Artykuły

Sezon na Śląsku

Środowisko artystyczne Katowic znane jest właściwie wyłącznie Krakowowi za pośrednictwem telewizji. Powiedzmy z góry - nie jest to prezentacja najznakomitsza. Trzeba jednak rozejrzeć się dopiero na miejscu, obejrzeć żywe spektakle teatralne, estrady małych form i koncerty aktorskie, by dojść do przekonania, iż ów nie najlepszy pogląd na możliwości tego środowiska "zawdzięczamy" w dużej mierze przekazom tamtejszego ośrodka telewizyjnego. Przekazom, powiedzmy to z miejsca, bardzo często niedobrym. Dość pilnie oglądam program TV i - jak to bywa ze stałymi obserwatorami - wyrobiłem sobie pewien pogląd na produkcję teatralną ośrodków telewizyjnych. Z sympatią więc oczekuje się programu Warszawy, Wrocławia, Łodzi czy Poznania, bez większej nadziei Katowic. Długa, za długa praktyka niedobrych przedstawień nie mogła publiczności dobrze do tej stacji usposobić. Dopatrywałem się przyczyn tego stanu rzeczy w miernym aktorstwie scen katowickich, te jednak przewinienia obciążają artystycznie raczej telewizję. Niby nic specjalnie nowego, tę hipotezę potwierdza choćby i Kraków, który przecież ma doświadczone teatry i właściwie raczej okropne, jak dotychczas, spektakle w TV.

Współpraca środowisk teatralnych Katowic i Krakowa jest stara i przyjazna. Reżyserowali tam sztuki i Zamków, i Kantor, i Kaliszewski, żeby tylko przy tych nazwiskach z poprzednich lat zostać, ostatnio zaś mieliśmy okazję sprawdzić pracę. krakowskiej artystki Teatru Starego - Romany Próchnickiej, która dla Teatru im. Wyspiańskiego w Katowicach wyreżyserowali "Rodzinę Laokoona" Tadeusza Różewicza.

Sztuki Różewicza, jak to się mówi, nie należą do najłatwiejszych, ich poetyka teatralna zagęszczona przenośniami i aluzjami do współczesności i historii, literatury i polityki, ideologii i plotki, spiętrzona zaplanowanym absurdem, szpikowana już to najzwyklejszym dialogiem, to znów rozległymi partiami monologowymi, wymaga od widza dużego skupienia. Maksymalnej koncentracji. I właśnie rzeczą reżysera jest owe teksty, czasami nawet przypominające pozornie mały bełkocik, do reżysera więc należy rozpisanie tej poetyki na język jasnych sytuacji teatralnych.

Próchnickiej to się właśnie znakomicie udało. Przetransponowała Różewicza na bardzo ładne, czyste i czytelne widowisko, tak, że nie bez satysfakcji można było po przedstawieniu usłyszeć uwagi widzów, którzy zwierzali się, iż wreszcie zrozumieli autora. Spektakl ten ma cienką, inteligentną warstwę humoru, wiele błyskotliwych pomysłów inscenizacyjnych, dobrą grę aktorską i świetną scenografię Kazimierza Mikulskiego, z Krakowa.

Sztuka Różewicza idzie na małej scenie, na przemian z komedią Claude Magnier "Paryżanin". Jest to gatunek tak zwanej komedii omyłek. Trójkąty, czworokąty małżeńskie, alkowy kochanków, biedny, ale pełen uroku malarz, modelki paryskie bardzo sugestywnie rozebrane i, oczywista, kopciuszek z prowincji, który przechytrza wszystkie baby paryskie i zabiera gapiowatego malarza. W sumie jest to zabawa dość płaska i nawet nudna, sytuację jako tako ratują piękne dziewczyny i Elżbieta Gorzycka, grająca właśnie rolę owego kopciuszka z Bretonii.

Na dużej zaś sali teatru im. Wyspiańskiego, żeby szczęście komediowe było pełne, idzie znana sztuka Caillaveta, Flersa i Arne - "Król". Krakowianie mają najpewniej w pamięci spektakl "Króla" sprzed lat kilkunastu, kiedy to w głównym dublecie grali, jeśli się nie mylę, Zofia Jaroszewska (Teresa Marnix) i Jerzy Leszczyński (Jan IV). To jest sztuka napisana przez zacnych majstrów gatunku. Lotna, dowcipna, nafaszerowana milionem kalamburów, znakomicie co chwila puentowana. Któż tak jeszcze umie pisać komedyjki!

Wyreżyserował ją Mieczysław Daszewski, kreując sam rolę królewską. Poszedł w swej inscenizacji tak jak trzeba, w kierunku farsy, nie przerysowując jednak spektaklu i utrzymując go w ryzach raczej delikatnej stylizacji. No, któż jednak z młodych aktorów umie znaleźć się w farsie? Jest to gatunek trudny, jak felieton dziennikarski, czyta się go potoczyście i łatwo, ale pisanie jest nieco kłopotliwsze. Spektakl katowicki nie jest równy aktorsko, ma jednak jedną rolę, która wystarczy za całość. Właśnie rolę Króla w interpretacji Mieczysława Daszewskiego. To bardzo piękna kreacja aktorska. Zbudował ją Daszewski na bardzo oszczędnych, chciałoby się powiedzieć, skupionych tonach, co w zderzeniu z przezabawnym tekstem, jaki ma do rozegrania daje wyborne rezultaty!

A na tejże samej scenie idą jeszcze "Trojanki" Eurypidesa - Sartre'a. Jeszcze nie widziałem tego przedstawienia, krytyka jednak i pism warszawskich i katowickich, pisze o nim bardzo dobrze. Proszę, cóż więc więcej trzeba: Eurypides, Różewicz, trzej panowie od "Króla" i wreszcie Manier. Na niełatwym terenie katowickim ten wycinek repertuaru ma chyba swój sens.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji