nieznana mi pani Szymborska? Dalibóg nie wiadomo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji