Artykuły

Gra z gruczołem

Chcąc zrozumieć - a przynajmniej z grubsza ogarnąć myślowo - pisarstwo Stanisława Ignacego Witkiewicza, trzeba poznać bodaj kilka znaczących faktów z życia autora. A także klimat, w jakim wyrosła jego twórczość. Tym więcej, że owa twórczość nie ograniczała się jedynie do literatury, lecz obejmowała również malarstwo i filozofię. Jeśli unaocznić, że Witkacy - przyjmując taki pseudonim dla odróżnienia od ojca Stanisława, malarza i krytyka literackiego - był w zasadzie samoukiem to warto podziwiać rozległość jego uzdolnień i pracowitości. Nie wspominając o ogromnej inteligencji. "Cudowne dziecko" bowiem już w wieku 8 lat pisało... komedie. Prawda, że te obrazki sceniczne były po prostu ilustracją codziennych czynności małego chłopca z artystycznej rodziny, ale jakiż zmysł obserwacyjny uzewnętrzniał ośmiolatek podczas szkicowania skrótowych sytuacji i dialogów; ile podświadomego ładunku humoru tkwiło w naiwnym kreśleniu postaci oraz w zindywidualizowanej mowie podglądanych!

Oczywiście, talenty nakładały się na siebie, jednakże pierwociny pisarskie, zwłaszcza na gruncie dramaturgii, chyba przeważyły szalę twórczą. Nie mnie przystoi wypowiadać się o skali osiągnięć Witkacego jako artysty-malarza ani jako teoretyka sztuki. Mogę, co najwyżej - na podstawie własnych odczuć - potwierdzić pogląd, że wszystko (lub prawie wszystko) co wymyślił teoretyk Czystej Formy, poniosło klęskę w odniesieniu do praktyk twórczych na terenie jego dorobku scenicznego. Przy czym wyznaję od razu: uważam tę dramaturgię aa wybitną, acz niezbyt klarowną w tzw. przeciętnym odbiorze. Odkrywczą pod względem intelektualnym i formalnym, choć nierówną artystycznie. A przecież prekursorską (Gombrowicz, Mrożek - u nas, Ionesco, Beckett - na Zachodzie). Bo właśnie Witkiewicz otworzył światowe wrota teatru absurdu w grotesce, czy "nad-kabaretu" - jak pisał ongiś Boy - demonstrując niespożyte pokłady pomysłowości w wyszukiwaniu oraz ujawnianiu osobliwych zjawisk naszej egzystencji. Pod jego piórem wyginały się obowiązujące dotąd konwencje teatralne, pękały jakby dotknięte magiczną różdżką schematy sceniczne, senne majaki przemieniały się - niby w odbiciach krzywych zwierciadeł - w niezwyczajną zwyczajność. No, i jeszcze słowotwórstwo! Wprawdzie mógłby mu ktoś zarzucić, iż na tym odcinku nadużywał z tanią kokieterią iście sztubackiej gwary, lecz owa zgrywa żakowsko--trywialnych powiedzonek i kalamburowo-erotycznych nazwisk osób występujących w dramatach odwoływała się wyraźnie do żonglerki parodią form.

Bez mała 30-letni artysta wyrusza na I wojnę światową. Bierze w niej udział jako carski oficer gwardii z Petersburga. Tam przeżywa wybuch rewolucji. W r. 1918 powraca do rodzinnego kraju. I zaczyna pisać "serio". Dramaty przede wszystkim. Światem powojennym wstrząsają rewolucje oraz dyktatury. Polska jest targana niemocą społeczno-gospodarczą i politycznym rozchwianiem. Budzi to w pisarzu niewiarę i pesymizm. Chcąc zgłębić Tajemnicę Istnienia człowieka, wietrzy na drodze do jej poznania katastrofę, którą powoduje odczłowieczona mechanizacja. Buntuje się przeciw wszelkim formom społecznym. Doprowadza to - wedle opinii M. Jastruna - do niepogodzenia sią z rzeczywistością. Do upatrywania, mówiąc w sposób wielce uproszczony, dookoła siebie (i w sobie samym) sztuczności życia.

Mnożą się utwory dramatyczne Witkacego, przyjmowane raczej opornie w światku literackim oraz z mieszanymi uczuciami wśród publiczności. Między latami 1918 i 1925 napisał ponad 20. sztuk - odnalezionych do tej pory. Wszystkie przejawiają niezwykłą intuicję teatralną autora. Mimo - często i słusznie wytykanych mu - ucieczek ku sensacyjno-brukowym wątkom fabularnym, czy do powierzchownych charakterystyk postaci z pominięciem ich działań na rzecz komentarza, z zastosowaniem bodźców wymuszających gimnastykę wyobraźni. I te właśnie elementy wprowadzają na sceny atmosferę niecodzienności i zaskakujące błyski artystycznej inwencji.

Wspomniałem już o parodii form. Witkiewicz podniósł tę cechę swego talentu dramaturga do wyżyn sztuki. Nie był bowiem parodystą, jakich wielu przed nim i po nim (oczywiście, tych majstrów literatury dramatycznej!) lecz umiał, przy pomocy parodii, z niezawodnym wyczuciem stworzyć na wskroś oryginalne dzieło. Na podobieństwo teatru zużytych form i treści w wykreowanym przez siebie groteskowym teatrze absurdu.

Stulecie urodzin Witkacego STARY TEATR postanowił uczcić premierą stosunkowo rzadko grywanej sztuki Gyubal Wahazar, czyli na przełęczach bezsensu nieeuklidesowy dramat. Jest to, wbrew pozorom rozgałęzionego i nieco zagmatwanego tytułu, utwór dość czytelny. Nawet bez bliższej znajomości Elementów Euklidesa z postulatem równoległości, czy prawem o załamaniu światła w optyce. Bardzo za to dramat bliski np. Bułhakowowi ze znanego uscenicznienia Psiego życia (w Miniaturze Teatru im. J. Słowackiego). Bliski, rzecz jasna, przez wzgląd na temat przeszczepień ludziom różnych organów - tyle, że u Bułhakowa z psa "powstaje" człowiek, podczas gdy Wahazar Witkiewicza pobiera potencjał władczej energii życiowej oraz poczucie bezkarności za swe czyny z... pewnego gruczołu, wszczepianego mu przez zaufanego doradcę (?) doktora Rypmanna. Tym sposobem Gruczoł kształtuje osobowość Tytana-Gyubala, samodzierżcy dyktującego swą niczym niekontrolowaną wolę sterroryzowanym poddanym. Społeczeństwo to zostało więc na swoistą modłę zautomatyzowane przez tyrański gruczoł - we wszystkich warstwach i odmianach, począwszy od wiernych Gwardzistów, kończąc zaś na opozycyjnych Perpendykularystach z arcykapłanem Unguentym na czele i Pneumatystach Bosych z ojcem Pungentym. Zbrodniczo-opętańczym praktykom Wahazara wymknie się tylko jego mała pupilka Świntusia Macabrescu wykorzystująca dziwne zauroczenie satrapy, za co m. in. zapłaci on cenę nie tylko życia (czyli Gruczołu). Ale, zanim to nastąpi, zbyt pewny siebie dyktator zechce podzielić się rządami ze stetryczałym, porażonym artretycznymi dolegliwościami, ojcem Unguentym - którego umysł (przy marności kukiełkowego ciała) fascynuje poniekąd Tytana doskonałego. Aliści przebiegły i ambitny starzec w konfidencji z żądnym sławy naukowej Rypmannem, pozbawią Gyubala we śnie - mitycznej mocy gruczołowej. Forma zatem rozpocznie kolejne przejścia w formy: Wahazara II (ojciec Unguenty) oraz Wahazara III (Świntusia). I na Świntusi zakończy się zabawa z obłąkaną energią witalną niejako samolikwidującą, w efekcie coraz lichszych osobowości, ogarniętych megalomanią przeszczepieńców Gruczołu...

Bezsens, czy przestroga przed metodami przewidywanych szaleństw pseudo-eksperymentatorów dobierających się do mózgów i psychiki człowieczej w imię bezdusznej "nauki" oraz "techniki"? Hm, wydaje się, iż tak mocno wątpiący w społeczność pisarz poddaje akurat osądowi społecznemu odpowiedzi na owe pytania...

Przyzwyczajeni (czasem bezkrytycznie) do szarad scenicznych i szokowania obsesjami, wyciąganymi - przez większość inscenizatorów - za uszy spomiędzy przysłowiowych wierszy, albo do preparowanych pod firmą Witkacego wariacji na tematy filozoficzne, nagle spostrzegamy, że interpretacja teatralna Gyubala Wahazara w u-jęciu reżyserskim Romany Próchnickiej, nie zawiera żadnych udziwnień. Nie stara się epatować żadnymi modami na nowych Kolumbów Teatru, nie powiększa zamętu w głowach efektownym (ale nic nie znaczącym) melanżem bełkotu słowno-wizyjnego jako aluzyjnym mruganiem oczu. Nic z tych rzeczy! Próchnicka "wykłada" tekst i obrazy w ciągach logicznych, ba - nawet realistycznie (przy zachowaniu umowności kostiumowo-dekoracyjnej w jakimś bunkrze pełniącym funkcje i pałacu, i laboratorium, i poczekalni - projektu Lidii Minticz i Jerzego Skarżyńskiego, ów zabieg inscenizacyjny okazuje się bardzo sensownym, inteligentnym oraz konstruktywnym dramatycznie pociągnięciem. Groteska na scenie staje się wyraźniejsza i - o dziwo - skuteczniej atakuje wyobraźnię widza, aniżeli wszelkie wymyślane oraz rzekomo głębokie myślowo odczytania współczesne sztuki.

Spektakl Próchnickiej wykazuje jeszcze jedną zaletę: ma kadencję zwyżkującą - im bliżej finału - ponieważ reżyserka konsekwentnie, bez naruszenia intencji autorskich "uspokoiła" część ekspozycyjną, natomiast przyspieszyła i zdynamizowała część drugą, dzięki czemu tragikomiczna puenta była istotnie kulminacyjnym punktem widowiska. Te rozwiązania inscenizacji znalazły zresztą oparcie w kreacjach aktorskich Andrzeja Kozaka (ojciec Unguenty) i Edwarda Lubaszenki (Wahazar) a także we własnej - jak mniemam - pomysłowości Próchnickiej w uruchomieniu arcyśmiesznej marionetki niedołężnego starucha, równolegle ze stopniowym unieruchamianiem rozbieganego i ryczącego coraz słabiej Gyubala, jako pierwszoplanowych bohaterów groteski. Warto tu jednak dodać, że zdecydowana większość ról zgrabnie dopasowała się do prowadzącego grę duetu - a zarysowane dowcipnie postacie: dość dwuznacznego cherubina - Kata Morbidetto (Krzysztof Globisz), manipulanta-medyka Rypmanna (Jerzy Świąch), chytrego prostaka, młynarza Kwibuzdy (Rafał Jędrzejczyk), niby-niewiniątka Świntusi (Anna Dymna) czy laboratoryjnie odmienionych dam w kanciaste babusy-Kobietony (Ewa Ciepiela, Alicja Bienicewicz) stworzyły aurę sprzyjającą przewrotnej zabawie "na przełęczach bezsensu", zaś wykonawcom pozwoliły zaprezentować sporą dozę sprawności warsztatowej - od komediowego emploi aż po wymiar kabaretu. Epizodyczną galerię typów i typków, zdalnie sterowanych gruczołowymi manipulacjami, uzupełniali przeważnie z powodzeniem - choć niekiedy mało słyszalnie - Zbigniew Kosowski (Przyjemniaczek), Margita Dukiet (Bochnarzewska), Agnieszka Mandat (Jabuchna Musiołek), Jan Monczka (Fletrycy), Adam Romanowski (ojciec Pungenty), Wiesław Wójcik (Baron, dowódca Gwardii), Marcin Sosnowski (Książę), Jan Guentner (Robotnik), Beata Malczewska (Dandyska) oraz Halina Wojtacha i Anna Chudzikiewicz (Baby I i II).

Temu, miejscami bardzo urodziwemu scenicznie, słuchowidowisku towarzyszyła dobrze dobrana, oszczędna ale wyrazista oprawa muzyczna Stanisława Radwana i układy choreograficzne Jerzego Marii Birczyńskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji