Końcówka bez animuszu (fragm.)
>>> I wreszcie czwarta czerwcowa premiera "Bałałajkin i Spółka". Sztukę graną już w kilku teatrach w Polsce w Warszawie wystawiono po raz pierwszy. Autorem jest współczesny dramaturg radziecki Sergiusz Michałkow, który napisał ją na motywach powieści Sałtykowa-Szczedrina. Ostra to komedia rozgrywająca się w Rosji carskiej a przecież aktualna dziś, tak jak była aktualna wczoraj i będzie jutro. Dotyczy bowiem postawy konformistycznej, mówi o próbie prześliźnięcia się przez życie tak, by nie poobijać sobie boków. To niemożliwe - replikuje Michałkow - tak żyć się nie da, trzeba iść prosto, choć nieuchronnie przyjdzie zbierać guzy.
Akcja "Bałałajkina" toczy się szybko, sytuacje zmieniają się jak w kalejdoskopie, dwaj główni bohaterowie Gawędziarz i Głumow, coraz to popadają w nowe tarapaty. Ledwo wyjdą z jednej kabały, już ładują się w następną. I w takim właśnie rytmie należy chyba grać tę sztukę. Tymczasem w Teatrze Dramatycznym Ludwik René jakby hamował tempo, jakby pozwalał celebrować aktorom poszczególne sceny, jakby się bał, że intencje Michałkowa nie będą dosyć jasne, a poszczególne aluzje nie dotrą do widowni. A zaczęło się przedstawienie ciekawie, w dobrym tempie, które starał się narzucić Andrzej Szczepkowski jako Gawędziarz. Z czasem jednak osłabło ono aż do pojawienia się samego Bałałajkina, który w niemal kabaretowym wykonaniu Marką Bargiełowskiego dał próbkę aury, w jakiej powinien toczyć się cały spektakl. Mimo to publiczność bawi się, oklaskuje poszczególne kwestie, śmieje się beztrosko z kłopotów dwóch starych przyjaciół Gawędziarza i Głumowa, z weselnej uczty, na którą zostaje doprowadzony siłą Bałałajkin, z "dyskretnego" przesłuchania w komisariacie przez oficera policji Iwana Timofiejewicza (zabawny Zygmunt Kęstowicz). I choć przedstawienie pozostawia znaczny niedosyt, wieczór nie jest stracony.
Tak więc sezon nie zakończył się sukcesem. Odnosiło się wrażenie, jakby teatry straciły animusz, jakby sroga zima a potem upalna wiosna pozbawiły je resztek sił i tylko poczucie obowiązku kazało im wyjść na koniec z nowymi przedstawieniami. Wobec tego jednak, że sezon to pojęcie umowne, nie traćmy nadziei, iż pozostałe pół roku dostarczy jeszcze niejednego ciekawego spektaklu.