Artykuły

Obezwładniająca nuda

"Fantasy" w reż. Jana Klaty z Teatru Wybrzeże w Gdańsku na Klata Fest. w Warszawie. Pisze Joanna Godlewska w Przeglądzie Powszechnym.

W sierpniu zorganizowało się w grupę "Trans-fuzja" kilkunastu młodocianych widzów teatralnych, którzy "zdiagnozowali, że teatr warszawski umarł" i postanowili "podnieść mocno zakonserwowane wieko, spod którego wydobywa się fetor zmurszałej polityki repertuarowej i bylejakości". Początkowo grupa miała nosić nazwę "Bojówki im. Leona Schillera", ale zbuntowana młodzież uznała, że "to za bardzo kojarzy się z patriotyzmem [?!] i ma posmak postkomuny [???]". Warto wspomnieć, że autorzy tego bełkotliwego manifestu, którego poziom intelektualny i styl nasuwają na myśl nieodżałowanego Władysława Machejka, są studentami wydziałów humanistycznych.

Członkowie owej grupy nie ograniczają się do pisania i przemawiania (może instynkt im podpowiada, że nie jest to ich mocna strona), mają oni natury czynne, więc działają. Pod teatrami, które uznali za martwe - czyli pod wszystkimi, wyjąwszy Rozmaitości i Dramatyczny - zapalali znicze, a do drzwi przybijali ("jak Luter") swoje postulaty. Przeciwników tej działalności niszczą bez pardonu; jednego z wykładowców Akademii Teatralnej, który usiłował, bezskutecznie oczywiście, przemówić im do rozumu, publicznie oskarżyli o to, że był pijany. Nie myślcie państwo, że ci bojownicy odznaczają się szczególną odwagą i gotowi są do poświęceń za sprawę. Nie, za plecami mają recenzentów pracujących w rozmaitych gazetach, radiach i telewizjach oraz tak zwane postaci teatralne. Postaci te, znane jako odwieczni heroldowie wszystkich nowości, skutecznie lansują mrowie miernot w stosownym, czyli młodym, wieku.

Postulaty Trans-fuzji, przedstawione już zresztą zarządcy od teatrów warszawskich, sprowadzają się głównie do tego, by na stanowiska dyrektorskie powołać aprobowanych przez nich twórców. Zaprawdę, powiadam wam: zwróćmy baczną uwagę, jacy ludzie na tej akcji skorzystają. By użyć stylistyki charakterystycznej dla Machejka i Trans-fuzji - patrzmy, kto w dymie tej wojny teatralnej uwędzi sobie tłusty półgęsek. Is fecit cui prodest.

Do reżyserów, bez zastrzeżeń akceptowanych przez transfuzjonistów, zalicza się Jan Klata. Zrealizował on dotąd aż siedem spektakli, więc w pełni zrozumiałe jest to, że urządzono mu festiwal: Klata Fest., podczas którego zaprezentowano wszystkie te dzieła.

"Fanta$y" ("z" zamienione na symbol dolara) jest ostatnią produkcją artysty. Rzecz dzieje się na podwórku typowego osiedla z lat siedemdziesiątych. Tekstu reżyser zostawił niewiele, i dobrze, jako że aktorzy (poza Joanną Bogacką) odznaczają się dykcją pracowników kolejowych przez megafony zapowiadających pociągi i takąż zresztą umiejętnością grania. Pomysły reżyserskie są wtórne, bo ci młodsi zdolniejsi naśladują tamtych młodszych zdolniejszych i nawet rodzaje prowokacji po sobie kopiują. Reszta też jest jak zwykle i wszędzie w młodym teatrze: wymiętoszona fabuła, kretyńskie zakończenie, prostackie dowcipy, krytyka kapitalizmu, gangsterzy, kopulacje (jedna ma za tło dźwiękowe "Czerwone maki na Monte Cassino") oraz nieodzowni polscy żołnierze okaleczeni w Iraku. Identyczna jest też obezwładniająca NUDA - znak firmowy polskiej awangardy teatralnej i nie tylko teatralnej.

Dyskutowanie w miesięczniku z poglądami wyrażonymi w gazecie codziennej jest zajęciem mało sensownym - jeśli chodzi o głupoty naturalnej wielkości. Inaczej rzecz się ma z głupotami rozmiarów nadnaturalnych; nie tracą one na aktualności i odciskają się trwałym piętnem w historii myśli ludzkiej. Joanna Derkaczew, członkini Trans-fuzji, wyprodukowała w "Gazecie Wyborczej" tekst o telewizyjnej wersji świetnego przedstawienia Holoubka, "Króla Edypa" (pisałam o tym spektaklu w "Przeglądzie"). Utworek, zatytułowany "Król Edyp idzie do IPN", wprzęga Sofoklesa w walkę ze zwolennikami otwarcia ubeckich teczek i z wielkim przekonaniem dowodzi, że antyczny ten dramaturg ganiłby "zapaleńców domagających się rozliczeń i lustracji". Z dramatu Sofoklesa wynika przecież jasno, iż Edyp był po prostu kretynem dążącym do samozagłady. Prawda to rzecz względna i często szkodliwa, stwierdza Derkaczew - "nie ma bardziej krwawych i ryzykownych operacji niż operacje pamięci. Oczyszczanie świata zamienia się w mroczną pustynię, na której nikt nie może spojrzeć nikomu w oczy". Gdyby Edyp nie uparł się, by poznać swe winy, mógłby przecież śmiało wszystkim patrzeć w oczy. Zupełnie nowa to, podyktowana chwalebnym pragmatyzmem, interpretacja słynnej tragedii, śmiało rozcinająca egzystencjalno-metafizyczny węzeł gordyjski uplątany przez Sofoklesa. Interpretacja w pełni godna tego, by znaleźć się w antologii idiotyzmów żurnalistycznych obok słynnego zdania Prokescha, który w recenzji z prapremiery "Wesela" napisał, że "sztuka kończy się wesołym oberkiem".

Warto dodać, że Derkaczew, mimo że jest zwolenniczką awangardy, w sposobie pisania preferuje zdecydowanie starą i dobrze znaną grafomanię. Cały jej tekścik jest śliczny, ale na mnie największe wrażenie zrobił fragment dotyczący Grzegorza Damięckiego w roli Eona: "Pokazane w ogromnym zbliżeniu mięśnie jego twarzy spinają się, jakby ktoś wyszarpywał je żelaznymi szczypcami. Zęby, oczy, język stają się nagle narzędziami tortur, które wbijają się w wyobraźnię widza"... Rzeczywiście, gatunkowo bardzo to pasuje do twórczości Klaty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji